Wiktoria Zieniewicz: nowa pozycja to nowe możliwości, także dla indywidualnego rozwoju

Napisane przez Redakcja, 20 kwietnia 2024

ORLEN Ekstraliga wróciła do gry po przerwie na kadrę. Drużynę UKS SMS Łódź, która bardzo dobrze radzi sobie w rundzie wiosennej oraz reprezentację Polski łączy Wiktoria Zieniewicz. Porozmawialiśmy z naszą defensywną piłkarką.

Zapraszamy na kolejny wywiad z cyklu: „Prosto z kobiecej murawy”. Tym razem bohaterką jest Wiktoria Zieniewicz z rocznika 2002, która we wrześniu 2023 roku zadebiutowała w kadrze narodowej.

FutbolNews: Zacznę od reprezentacji. Zostałaś w niej rzucona na głęboką wodę: debiutowałaś od razu w meczu o stawkę, w Lidze Narodów, a od początku eliminacji Euro 2025 występujesz w roli środkowej pomocniczki. Ta pozycja jest dla ciebie zupełnie nowa?

Wiktoria Zieniewicz: Nie do końca. Nawet u trenerki Niny [Patalon] grywałam na tej pozycji w kadrach młodzieżowych. W SMS-ie też się zdarza, że przy meczach z niżej notowanymi zespołami jestem przesuwana do środka. Choć oczywiście wciąż większość meczów gram na boku albo środku obrony.

– W kadrze nie miałaś zapewne za dużo jednostek treningowych, by przyzwyczaić się do tej roli?
– Rzeczywiście nie było ich dużo, ale od kiedy pracujemy z trenerką, więc już od kilku lat, założenia i podstawy zawsze są takie same. Kiedy gram w środku obrony, też muszę wiedzieć jak zachowują się boczne obrończynie czy „szóstka”. Wszystkie musimy być w tym zorientowane, żeby całemu zespołowi było łatwiej. Więc załapanie taktyki nie było trudne.

– Jakie masz odczucia po tych dwóch meczach? Myślę, że wyniki mają tu wpływ na samopoczucie.
– Nie ma co ukrywać, że wyniki nie są dla nas zadowalające. Jeśli mam mówić o sobie, to tak: zawsze można zagrać lepiej. Czułam to. Nowa pozycja to nowe możliwości, także dla indywidualnego rozwoju. I cieszę się, że miałam możliwość tak zagrać, choć wolałabym, żeby na koniec wynik był inny. Szczególnie, że Islandki i Austriaczki były w naszym zasięgu. A tu jakiś głupi błąd, niedokładne podanie, strata i wszystko poszło nie tak. Na szczęście przed nami jeszcze cztery mecze. Będziemy dalej walczyć.

– W dwóch kolejnych zmierzycie się z reprezentacją Niemiec. To dopiero będzie „hardkor”.
– Na pewno. Niemki są bardzo dobrą drużyną, co roku grają na wielkich imprezach. Ale to nie znaczy, że mamy spuścić głowy i już przed meczem źle się nastawiać. Będziemy walczyć. Chciałabym, żeby wszyscy uwierzyli w nas tak, jak same w siebie wierzymy. Zresztą reprezentacja ma tendencję do grania lepiej z trudniejszymi rywalkami. Postaramy się to pokazać.

– Co właściwie pomyślałaś tuż po losowaniu, gdy dowiedziałaś się, że zagracie z Niemkami, Austriaczkami i Islandkami?
– Ucieszyłam się, bo mogłyśmy trafić znacznie gorzej, chociażby do grupy przed nami [z Anglią, Francją i Szwecją – przyp. red.]. To byłby dopiero hardkor. Tu mamy zespoły, które są w naszym zasięgu, z którymi możemy nawiązać walkę. Zaraz po losowaniu pomyślałam, że może będziemy w stanie powalczyć nawet o drugie miejsce i bezpośredni awans. Ale, co ważne, my się dopiero uczymy tego poziomu. Dopiero co weszłyśmy do elity. Po ubiegłorocznym awansie wymaga się od nas wiele, ale tu nie ma już zespołów średnich, są tylko najlepsze w Europie.

– Teraz zdaje się, że najważniejszym zadaniem będzie wywalczenie rozstawienia w barażach.
– To też jest ważne. Ale przede wszystkim mamy przed sobą cztery mecze i w każdym postaramy się coś ugrać.

– Wygodniej gra się będąc underdogiem, jak teraz w kadrze, czy jednak wolisz być faworytką, jak zwykle w klubie?
– Trudne pytanie. Zawsze przyjemnie jest być tą drużyną, która może sprawić niespodziankę, bo nikt nie wymaga wiele, a gdy wynik jest korzystny, wszyscy odbierają go jako sukces. Z drugiej strony dobrze jest być faworytem. Choć wtedy przy każdym potknięciu wiesza się na nas psy. A tu, szczególnie w reprezentacji, nie ma łatwych spotkań. Gdy jesteśmy w elicie każdy moment dekoncentracji, każdy błąd kończy się stratą bramki.

– A w SMS-ie jesteście zadowolone z początku rundy?
– Tak. Jedyne, z czego możemy być mniej zadowolone, to wynik meczu z Czarnymi Sosnowiec. Prowadziłyśmy grę, zdobyłyśmy dwie bramki, a nasze przeciwniczki po naszych błędach dostały dwa rzuty karne, które wykorzystały. To taki remis, po którym pozostał niedosyt. Ale patrząc na całokształt, start rundy jest zadowalający. Choć też trzeba przyznać, że te najtrudniejsze mecze dopiero nadchodzą. One pokażą, jak mocną drużyną jesteśmy.

– W tabeli jest ciasno. Trzecie miejsce na koniec będzie cię w pełni satysfakcjonowało?
– Myślę, że tak. Patrząc na to ile zawodniczek od nas odeszło i jak mało przyszło, trzecie miejsce będzie bardzo dobrym wynikiem. A jeśli udałoby się jeszcze dojść do finału Pucharu Polski, to już w ogóle będzie super.

– Ten Puchar Polski jest większym celem w tym momencie niż liga?
– Myślę, że tak. Władze w klubie też bardziej przykuwają uwagę do pucharu z uwagi na prestiż i finanse. Poza tym mamy tam dwa mecze i szansę na trofeum.

Materiał powstał we współpracy z ORLEN