Bezbramkowo w hicie kolejki – Śląsk zremisował z Rakowem

26.10.2024

Mimo, że zdecydowana większość podczas tego sobotniego popołudnia i wieczora żyła zbliżającym się wielkimi krokami El Clasico, to pod żadnym pozorem nie można zapomnieć o rywalizacji w polskiej PKO BP Ekstraklasie. Na Tarczyński Arena we Wrocławiu miejscowy Śląsk podejmował Raków Częstochowa, który do miasta wicemistrza Polski przyjechał z prostą myślą pod tytułem: zwyciężyć i zainkasować kolejne trzy punkty. Plany przyjezdnych spaliły się na panewce.

Początek bez szału

Cała pierwsza połowa meczu pomiędzy ekipami z Wrocławia i Częstochowy obfitowała w sporo przepychanek taktycznych, które nijak miały się jednak do atrakcyjności widowiska.

Jeśli mielibyśmy jednak wskazać dominującą stronę pierwszych 45 minut spotkania, z braku laku padłoby na podopiecznych Marka Papszuna. To oni bowiem oddali jedyny celny strzał na bramkę Rafała Leszczyńskiego, który na szczęście dla gospodarzy nie trafił jednak do siatki.

Zespół Śląska jedyne zagrożenie stwarzał sobie ze stałych fragmentów gry, natomiast nie można tutaj mówić o dogodnych czy stuprocentowych szansach. Z czasem spotkanie zaczęło się jednak „rozkręcać” i obie ekipy pomimo braku dużej liczby celnych strzałów próbowały stwarzać sobie okazje.

Po pierwszej połowie Marek Papszun zaczął się niecierpliwić i postanowił zerknąć na ławkę rezerwowych. Trener Rakowa zdjął z boiska dwóch podstawowych zawodników, czyli Iviego Lopeza oraz Vladyslava Kochergina, zastępując ich kolejno Peterem Barathem oraz Jonatanem Brunesem.

Śląsk złapał rytm

Zmiany zarządzone przez Papszuna nie przyniosły jednak natychmiastowego efektu, gdyż początkowe fragmenty drugiej połowy meczu zdecydowanie należały do zespołu Śląska. Podopieczni Jacka Magiery byli blisko objęcia prowadzenia od razu po przerwie, kiedy to w doskonałej sytuacji znalazł się obrońca – Aleksander Paluszek. Defensor gospodarzy po zamieszaniu wynikającym ze stałego fragmentu gry stanął praktycznie „oko w oko” z Kacprem Trelowskim. Paluszek zupełnie nie wytrzymał jednak presji i spudłował w juniorskim stylu.

Raków nie pozostał dłużny rywalom, gdyż kilkanaście minut później groźny strzał zza pola karnego oddał Adriano Amorim. Po tym niedużym, ale jednak pudle Papszun zmienił Brazylijczyka.

Zmiennik prawie dał prowadzenie

Ostatecznie jednak to zespół gości strzelił pierwszego gola w meczu rozgrywanym na Tarczyński Arena. Zdobywcą bramki na 1:0 dla gości okazał się być ten, który swój udział w meczu rozpoczął dopiero w drugiej połowie, czyli Jonatan Brunes. A przynajmniej tak się wydawało, bo trafienie to nie zostało uznane i trzeba przyznać, że sędzia główny – Szymon Marciniak miał ku temu solidne podstawy.

Norweg (a prywatnie kuzyn światowej gwiazdy – Erlinga Haalanda) wpakował bowiem piłkę do siatki rywali po ogromnym zamieszaniu w polu karnym, gdzie wcześniej piłkarz Rakowa trafił futbolówkę ręką. Brunsen musi więc poczekać na swoja trzecią bramkę strzeloną na boiskach PKO BP Ekstraklasy.

W samej końcówce Brunes miał jeszcze jedną znakomitą okazję, natomiast tym razem nie trafił do bramki przeciwnika.

Gospodarze zadowoleni

Obecnie zespół Śląska Wrocław nie znajduje się w najlepszej dyspozycji. Przedostatnie miejsce w tabeli, odejścia kluczowych piłkarzy i słaba atmosfera – to wszystko złożyło się na kłopoty zespołu z południowego zachodu Polski.

Ten mecz, przeciwko jednemu z faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski był jednak dość dobrym spotkaniem dla podopiecznych Jacka Magiery. Punkt zdobyty podczas sobotniego wieczoru z pewnością bardziej cieszy gospodarzy, dla których remis z Rakowem może być punktem zwrotnym jeśli chodzi o utrzymanie, a może nawet walkę o coś więcej.

fot. screen X – Canal+