10 000 ZŁ DO PODZIAŁU DLA WSZYSTKICH
Za Extra Pensję w BETFAN!

Widowisko wysokich lotów w Lubinie. Zagłębie w ośmiobramkowym meczu pokonało Lechię

Napisane przez Mateusz Dukat, 15 sierpnia 2025

Zagłębie Lubin rozbiło Lechię na rozpoczęcie 5. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Zmierzyły się z sobą dwa zespoły, które w tym roku obchodzą 80-lecie istnienia. Na pewno nie był to nudny piątek z naszą ligą. Ostatecznie na dolnośląskiej ziemi zwyciężyli gospodarze, którzy po emocjonującym meczu pokonali rywali i to aż 6:2! Z przodu dobrze, ale defensywa Lechii po raz kolejny się skompromitowała. 

Tylko jedna połowa wyrównana

Wbrew przewidywaniom wielu ekspertów, to zespół Lechii lepiej rozpoczął spotkanie, co w niektórych fragmentach przejawiało się przede wszystkim budowaniem akcji na połowie przeciwnika. Szczególnie aktywną postacią w szeregach „Zielono-Białych” był skrzydłowy  Camilo Mena, który sprawiał niemałe kłopoty obrońcom Zagłębia, na czele z Bartłomiejem Kłudką. To akurat piłkarz, który zwykle jest w dobrej formie i można na nim polegać.

Przewaga gości nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ w dziesiątej minucie to ekipa z Dolnego Śląska otworzyła wynik, wykorzystując nieokrzesaną w boju defensywę Lechii. Strzelcem gola był… zganiony wyżej Kłudka, który oddał naprawdę niezłej urody strzał zza pola karnego – idealnie w lewy dolny róg bramki strzeżonej przez Szymona Weiraucha.

Przyjezdni nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć po stracie pierwszego gola, a już pięć minut później bramkarz Lechii po raz drugi tego dnia musiał wyciągać piłkę z siatki. Zdobywcą kolejnej bramki był Adam Radwański. Zagłębie po 15 minutach prowadziło już 2:0. Ustawiony na pozycji ofensywnego pomocnika płocczanin popisał się wówczas instynktem godnym klasowej „dziewiątki”  – po sparowaniu strzału z dystansu przez Szymona Weiraucha znalazł się w odpowiednim miejscu i dobił piłkę właściwie do pustej bramki.

Po podwyższeniu prowadzenia zespół Leszka Ojrzyńskiego przestał atakować aż tak ochoczo, co przełożyło się na znacznie obniżenie tempa spotkania. O ile postawę Zagłębia można jakoś usprawiedliwić – w końcu to oni bronili korzystnego wyniku, o tyle brak klarownych sytuacji po stronie Lechii zdecydowanie mógł wprawiać w zdziwienie.

W końcu goście zaczęli jednak atakować nieco bardziej odważnie, co przełożyło się na gola kontaktowego strzelonego w 35. minucie przez Matusa Vojtkę. Strzał lewego obrońcy Lechii był kapitalny i wyrwał z kanapy nawet najbardziej bezstronnych kibiców – Słowak uderzył bowiem z około 20 metrów centralnie w okienko, nadając jednocześnie piłce efektowną, odchodzącą rotację.

Do przerwy mieliśmy więc trzy trafienia. Lechia jedyny celny strzał zamieniła na gola i chyba wyciągnęła maksa z akcji ofensywnych. Zagłębie było aktywniejsze z przodu. Po 45 minutach miało na koncie siedem strzałów, w tym cztery celne.

Zagłębie z festiwalem bramek

Druga połowa – mogłoby się wydawać – rozpoczęła się idealnie dla zespołu Zagłębia. W 47. minucie sędzia główny Bartosz Frankowski podyktował bowiem rzut karny dla „Miedziowych” po rzekomym faulu na napastniku – Michailu Kosidisie. Arbiter skorzystał jednak z systemu VAR i po samodzielnym obejrzeniu całej sytuacji zdecydował się na anulowanie „jedenastki”. W decyzji Frankowskiego próżno doszukać się jakiejś kontrowersji – kontakt między obrońcą Lechii a Grekiem był bowiem zdecydowanie zbyt miękki.

Kilka minut później koleje boiskowych losów znów uśmiechnęły się do gospodarzy, ponieważ w akcji „sam na sam” z Weirauchem znalazł się laureat nagrody dla najlepszego młodzieżowca lipca, Marcel Reguła. Osiemnastolatek zupełnie nie zachował jednak zimnej krwi i uderzył niecelnie, dobry metr od bocznego słupka bramki. Zawalił w prostej sytuacji.

W świecie piłki chyba nie ma bardziej oklepanego i jednocześnie prawdziwego bon motu od mistycznych mszczących się niewykorzystanych okazji. W 57. minucie meczu stwierdzenie to znów się sprawdziło, ponieważ gola, wydawałoby się – z niczego – strzeliła Lechia Gdańsk. Zdobywcą bramki był zmiennik – Mohamed Awad, który wykorzystał celne podanie od Camilo Meny i pokonał Dominika Hładuna. Kiedy Lechia złapała wiatr w żagle, to dostała obuchem i to… nie raz.

Kiedy kibice gości zaczęli snuć marzenia o odwróceniu losów spotkania, dość szybko, bo już w 61. minucie na ziemię sprowadziła ich… głupota innego zawodnika, który zameldował się na boisku wraz z rozpoczęciem drugiej połowy – Michała Głogowskiego. Pomocnik Lechii, po sporym zamieszaniu w polu karnym, ewidentnie podciął Regułę i nie pozostawił Bartoszowi Frankowskiemu żadnego wyboru, jak tylko wskazać na punkt karny. Tym razem VAR nie zabrał karnego gospodarzom, a do strzału z jedenastego metra podszedł Michail Kosidis, który pewnym strzałem znów wyprowadził Zagłębie na prowadzenie.

Rezultat 3:2 dla „Miedziowych” nie utrzymał się jednak zbyt długo, ponieważ cztery minuty później kolejne trafienie padło łupem Jakuba Sypka, który oddał lekki, acz celny strzał z główki. Przy okazji opisywania tego gola nie można pominąć także roli Kosidisa, który popisał się dokładnym dośrodkowaniem prosto „na nos” kolegi. W 65. minucie mieliśmy więc 4:2.

Wraz z golem na 4:2, odwrócenie losów przez Lechię graniczyło z cudem. Mimo wszystko trener gości  John Carver zdecydował się jeszcze na przeprowadzenie podwójnej zmiany, podczas której na lubińskim obiekcie zameldowali się Miłosz Kałahur oraz Tomasz Wójtowicz. Murawę opuścili z kolei Tomasz Neugebauer z Alvisem Jaunzemsem.

Roszady te tylko jednak pogorszyły sytuację „Zielono-Białych”, ponieważ w momencie, gdy zegar wskazywał 84. minutę, bardzo dobrą indywidualną akcję i kapitalny strzał z dystansu uskutecznił Kajetan Szmyt. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że wychowanek Warty Poznań tym golem dopasował się do poziomu innych trafień, które także, używając piłkarskiej nomenklatury z Wysp, można określić mianem screamerów. To był ewidentnie mecz pięknych strzałów. Piłka polubiła w ten piątkowy wieczór dźwięk naciągniętej siatki. Trzeba jednak trochę zganić bramkarza Lechii, bo powinien zareagować lepiej.

Gol Szmyta to jednak nie koniec, ponieważ w doliczonym czasie drugiej połowy dośrodkowanie Damiana Dąbrowskiego na gola zamienił były piłkarz Lechii – Michał Nalepa. Obrońca, rozpoczynający swój trzeci sezon w Zagłębiu, dzięki strzale z główki zdobył swoją pierwszą bramkę dla ekipy „Miedziowych”.

Gol numer sześć dla „Miedziowych” przypieczętował ich pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Bez ani jednej wiktorii wciąż pozostaje natomiast Lechia, która do tej pory dwukrotnie zaliczyła dwa remisy i dwie porażki. Bilans punktowy gdańszczan, ze względu na karę nadaną przez Polski Związek Piłki Nożnej wynosi jednak… minus trzy „oczka”. Ostatnim razem Lechii nie pomogła wizyta prezydenta na stadionie, tym razem defensywa zagrała jeszcze gorzej niż z Motorem Lublin i wpuściła dwa razy więcej bramek, choć z drugiej strony…

fot. screen X – Canal+ Sport

Jego pierwsze wspomnienie z piłką to EURO 2012. W dziennikarstwie najbardziej ceni sobie pracę w terenie, podczas której opisuje to, co dzieje się na najważniejszych stadionach w kraju. Prywatnie kibic FC Barcelony.

10 000 zł do podziału
za Extra Pensję
Mallorca - Barcelona
Wygrana Barcelony (handicap -1.5)
kurs
2.05
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)