HSV na zakręcie: od euforii po awansie do kryzysu na starcie Bundesligi

HSV Hamburg wrócił do Bundesligi po latach tułaczki, ale zamiast euforii panuje niepokój. Zero goli, jeden punkt i rosnące wątpliwości. W Hamburgu mówi się już o kryzysie, który może pochłonąć marzenia, zanim zdążyły się rozwinąć. Nadciąga tydzień prawdy dla „Czerwonych Spodenek”.
HSV z kryzysem bramkowym
Powrót Hamburgera SV do Bundesligi miał być długo oczekiwanym świętem nad Łabą. Po latach tułaczki w drugiej lidze HSV wreszcie wróciło na najwyższy poziom, a kibice marzyli o spokojnym sezonie, w którym ich zespół znów zacznie nawiązywać do dawnych tradycji. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Po trzech kolejkach HSV ma na koncie zaledwie jeden punkt, bilans bramkowy 0:7 i coraz większe wątpliwości, czy drużyna Merlina Polzina jest w stanie udźwignąć ciężar gry w elicie.
Już sam początek sezonu wywołał alarm w Hamburgu. Po bezbarwnych występach i dotkliwej porażce 0:5 z Bayernem Monachium, nowo powołana rada zawodników zwołała kryzysowe spotkanie. Jak donoszą niemieckie media, rozmowy miały charakter szczery i bezkompromisowy.
Daniel Elfadli, jeden z liderów defensywy, nie owijał w bawełnę: Musimy być wobec siebie krytyczni i wymagać więcej. Nie ma alternatywy – mecz z Heidenheim musimy wygrać. W klubie nikt nie ma złudzeń, że konfrontacja z klubem z Badenii-Wirtembergii będzie czymś więcej niż tylko kolejną ligową potyczką – to starcie o przełamanie kryzysu i odbudowę morale.
Final. #nurderHSV #FCBHSV pic.twitter.com/4UFbSWcnuo
— HSV English (@HSV_English) September 13, 2025
Największą bolączką HSV jest nieskuteczny atak. Statystyki są bezlitosne: po trzech meczach drużyna nie zdobyła ani jednego gola, a według wyliczeń portalu „Kicker” wypracowała zaledwie cztery sytuacje strzeleckie. Wskaźnik xG na poziomie 0,8 to najniższy wynik w całej lidze. Takiego paraliżu ofensywnego nie spodziewali się nawet najwięksi sceptycy.
Jeszcze w poprzednim sezonie Hamburg szedł przez 2. Bundesligę jak burza, zdobywając aż 78 bramek. Tercet Selke–Koenigsdoerffer–Glatzel należał do najgroźniejszych w całych Niemczech. Dziś tamtej siły rażenia nie ma nawet w śladowej formie.
W Hamburgu są na zakręcie. Co dalej?
Trener Merlin Polzin próbuje odpowiedzieć na kryzys, odwołując się do piłkarskich fundamentów: prostoty, walki i dyscypliny. Z jego perspektywy nie czas na taktyczne eksperymenty, lecz na odbudowę elementarnych nawyków. Pomóc miałby w tym powrót kluczowych piłkarzy, jednak lista kontuzjowanych pozostaje długa.
Największym ciosem jest brak kapitana Yussufa Poulsena, który z powodu problemów mięśniowych od początku sezonu nie pojawił się w podstawowym składzie. Podobnie wygląda sytuacja Jeana-Luca Dompé – dynamiczny skrzydłowy dopiero wraca do pełnych treningów po urazie kostki i jego gotowość na starcie z Heidenheim wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Yussuf Poulsen (muskuläre Probleme) war heute Mittag mit Reha-Coach Sebastian Capel auf dem Platz #HSV
— BILD Hamburger SV (@BILD_HSV) September 16, 2025
W tej sytuacji na barki Ransforda Koenigsdoerffera spada dodatkowa odpowiedzialność. Napastnik, który w 2. Bundeslidze był postrachem bramkarzy, w nowej rzeczywistości Bundesligi wygląda na zagubionego. Sam jednak podkreśla, że HSV nie brakuje okazji, a raczej odrobiny szczęścia i determinacji pod bramką rywali. Chcemy strzelać gole i zdobywać punkty. To przyjdzie – zapewniał po porażce w Monachium.
Sytuacja jest tym bardziej symboliczna, że Hamburg nie cieszył się z bramki w Bundeslidze od 2018 roku. Ostatnie trafienie – autorstwa Lewisa Holtby’ego – padło jeszcze przed historycznym spadkiem klubu. Od tamtej pory minęło ponad sześć lat i cierpliwość kibiców wystawiana jest na coraz większą próbę.
Przed HSV tydzień prawdy. Heidenheim, również znajdujący się w strefie spadkowej, wydaje się rywalem idealnym, by wreszcie przełamać strzelecką niemoc i odbić się od dna tabeli. Jeśli jednak „Czerwone Spodenki” nie odniosą zwycięstwa, kryzys może przerodzić się w otwarty bunt trybun, a powrót do Bundesligi – zamiast święta – stanie się koszmarem.
Fot. PressFocus