Lyanco – brazylijsko-serbska historia obrońcy Torino

02.04.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 16:05

Lyanco, który obecnie występuje w Torino jest uważany za jednego z najlepszych brazylijskich młodych obrońców. Chociaż wciąż jest uprawniony do gry w reprezentacji Serbii, wydaje się że już podjął ostateczną decyzję.

Serbskie korzenie

Lyanco Evangelista Silveira Neves Vojnović – to pełne nazwisko 23-letniego piłkarza. Szczególną uwagę może zwracać jego ostatni człon. Dziadek zawodnika, Jovan Vojnović, pochodził z Jugosławii, aczkolwiek z powodu II wojny światowej jego rodzina musiała opuścić swój kraj.

Mój ojciec miał siedem lat, gdy wraz ze swoją matką przypłynął do Brazylii. Po drodze przebywał jednak w kolejnych czterech krajach. Ze względu na czas wojny, w każdym z nich musiał szybko nauczyć się swojego języka, gdyż w innym razie mógłby zostać poddany egzekucji. Ostatecznie został w Brazylii i przyjął tutejsze obywatelstwo. Urodzili się tutaj moi dwaj bracia, moja siostra i ja – wyznał dla “Globo Esporte” ojciec Lyanco, Marcelo Vojnović.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Chciał poznać dziadka

Dzieci zostały w Rio, jednak jego ojciec ze względu na karierę naukową, zdecydował się na wyjazd. Był bowiem profesorem chemii, zdobywcą wielu nagród naukowych. W ubiegłej dekadzie udał w się w podróż do rodzinnych stron. W sieci nie można znaleźć informacji o śmierci Jovana Vojnovicia, dlatego można uznać, że prawdopodobnie wciąż żyje, co oznacza, że ma ponad osiemdziesiąt lat.

Lyanco w jednej z rozmów z 2016 roku wyznał, że nie miał jeszcze okazji, by poznać dziadka. Znalazł go na Facebooku i odezwał się do niego za pośrednictwem Messengera. Czy udało im się spotkać? Do tego miało dojść po tym, gdy piłkarz w wieku 17 lat zamienił Botafogo na FC Sao Paulo. Jovan Vojnović mieszkał w miejscowości Franca, położonej w tym samym stanie, co nowy klub jego wnuka.

Bardzo chciałbym poznać mojego dziadka. Do dzisiaj go jeszcze nie spotkałem, ale mój ojciec mówi, że mnie do niego zabierze – wyznał Lyanco w rozmowie z “Globo Esporte”.

Wybrał grę dla „Canarinhos”

Nie ma jednak potwierdzenia na to, czy piłkarz miał okazję poznać dziadka. Jeśli do tego doszło, mogło to mieć wpływ na decyzję Lyanco o narodowych barwach. Wówczas trafił do reprezentacji Serbii U-19, w której wystąpił, jako Lijanko Vojnović, w trzech spotkaniach. W ostatnim z nich zszedł z murawy w 77. minucie po otrzymaniu czerwonej kartki. Jak się okazało, później już nie wystąpił w serbskich kadrach.

Jeszcze w tym samym roku Lyanco trafił do reprezentacji Brazylii U-20, w której rozegrał dziewięć meczów. Później, mimo namów serbskiego związku, zdecydował się na barwy “Canarinhos”. Obecnie jest częścią kadry U-23, która zakwalifikowała się na Igrzyska Olimpijskie w Tokio.

Naszym celem jest złoto olimpijskie, ale wciąż musimy przejść długą drogę do zdobycia medalu z najcenniejszego kruszcu – wyznał po awansie Lyanco.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Mógł otrzymać portugalskie obywatelstwo

Również kariera klubowa Lyanco stopniowo się rozwija. Można powiedzieć, że już w 2017 roku w wieku 20. lat, Brazylijczyk był na celowniku połowy piłkarskiej Europy. Był bliski choćby transferu do FC Porto. Taka decyzja pomogłaby mu w otrzymaniu portugalskiego obywatelstwa, ponieważ jego przodkowie ze strony matki pochodzą właśnie z tego kraju. Piłkarz jednak zawsze otwarcie mówił, że mu nie zależy na to, aby jego drugą narodowością była właśnie Portugalia. Zawsze czuł się bardziej związany z Serbią, choć jak widać, na piedestale postawił kraj, w którym się urodził i spędził większą część życia.

Oprócz Porto, Lyanco był łączony również z klubami Bundesligi – Wolfsburgiem i RB Lipsk, a także Atletico Madryt. Zainteresowanie młodym obrońcą dobiegało również z Włoch, a dokładniej z Turynu. Jako cel transferowy obrały go bowiem Juventus i Torino. Ostatecznie od początku lipca 2017 roku jest piłkarzem tego drugiego.

Pechowiec

W aklimatyzacji we Włoszech przeszkadzały mu na początku kontuzje. Najpierw z gry wyłączył go uraz kostki. Dłuższa przerwa czekała go jednak z powodu kontuzji stopy, która wymagała operacji. Z tego powodu Lyanco stracił praktycznie cały 2018 rok. Pojawił się na boisku dopiero 29 grudnia, wchodząc na ostatnie minuty ligowego meczu z Lazio.

Przez pół roku ogrywał się na wypożyczeniu w Bolonii, po czym wrócił do Torino. Obecny sezon zaczął obiecująco, jednak pech znów do niego wrócił. Z powodu urazu więzadła stracił dwa miesiące.

Ponadto, trzeba przyznać, że poza kontuzjami, pech go nie opuszczał w tym sezonie również bez nich. Lyanco wystąpił w 11 meczach, z których tylko jedno zakończyło się wygraną Torino. W dodatku w spotkaniu z Milanem, wygranym przez “Il Granata”, zszedł z boiska w 57. minucie, gdy jego zespół jeszcze przegrywał. Torino wygrało siedem meczów w tym sezonie, jednak w żadnym z nich Brazylijczyk nie zagrał. To trzeba mieć pecha!

Mimo nieudanej serii, wiele jednak wskazuje na to, że o Lyanco jeszcze usłyszymy. Ostatnio pojawiły się pogłoski o tym, że Brazylijczyk z serbskim pochodzeniem wróci do Bolognii. Fanem jego talentu jest bowiem Sinisa Mihajlović, trener “Felsinei”, który sprowadził piłkarza z FC Sao Paulo do Włoch. To jednak nie jedyny klub, który interesuje się defensorem Torino. Według “Calcio Mercato”, 23-latek podczas letniego okna transferowego może trafić do Romy. “Il Granata” oczekuje za piłkarza oferty w wysokości około 25 milionów euro.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Lyanco czy Lijanko?

Od pewnego czasu Lyanco już jednak nie zabiera głosu na temat swojego serbskiego pochodzenia. Chociaż media z Serbii wciąż podpisują go jako “Lijanko”, wydaje się że już podjął ostateczną decyzję. Jego droga do kadry tego kraju wciąż nie jest zamknięta, aczkolwiek pierwszym wyborem jest dla niego gra w barwach “Canarinhos”. Nie wiadomo jednak, co przyniesie przyszłość…