Alex Sobczyk: „Lewa komora mojego serca jest polska, a prawa austriacka”

12.08.2020

Alex Sobczyk urodził się w Austrii i spędził tam większość piłkarskiej kariery. Jego rodzice dbali jednak o to, żeby dobrze znał polski język oraz pamiętał, skąd pochodzą jego przodkowie. Historia zatoczyła koło – były młodzieżowy reprezentant Austrii niedawno podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze.

W rozmowie dla „Futbol News” 23-letni piłkarz opowiedział o swoich piłkarskich początkach, treningach w Rapidzie Wiedeń i Red Bullu Salzburg. Wyznał również, czy już teraz byłby gotowy na wybór reprezentacji, a także zdradził, jakimi wartościami kieruje się w życiu.

***

Urodziłeś się w Wiedniu, ale na co dzień w domu posługiwałeś się polskim językiem?

Moi rodzice urodzili się w Polsce, tak samo zresztą jak mój brat. Dopiero na początku lat 90., gdy brat miał roczek albo dwa lata, moi rodzice wyemigrowali do Wiednia. Wtedy do Austrii wyjechało dość dużo Polaków i wciąż jest ich dużo w Wiedniu.

Czyli domyślam się, że od dziecka miałeś kontakt z innymi Polakami?

Tak i dalej z nimi utrzymuję kontakt. Zresztą zawsze w Wiedniu znajdzie się jakiś Polak.

Były w twojej rodzinie jakieś piłkarskie tradycje – ktoś grał albo był wiernym kibicem któregoś klubu?

Rodzice tak nie za bardzo, ale mój brat od dziecka interesował się piłką. Chciał grać, dlatego w dzieciństwie rodzice posłali go do klubu. Tak przeszedł kolejne szczeble juniorskie i w pewnym momencie nawet zaszedł do drugiej ligi.  Mogę powiedzieć, że to trochę od niego zaraziłem się pasją do piłki.

Jak wyglądały twoje początki?

Gdy miałem siedem lat, rodzice posłali mnie do Wiener Sport Klub. Grałem tam dwa lata i doszedłem do kategorii U-10. Później jednak trafiłem do Rapidu, gdzie przeszedłem drogę od zespołu dziesięciolatków do pierwszej drużyny.

W jaki sposób wyglądało twoje przejście do Rapidu – rodzice przepisali cię do innej szkółki czy zostałeś wypatrzony przez skautów?

Rapid już wtedy miał skautów, którzy odpowiadali za obserwację kategorii dziecięcych. Pewnego razu moi rodzice byli na moim meczu i do taty podszedł jeden ze skautów. Podał mu swój numer telefonu i powiedział, że pracuje dla Rapidu i jest mną zainteresowany. Okazało się zresztą, że klub obserwował mnie już od jakiegoś czasu. Gdy się o tym dowiedziałem, poczułem się wyróżniony i byłem bardzo szczęśliwy. I w końcu wylądowałem w Rapidzie.

Na co trenerzy Rapidu najbardziej stawiali jeszcze gdy byłeś dzieckiem?

Od małego trenerzy nas uświadamiali, jak ważna jest ciężka praca. Przygotowywali nas do tego, żebyśmy zawsze dawali z siebie sto procent możliwości.

Ogólnie Rapid ma szkółkę na wysokim poziomie, czego dowodem były dobre wyniki w europejskich turniejach. Gdy grałem w drużynach U-11, U-12 i U-13, braliśmy udział w rozgrywkach w Niemczech, w których uczestniczyły zespoły Barcelony czy Manchesteru United. Zawsze zajmowaliśmy w nich wysokie miejsca.

W kategorii U-19 braliśmy też udział w największym niemieckim turnieju dla młodzieży – Mercedes-Benz Cup. Wiem, że w tym roku nasi zawodnicy wygrali, trzy lata temu chyba też. A biorą w tym turnieju udział kluby takie jak Stuttgart.

Przez jakiś czas trenowałeś też w Liefering, czyli filii Red Bulla Salzburg. Jakbyś porównał ich system szkolenia z Rapidem?

Jedną z głównych różnic były aspekty finansowe. W Austrii nikt nie ma szans z Red Bullem, klub ma chyba cztery razy większy budżet niż Rapid. I można powiedzieć, że tam wszystko jest cztery razy większe. Miałem szansę być pół roku w akademii z prawdziwego zdarzenia i naprawdę dużo się nauczyłem.

Poza tym, kwoty transferów do drugiej drużyny wynosiły dwa-trzy miliony euro. Gdy tam grałem, ściągneli Dayota Upamecano, którego chciało pół Europy. W wieku osiemnastu lat trafił tam również Dimitri Oberlin, który kosztował klub półtora miliona euro. To tyle, ile prawie wszystkie kluby ekstraklasy nie zapłaciły za jednego piłkarza.

Dodam też, że Rapid pozyskiwał do juniorów najlepszych piłkarzy z Austrii, ale Red Bull ściągał najlepszych młodzieżowców z całego świata. Z Brazylii, z Korei, Japonii, państw afrykańskich. A ja byłem tam naprawdę jedynym Austriakiem – z jednej strony byłem z tego dumny, ale z drugiej – nie grałem tam zbyt dużo i wróciłem do Rapidu. Wtedy podpisałem swój pierwszy profesjonalny kontrakt, na trzy lata.

Rapid jest rekordzistą Austrii pod względem mistrzostw. Ostatni tytuł zdobył jednak jeszcze w 2008 roku, dlatego kibice bardzo czekają na ten tytuł. Zresztą Rapid ma najlepszych fanów w kraju. To jednak Red Bull zdobył siedem mistrzostw z rzędu.

W barwach Red Bulla Salzburg zagrałeś jednak w dwóch meczach Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Z tego, co pamiętam, grałeś w zespole z polskim piłkarzem, Bartkiem Żynelem.

Tak, graliśmy razem i do dziś mam z nim kontakt. Wciąż rozmawiamy ze sobą raz albo dwa razy w tygodniu. Zresztą Bartek lubił przyjeżdżać do Wiednia i wtedy zawsze spędzaliśmy czas razem. Mogę powiedzieć, że jest jednym z moich najlepszych piłkarskich przyjaciół.

A z kim poza tym trzymałeś w szatni w Salzburgu?

Pamiętam, kiedyś zrobiliśmy sobie wyjazd do chińskiej restauracji – ja, Bartek, Dimitri Oberlin i Dayot Upamecano. Wtedy jako jedyny z nas miałem już prawo jazdy. Jak teraz patrzę, gdzie oni grają, to można powiedzieć, że bogato było (śmiech).

W szatni Salzburga było międzynarodowo, wszystkie kultury naraz. Każdy z każdym rozumiał się po angielsku i nie było nawet żadnych grupek, bo każdy był z innego kraju.

Dayot Upamecano i Dimitri Oberlin ostatecznie trafili do innych lig. Jako piłkarz Rapidu czy Liefering miałeś jakieś zagraniczne propozycje?

Pamiętam, że miałem kilka ofert z Niemiec – już teraz nie będę wymieniać wszystkich klubów, ale trochę tego było. Poza tym było zainteresowanie ze Szwajcarii i cały czas przewijało się coś z Polski.

A ktoś z Polskiego Związku Piłki Nożnej się z tobą kontaktował, choćby w sprawie konsultacji kadr młodzieżowych?

Już po tym, gdy zagrałem w reprezentacji Austrii U-17, ktoś z PZPN-u zadzwonił i się pytał, jak tam z moim paszportem i czy mógłbym zagrać dla Polski. Wtedy jednak grałem dla Austrii, a wtedy w tym kraju można było mieć tylko jeden paszport. A w zespołach ligowych mogło grać tylko siedmiu zagranicznych zawodników i byłoby mi trudniej trafić do pierwszej drużyny.

Śledziłeś polską piłkę?

Pewnie, cały czas!

Ekstraklasę też?

Tak, i ekstraklasę, i reprezentację. Poza tym mój brat zawsze był bardzo za Polską. Gdy reprezentacja grała mecz, nie mogliśmy go nie obejrzeć.

Czyli pewnie miałeś też swojego piłkarskiego idola z Polski.

Oczywiście, skoro jestem napastnikiem, moim idolem od zawsze jest Robert Lewandowski.

A komu kibicowałeś w meczach Polska-Austria?

Fajnie byłoby, gdyby zawsze był remis (śmiech). Oczywiście cieszyłem się, gdy Polska wygrywała, ale w meczach z Austrią, patrząc że grałem w młodzieżowej kadrze tego kraju… Trudne pytanie! Bo nieważne, co powiem, zawsze jedna strona będzie niezadowolona.

Serce ma jednak dwie komory. I lewa komora mojego serca jest polska, a prawa austriacka.

W dorosłej reprezentacji jednak jeszcze nie zagrałeś, więc możesz mieć wybór.

Jak będę mieć taki problem, to znaczy że moja kariera układa się dobrze! Na razie jednak jeszcze się nad tym nie zastanawiam.

Wróćmy do twoich dotychczasowych piłkarskich losów. W pewnym momencie zdecydowałeś się odejść z Rapidu do słowackiego Spartaka Trnava. Co tobą kierowało, nie bałeś się, że będzie to dla ciebie jakiś krok wstecz?

Wiadomo, liga austriacka jest lepsza od słowackiej. Poszedłem jednak do klubu dość dużego, jak na słowackie realia. Spartak Trnava zresztą zdobył dwa razy mistrzostwo, grał w Lidze Europy, w eliminacjach Ligi Mistrzów wygrał z Legią. Poza tym nie miałem daleko do Wiednia, tylko dwie godziny. Może to nie był Rapid, ale musiałem zrobić krok do tyłu, żeby zrobić dwa do przodu. I podjąłem dobrą decyzję, tam był super klimat.

Już na początku graliśmy w Lidze Europy, w pierwszej, potem drugiej rundzie. Już w pierwszym meczu w tych rozgrywkach zdobyłem gola, więc mam dodatkowo dobre wspomnienia z tamtego czasu.

I cały sezon zakończyłeś z dobrymi statystykami. 

Zdobyłem 12 goli i zaliczyłem trzy asysty. Oczywiście, zawsze mogło być lepiej, ale jak na pierwszy sezon w Słowacji to dobry wynik. Może gdybym miał więcej karnych, bramek miałbym więcej, ale strzelał je głównie nasz kapitan.

Dlaczego zdecydowałeś się na grę w polskiej ekstraklasie?

Otrzymałem duże zaufanie od Górnika Zabrze, począwszy od prezesa, przez trenera i cały sztab. Miałem też propozycje z innych klubów z ekstraklasy, poza tym z Austrii, Szwajcarii, Węgier, również z Niemiec. Ostatecznie zdecydowałem się jednak na Górnik, gdyż od razu spodobała mi się cała otoczka tego klubu, włączając w to kibiców.

W dodatku Górnik ma teraz lukę w ataku po odejściu Igora Angulo.

Nie chcę tutaj patrzeć na innych, każdy ma swoją drogę, a ja jestem Alex Sobczyk. Do Angulo czuję duży respekt, ale on miał 37. lat, a ja mam 23. Zresztą to będzie dopiero mój pierwszy sezon w ekstraklasie, dlatego nie chcę się porównywać.

Uważasz, że co mógłbyś wnieść do Górnika jako piłkarz?

Myślę, że jestem przygotowany do gry w stylu, jaki preferuje trener Marcin Brosz. Poza tym mam waleczne serce i zawsze gram do końca. Wiem, że w Górniku najważniejsze jest właśnie serce i nawet gdy na boisku nie wszystko zawsze będzie wychodzić, jeśli jednak oddasz serce, kibice cię pokochają.

Poznałeś już zespół?

Już trenujemy od kilku dni, mogłem poznać wszystkich. Tutaj jest naprawdę świetna atmosfera, zostałem miło przyjęty. Poza tym dobrze mówię po polsku.

Nowi koledzy pewnie trochę się zdziwili, że mówisz płynnie w tym języku.

Każdy był w szoku, bo myśleli, że może być różnie. W końcu austriacki paszport. A tutaj się okazało, że bardzo dobrze się dogaduję w języku polskim. Rodzice chyba dobrze mnie wychowali (śmiech). Zawsze mówili, że polski jest ważny.

Jakimi wartościami się kierujesz, nie tylko w piłkarskiej karierze, ale też w codziennym życiu?

Bardzo ważna dla mnie jest wiara w Boga. Poza tym, jak już wspomniałem, zawsze chcę dawać z siebie wszystko. Bez względu na to czy jest ciężko, czy łatwo, zawsze trzeba być wdzięcznym i pokornym.

Masz jakieś piłkarskie marzenie?

Na pewno chciałbym zagrać w Lidze Mistrzów.

Z Górnikiem?

Czemu nie, na pewno bym się bardzo cieszył.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube/Górnik Zabrze