Eden Hazard wyznał, że nie prowadził się profesjonalnie
Eden Hazard pod koniec minionego rok zakończył karierę. Choć imponował swoją grą w Chelsea, przygoda z Realem Madryt nie układała się po jego myśli i była katastrofą. Wielu kibiców mówi o tym ruchu jako o najgorszym transferze w historii futbolu, z racji na wkład piłkarza w grę, poniesione przez nowego pracodawcę koszty i liczbę pauz, urazów Belga. Belg niedawno udzielił wywiadu dla „L’Équipe”, w którym wyjawił, że nigdy specjalnie nie przestrzegał diety oraz nie dbał o regenerację.
Eden Hazard bez wątpienia zapisał się w historii Chelsea jako jeden z najlepszych zawodników. Wraz z ”The Blues” zdobył dwa mistrzostwa Premier League, Puchar Anglii oraz dwukrotnie triumfował w Lidze Europy. W 2015 roku otrzymał tytuł piłkarza roku w Anglii. Łącznie w 352 występach strzelił 110 goli i zanotował 92 asysty. W 2019 roku przeniósł się do Realu Madryt za 115 milionów euro. Jak sam deklarował, o grze dla ”Królewskich” marzył od dziecka. Wydawało się, że w Hiszpanii odniesie olbrzymi sukces. Mimo licznych sukcesów w Chelsea, w Realu był cieniem samego siebie. Przez cztery lata gry na Santiago Bernabeu wystąpił w 76 spotkaniach, co przełożyło się na zaledwie siedem bramek i 12 asyst.
O Hazardzie od samego początku przygody z ”Królewskimi” było głośno, jednak nie był to powód do dumy. Media obiegły zdjęcia, na których ewidentnie widać, że przybrał na wadze podczas wakacji. Przez lata spędzone w Hiszpanii bardzo często nękany był przez kontuzje. Mogłoby się wydawać, że gracz na tak wysokim poziomie, musi restrykcyjnie podchodzić do swoich obowiązków. Jak wyznał w niedawnym wywiadzie, jego podejście różniło się znacznie od wyobrażeń kibiców. Nigdy specjalnie nie przestrzegał diety, a zamiast zimnych kąpieli, jego najlepszą regeneracją były spotkania ze znajomymi przy piwie. Takie podejście mogło mieć duży wpływ na jego notoryczne urazy, zwłaszcza, że w Chelsea jego ogromną zaletą był nisko osadzony środek ciężkości ciała i częste kontakty z piłką, przez co często był nie do zatrzymania.
,,Nie byłbym sobą. Po treningu miałbym się przez godzinę moczyć w zimnej wodzie? No nie. Dajcie spokój… Wolę spotkać się w domu ze znajomymi, pograć w karty, napić się piwa, popatrzeć jak dzieci bawią się w ogrodzie. To moja regeneracja. Gdybym był taki, jak Ronaldo, byłbym całkowicie wypalony. Nie chodziłem codziennie na burgera. Gdyby tak było, to moja kariera nie trwałaby szesnastu lat. Lubię jeść, spotykać się ze znajomymi, napić się drinka. Czasami zdarzało mi się to w domu dzień przed meczem. Dieta jest bezużyteczna. Może przyda się, jeśli ktoś chce grać do 40-tki. Wiedziałem, że w moim przypadku tak nie będzie”
Eden Hazard przyznał, że spełnił swoje marzenie o grze dla Realu z czego jest niezwykle szczęśliwy, zaznacza jednak, że nie do końca odnajdywał się w klubie.
„Jestem fanem Zidane’a od dziecka. Bernabeu, biała koszulka… ma urok, którego nie mają inni. Madryt jest wyjątkowy. Poza tym chyba nie pasuję. To nie w moim stylu. To trochę zarozumiały klub, a ja taki nie jestem. Nie podobał mi się także sposób, w jaki graliśmy, jeśli porównamy to z innymi klubami. Ale to było moje marzenie. Nie mógłbym zakończyć kariery bez przyjścia tutaj.”
Ostatnie lata kariery były bardzo frustrujące dla Belga. W finałowym sezonie na Santiago Bernabeu wystąpił w zaledwie 10 meczach. Brak gry powodował u niego olbrzymią frustrację. Hazard wyjawił, że stracił zapał oraz siły do kontynuowania kariery, przez co podjął decyzję o odwieszeniu butów na kołku.
„Chciałbym robić wszystko po swojemu i odnieść sukces. To pokazuje, że Madryt jest większy niż cokolwiek innego. Gra tam jest skomplikowana. Może musiałem więcej trenować. Miałem też najgorsze kontuzje. Operacja, płytka stawu skokowego… Wracam, boli, zmuszam się. W drugim sezonie przybywa Ancelotti, dobrze się przygotowałem, grałem dobrze, ale moje ciało, ból, kontuzje mówiły nie. Mam szczęście, że pracuję w tej branży i zarabiam dużo pieniędzy. Ludzie walczą każdego dnia. Nie mam prawa narzekać, nawet gdy nie grałem, nawet gdy doznałem kontuzji. Nie miałem prawa mówić, że życie jest do bani. Brak gry boli, ale z drugiej strony… Pod koniec (mojej kariery) użyłem cierpienia jako wymówki: „To boli, naprawdę nie mogę tego zrobić”. Nie miałam depresji, ale już mi się to nie podobało. Po prostu nie było ani energii, ani siły. To nie miało sensu i się skończyło”
Fot. PressFocus