Słynne mecze EURO: Anglia – Islandia 2016

W cyklu pt. „Słynne mecze EURO” przechodzimy do starcia Dawida z Goliatem. Gdy wydawało się, że piękny sen Islandczyków, który stał się rzeczywistością, zostanie przerwany przez reprezentację Anglii, doszło jednak do kolejnej sensacji. „Synowie Albionu”, patrząc na klasę obu drużyn, doznali upokorzenia na turnieju we Francji osiem lat temu.

Na EURO nie ma łatwych meczów

EURO we Francji było rozczarowujące dla wyspiarzy, którzy w fazie grupowej nie grali porywająco. Dowód? Zaledwie trzy strzelone gole, ale z całą pewnością gdy okazało się, że  1/8 finału los skojarzył drużynę Roya Hodgsona z Islandią, w Anglii pojawił się hurraoptymizm i nadzieja, że teraz worek z bramkami się otworzy. Tyle że to był brak szacunku wobec Wikingów, który w pierwszych trzech meczach turnieju nie pękli przed nikim i radzili sobie nadspodziewanie dobrze. Imponowali szczególnie żelazną defensywą. W pierwszym meczu turnieju, gdy wywalczyli remis z Portugalią, późniejszym triumfatorem imprezy, wiele osób pewnie sądziło, że to był szczyt możliwości tej skazywanej na pożarcie ekipy. Nani strzelił gola w 31. minucie, niektórzy pewnie przewidywali, że gracze z Półwyspu Iberyjskiego nie ustaną w poszukiwaniu kolejnych trafień, tymczasem w 50. minucie wyrównał Birkir Bjarnason.

W drugim meczu na tym EURO Islandczycy zremisowali 1:1 z Węgrami. Znowu, nie grali najefektowniejszego futbolu, natomiast mogła podobać się ich organizacja gry. Gylfi Sigurðsson wyprowadził swój zespół na prowadzenie w 39. minucie, a Wikingowie mogli czuć spory niedosyt, bo nie „dowieźli” zwycięstwa do końca, ponieważ w 88. minucie padł gol samobójczy, który dał  wyrównanie Madziarom. Ostatni, trzeci mecz tej fazy rozgrywek, miał dużą dramaturgię. Tym razem los sprzyjał kopciuszkowi, bo przecież w meczu z europejskim średniakiem – Austrią Islandia również nie była faworytem. Jón Daði Böðvarsson uszczęśliwił cały swój kraj, trafiając na 1:0 w 18. minucie. W 60. wyrównał Alessandro Schöpf, ale ostatnie słowo należało do Arnóra Ingviego Traustasona, który w 94. minucie strzelił zwycięskiego gola.

Ten gol dla Islandii ucieszył Portugalię i Anglię. Gdyby mecz Wikingów zakończył się remisem, Anglicy zajęli drugie miejsce i wydawało się, że w 1/8 finału dojdzie do ich konfrontacji z Portugalią. Jednak dzięki triumfowi islandzkich piłkarzy Anglicy trafili właśnie na nich.

Oczekiwania wobec naszej drużyny nie są wysokie. My jednak wiemy, jakie są nasze walory lepiej niż inni. Mamy dużą wiarę w siebie i przeciwko Anglikom zaprezentujemy wszystko, co mamy najlepsze. Jeśli pozwoli nam to awansować do kolejnej rundy, będzie to bardzo podniosły moment. A jeśli odpadniemy, to oby z przyszłym triumfatorem. Przy takim obrocie spraw będę kibicował Anglikom, by triumfowali w ostatecznym rozrachunku – zaznaczył islandzki napastnik Eidur Gudjohnsen, który sporo czasu spędził w klubach Premier League.

Cała Islandia wierzyła wtedy w trenerski kunszt Larsa Lagerbaecka. Szkoleniowiec ze Szwecji w latach 2000-2009 prowadził reprezentację swojego kraju. Miał niezwykle udany bilans starć z Anglią, bo w sześciu takich meczach zaliczył dwa zwycięstwa, cztery remisy, a nigdy nie musiał uznać wyższości rywali.

Futbol na Islandii

Przed laty w Polsce Mariusz Rumak był wyśmiewany za to, że przegrał z islandzką drużyną amatorów Stjarnan jako trener Lecha Poznań. Aby uświadomić sobie, jak wyglądał wtedy islandzki futbol, przed meczem z Anglią, podajmy kilka ciekawych danych. Populacja sięgała 330 tysięcy ludzi. Piłka nożna zyskała wprawdzie popularność i mogła konkurować z od dłuższego czasu cieszącą się sporym zainteresowaniem piłką ręczną. Jednak na skalistej wyspie w ostatnich latach przed tamtą konfrontacją przybyło 30 pełnowymiarowych boisk, jak również blisko 150 mniejszych, przystosowanych do pogody, która, tak jak na Wyspach Brytyjskich, bywa irytująca. To jest miara postępu, ale jak to brzmi w zestawieniu z tym, czym futbol jest w swojej kolebce, czyli w Anglii…

Dodajmy, że islandzka liga nie miała nic wspólnego z profesjonalizmem. Chociaż młodych piłkarzy trenowała spora grupa przeszkolonych trenerów, 639 z nich przeszło szkolenia UEFA i miało odznakę B europejskiej centrali. Kolejny kontrast – w Islandii zarejestrowanych było wtedy 21 508 piłkarzy, a w Anglii – 8 milionów obywateli.

„The Sun”: Narodowa hańba i wstyd!

Anglicy lubią odnosić się do innych nacji z wyższością, pokazując własną, czasami ocierając się o śmieszność pewność siebie czy wręcz fanfaronadę. Wtedy jeden z brytyjskich tabloidów nie pozostawił suchej nitki na drużynie Roya Hodgsona. Trzy Lwy doznały upokorzenia w rywalizacji z islandzkimi rybakami. Ulegliśmy narodowi, którym ma tyle mieszkańców co Leicester. To kolejna hańba dla Anglii na wielkim turnieju. Nasz futbol nigdy nie został tak poniżony. To wstyd i koniec Roya Hodgsona. Był katastrofalnym selekcjonerem naszej reprezentacji.

Na trybunach w Nicei trzy tysiące Islandczyków przeżyły nadzwyczajną euforię, stworzyli fantastyczną atmosferę. Pięknie dopingowali swoich rodaków. Dzięki temu zwycięstwu Islandia pierwszy raz w historii zagrała w ćwierćfinale wielkiej imprezy, przeciwko Francji w Paryżu. Ale po kolei… Angielscy kibice patrzyli z zażenowaniem na popisy swoich piłkarzy, nie zamierzali im pobłażać. Dlatego gwizdy było słychać już w przerwie, a w drugiej połowie trybuny zajmowane przez wyspiarskich fanów zamieniły się w lożę szyderców. To było przecież niepojęte, że dumny Albion mordował się z najmniejszym narodem, jaki kiedykolwiek wystawił zespół na EURO. Jakże to wymowne, że zwykle wyważone BBC akcentowało, iż był to największy despekt dla angielskich piłkarzy od 1950 roku, kiedy przegrali z USA w finałach mistrzostw świata w Brazylii.

Emocje i ból

Przechodząc do meczu, zaznaczmy, że to były miłe złego początki dla Anglików. Wayne Rooney w 3. minucie meczu strzelił Islandczykom gola z rzutu karnego podyktowanego za faul Hannesa Halldorssona na napastniku „Synów Albionu” Danielu Sturridge. Można śmiało zakładać, że większość oglądających tamto spotkanie była niemalże pewna, że Anglia niebawem pójdzie za ciosem, chcąc dobić podłamanych rywali. Tymczasem nic z tych rzeczy, Islandia zareagowała sportową złością. Być może szybkie wyjście na prowadzenie uśpiło czujność graczy z Wysp Brytyjskich.

Dwie minuty po trafieniu „Wazzy” było już 1:1. Długi wrzut z autu, zgranie piłki głową przez Karriego Amasona i Ragnar Sigurdsson umieścił z bliska piłkę w bramce. Anglicy byli podrażnieni, w kolejnych minutach oczywiście bardzo często przebywali na połowie rywali, natomiast gołym okiem była widoczna ich bezradność w obliczu dobrze zorganizowanej, kompaktowej struktury Islandii w grze obronnej. Znamienne, że zawodnicy Roya Hodgsona często decydowali się na strzały z dystansu, by sforsować ten mur, jaki postawiła przed nimi drużyna przeciwna.

Wszystkie te starania faworyta były jałowe i karkołomne. A Islandia raz odważnie zaatakowała i wykazała się imponującą skutecznością, bo nagle zrobiło się 1:2. Za stratę drugiego gola winą obarczano przede wszystkim Joe Harta. Wówczas strzegący bramki Manchesteru City golkiper, mówiąc delikatnie, nie popisał się przy płaskim strzale Kolbeinna Sigthorssona i po jego rękach piłka ostatecznie wpadła do siatki. Hart zresztą nie był pewnym punktem swojego zespołu podczas EURO 2016. Przypomnijmy, że już wcześniej zawiódł kompletnie w „derbowym” meczu w fazie grupowej przeciwko Walijczykom. Opinia publiczna miała do niego zastrzeżenia, uznawszy, że przy strzale Garetha Bale’a z rzutu wolnego powinien zrobić znacznie więcej, tymczasem przepuścił piłkę do siatki.

Po drugim golu dla Islandii morale Anglików spadło drastycznie, stało się niebywale niskie. Być może ktoś, kto postawi tezę, że piłkarze, którzy na co dzień rywalizowali w topowej Premier League, dość szybko przegrali ten mecz w głowach, będzie miał absolutną rację. Bowiem co z tego, że mieli wyraźną przewagę w środku pola, skoro, prawdę mówiąc, to nie było tak, że bramkarz Islandii musiał odpierać jakąś brytyjską kanonadę, jakiś szturm na swoją bramkę. Niemniej Anglicy musieli grać bardzo otwarty futbol, co wiązało się z ryzykiem, że Islandczycy zdołają po przejęciu piłki szybko przedostać się w pole karne Harta. I istotnie raz się tak zdarzyło, wtedy zapachniało kolejnym golem.

Była 56. minuta, gdy niewiele brakowało, a katastrofa Anglików by się dopełniła. Wtedy wszak Islandczycy mogli być już chyba w komfortowej sytuacji po wyjściu na dwubramkowe prowadzenie 3:1. Z tym że do tego nie doszło, ponieważ uderzenie przewrotką Ragnara Sigurdssona, które było bardzo efektowne, nie zakończyło się powodzeniem. Piłka została kopnięta tak, że trafiła do rąk Harta, który tym razem zareagował jak trzeba, bo stał w odpowiednim miejscu w momencie oddawania strzału przez rywala. A Anglikom, którzy byli zdesperowani, by nie odpaść z EURO puszczały nerwy:

Roy Hodgson, który na pewno miał świadomość, że porażka w tym meczu oznacza dla niego nawet nie tylko koniec pracy z reprezentacją, ale też hejt znacznej części opinii publicznej, robił, co mógł, by jakoś zaradzić nieszczęściu. Doświadczony szkoleniowiec liczył na pomoc rezerwowych, którzy mieli dać impuls drużynie i zapewnić nową jakość. Z myślą właśnie o tym na boisku zameldował się Jamie Vardy. Napastnik Leicester miał strzelić gola wyrównującego, ale jego występ okazał się rozczarowujący, a ostatnim krzykiem rozpaczy było posłanie w bój w samej końcówce Marcusa Rashforda. Te personalne ruchy nie zdały się na nic. Starania Anglików, by doprowadzić do dogrywki w 1/8 finału EURO spełzły na niczym.

A teraz rzut oka na składy, by każdy uzmysłowił sobie, że gwiazdy futbolu, gracze powszechnie znani, nie dali sobie rady z piłkarzami w większości pewnie nieznanymi dla przeciętnego kibica:

Anglia: Joe Hart – Kyle Walker, Gary Cahill, Chris Smalling, Danny Rose, Dele Alli, Eric Dier (46′ Jack Wilshere), Wayne Rooney (86′ Marcus Rashford), Daniel Sturridge, Harry Kane, Raheem Sterling (60′ Jamie Vardy).

Islandia: Hannes Halldorsson – Birkir Mar Saevarsson, Kari Arnason, Ragnar Sigurdsson, Ari Freyr Skulason, Johann Berg Gudmundsson, Gylfi Sigurdsson, Aron Gunnarsson, Birkir Bjarnason, Kolbeinn Sigthorsson (76′ Elmar Bjarnason), Jon Dadi Bodvarsson (89′ Arnor Ingvi Traustason).

Okazało się, że za sprawą drużyny Hodgsona niektórzy na Wyspach Brytyjskich mogli mówić, że klątwa w angielskiej piłce reprezentacyjnej trwa w najlepsze. „Synowie Albionu” kontynuowali niechlubną passę, czyli brak zwycięstwa w fazie pucharowej finałów EURO od 1996 roku. Przypomnijmy, że w 2000 roku nie wyszli z grupy, w 2004 i 2012 odpadali  na etapie ćwierćfinału po serii rzutów karnych (najpierw z Portugalią, a potem z Włochami). Natomiast na EURO 2008 nawet się nie dostali, bo na Wembley zszokowali ich Chorwaci.

Gdzie grali pogromcy Anglików?

Bramkarz Hannes Halldorsson zrobił ciekawą karierę jak na piłkarza reprezentującego Islandię. Zapewnił dobrą reklamę tamtejszemu futbolowi. Co prawda oczywiście nigdy nie był pewniakiem do gry za granicą, ale skoro spędził trochę czasu w Holandii, a konkretnie w NEC, był na wypożyczeniu w Bodo/Glimt, a już dwa lata po tym turnieju występował w lidze azerskiej, w Karabachu, czyli drużynie z wyrobioną renomą, to zasługuje na komplementy.

Birkir Mar Saevarsson dużo czasu spędził w lidze norweskiej, w zespole SK Brann. Grał tam w latach 2008-2014. W szwedzkim Hammarby był środkowym obrońcą w latach 2015-2017 i choć zaczynał w roli stopera, z czasem przeniósł się na prawą stronę defensywny, czyli swoją nominalną pozycję. Teraz gra w lidze islandzkiej.

Kari Arnason to środkowy obrońca, który ma za sobą występy w… Anglii, w ekipie Plymouth Agyle, gdzie występował w latach 2009-2011, a następnie trafił do Szkocji. Był zawodnikiem Aberdeen. Wcześniej grał też w Danii i Szwecji. Do EURO 2016 przystępował jako gracz Malmo FF, w 2017 roku przeszedł do Omonii Nikozja, później grał znowu w Aberdeen. Sezon 2018-2019 spędził w Turcji, a w latach 2019-2021 występował w ekipie Vikingur z Rejkiawiku.

Ragnar Sigurdsson, czyli kolejny stoper, który z rodzimej ekipy Fylkir (wrócił tam w 2021 roku) wyruszył w świat w 2007 roku, zaliczył występy w Szwecji (IFK Göteborg), Danii (FC Kopenhaga), Rosji (FC Krasnodar), Anglii (Fulham), znowu w Rosji (Rubin Kazań – wypożyczenie, FK Rostów) i na Ukrainie (Ruch Lwów).

Ari Freyr Skulason, lewy obrońca, zaczynał w ekipie Valur, skąd trafił do BK Hacken i GIF Sundsvall (oba kluby ze Szwecji). Później była Dania i gra w Odense Boldklub. Wydaje się, że na największą uwagę zasługują trzy lata spędzone w belgijskim Lokeren (2016-2019). W 2024 roku trafił do zespołu Sylvia z czwartej ligi szwedzkiej.

Johann Berg Gudmundsson to wszechstronny zawodnik, który może grać jako defensywny i ofensywny pomocnik, a także jako skrzydłowy. Ma ciekawe CV, w okresie 2009-2014 był piłkarzem AZ Alkmaar. W kolejnych dwóch latach grał w Anglii, na pozyskanie tego gracza zdecydował się Charlton Athletic. A w 2016 roku zaczęła się jego piękna przygoda w Burnley. Opuścił ten klub w maju, ale zapisał się w historii jako najlepszy asyst w ekipie Burnley w erze Premier League.

Gylfi Sigurdsson zaczynał karierę jako ofensywny pomocnik w Valur Pierwsze zetknięcie z zawodowym futbolem miał w Reading w Championship, a w 2010 roku został sprzedany do TSG Hoffenheim, wtedy Reading zanotowało rekordową sprzedaż. Odnalazł się w Premier League, przez dekadę, począwszy od 2012 roku, grał kolejno w Tottenhamie, Swansea City i Evertonie. W 2024 wrócił do ekipy Valur.

Aron Einar Malmquist Gunnarsson, kapitan reprezentacji Islandii, ma ponad 100 meczów w kadrze na koncie. Defensywny pomocnik, który grał w klubach z Holandii, Anglii i Walii (profesjonalny futbol): AZ, Coventry City, Cardiff City. W 2019 roku podjął decyzję o przenosinach na Bliski Wschód, w lidze katarskiej grał przez cztery lata.

Birkir Bjarnason – lider pod względem występów w reprezentacji (113 meczów), środkowy pomocnik Brescii od 2023 roku, już ponad dekadę temu rozpoczęła się jego przygoda z calcio. Wtedy grał w Pescarze i Sampdorii. Jego największy sukces to gra w Aston Villi w latach 2017-2019.

Kolbeinn Sigþórsson to były islandzki piłkarz, który grał jako napastnik. Przeszedł przez młodzieżowy program Víkingur Reykjavik i zadebiutował jako zawodowiec w HK Kópavogur w wieku 16 lat. W 2007 roku przeniósł się do Holandii, aby kontynuować swój rozwój w AZ Alkmaar. Później trafił do Ajaksu Amsterdam, dla którego w latach 2011-2015 strzelił 31 goli. Za jego sukces można też poczytywać czteroletni pobyt we Francji. Grał w Nantes.

Jon Dadi Bodvarsson, jest wnukiem wybitnej islandzkiej pisarki Ásta Sigurðardóttir. Napastnik, który grał w Niemczech i Anglii. U naszych zachodnich sąsiadów było to 1. FC Kaiserslautern, natomiast na Wyspach Wolverhampton, Reading, Milwall, Bolton (od 2022 roku).

Jak widać, mimo że islandzki futbol nie stoi na najwyższym poziomie, piłkarze stamtąd potrafili się przebić czasami do poważnych klubów europejskich. No i stawili czoła dumnym Anglikom na EURO 2016 ucierając im nosa…