Legia Warszawa awansuje dalej! Bröndby nie dało rady

15.08.2024

Legia Warszawa na własnym stadionie podejmowała duńskie Bröndby IF. Po zwycięstwie w pierwszym spotkaniu w Kopenhadze (3:2) to „Wojskowi” byli faworytem do wywalczenia awansu do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Rzeczywistość okazała się inna.

Legia przespała początek

Duńczycy planowali zaskoczyć polski zespół zmianą ustawienia. Zamiast klasycznego dla tej drużyny 3-4-3 postawili na formację 3-5-2 z dwoma napastnikami zamiast jednego. Wydawało się, że zagrzewane dopingiem niewielkiej grupy własnych kibiców Bröndby IF chce szybko odrobić straty z pierwszego spotkania.

Swoją pierwszą sytuację ekipa przyjezdna miała dość szybko, bo już w 6. minucie. Zza pola karnego strzał w kierunku bramki warszawskiego zespołu oddał Sebastian Sebulonsen. Wahadłowy podłączył się do akcji ofensywnej i uderzył mocno, po ziemi w kierunku dalszego słupka. Nad piłką przeskoczył jeszcze jeden z napastników, lecz Kacper Tobiasz był gotów i zatrzymał strzał.

W 17. minucie napastnik Yuito Suzuki został trafiony w twarz przez Sergio Barcię na linii pola karnego. Sędzia uznał jednak, że Japończyk zbyt wiele dołożył od siebie i nie podyktował rzutu karnego. Legia miała spore problemy z wyjściem z własnej połowy boiska – pressing Bröndby nie pozwalał „Wojskowym” na wykreowanie jakiejkolwiek przynajmniej solidnej szansy na zdobycie bramki.

Bezradność i błędy

Od początku spotkania zupełnie nie radził sobie Claude Gonçalves. Defensywny pomocnik rodem z Portugalii był zbyt wolny i popełniał błędy, które mogły się dla podopiecznych Gonçalo Feio skończyć bardzo źle.

Spoglądając na twarz Marca Guala można było odczuć narastającą z każdą minutą frustrację. Hiszpan notował bardzo mało kontaktów z piłką i nie miał żadnej okazji do oddania strzału – zresztą nie on jeden. W pierwszych 30 minutach drużyna z Warszawy nie oddała żadnego strzału.

Kolejny strzał oddali jednak Duńczycy. W 35. minucie piłka trafiła w rękę Sergio Barcii. Hiszpański defensor trzymał rywala za koszulkę, a piłka odbiła się od jego ręki. Do rzutu karnego podszedł Daniel Wass. Kacper Tobiasz spojrzał na bidon, na którym zapisane miał kierunki wykonywania jedenastek przez zawodników z Kopenhagi. Znany z boisk La Liga pomocnik zmienił jednak kierunek i wyrównał stan dwumeczu.

Tuż przed przerwą, wbrew jakiejkolwiek logice Legia doprowadziła do wyrównania. Ruben Vinagre uderzał z rzutu wolnego. Po drodze tor lotu piłki zmienił jeszcze Radovan Pankov. Serb dołożył głowę i pokonał bramkarza Bröndby.

Mogło być gorzej

W pierwszej części spotkania Legia Warszawa była odważna jak nastolatek na szkolnej dyskotece. Czyli wcale. Trener Gonçalo Feio musiał w przerwie spotkania zmienić plan na to spotkanie i zmotywować swoich podopiecznych do o wiele lepszej gry. Grając tak jak w pierwszej połowie wróciliby do domów z poczuciem, że zawiedli wszystkich związanych z klubem.

Portugalczyk dał szansę na zrehabilitowanie się dokładnie tej samej jedenastce, która wybiegła w wyjściowym składzie. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy obudził się Luquinhas. Brazylijczyk dał się sfaulować przed polem karnym gości, dzięki czemu Legia mogła stworzyć zagrożenie dośrodkowaniem. Z zagrania Bartosza Kapustki nic jednak nie wyszło – piłka wpadła wprost w ręce bramkarza.

W 56. minucie sędzia Chrysovalantis Theouli został poproszony do monitora VAR. Cypryjczyk analizował sytuację w polu karnym, gdzie upadł Suzuki. Kibice Legii Warszawa byli przerażeni – wszyscy wiemy, że jeśli sędzia proszony jest do ponownego spojrzenia na sytuację, to zwykle kończy się to jedenastką. Arbiter uznał jednak, że Japończyk zbyt wiele dołożył od siebie i delikatne nadepnięcie na stopę nie jest wystarczającym powodem do podyktowania kolejnego rzutu karnego.

Po przerwie Legia wyglądała lepiej. Odrobinę lepiej. Wystarczyło to jednak, by Bröndby nabrało respektu do „Wojskowych” i w swoich akcjach angażowało mniejszą liczbę zawodników niż we wcześniejszych fragmentach meczu. W dalszym ciągu najbardziej zaangażowana była ławka gospodarzy – po jednej z akcji, w której Luquinhas próbował wymusić rzut karny trener Arkadiusz Malarz otrzymał napomnienie.

Legia gra dalej

Duńczycy potrzebowali bramki do wyrównania wyniku dwumeczu. Przez kilkanaście minut jednak nie potrafili wykreować sobie żadnej dogodnej sytuacji na pokonanie Kacpra Tobiasza. Aż do 84. minuty. Wówczas 18-letni pomocnik Noah Nartey uderzył w kierunku bramki ze skraju pola karnego, aczkolwiek na posterunku był bramkarz Legii Warszawa.

Goście wyraźnie opadli z sił po świetnej pierwszej połowie. Nie byli w stanie już tworzyć sporego zagrożenia pod bramką „Wojskowych”. A Legia? Warszawianie kiedy tylko mogli, to grali na czas, by utrzymać satysfakcjonujący ich wynik. Bröndby nie dało rady. Legia Warszawa gra dalej. Sukces rodzi się w bólach. Dzisiaj cierpieli zawodnicy, cierpieli kibice i cierpieli widzowie przed telewizorami.

fot. PressFocus