Miazga w sześciu smakach. Wysoka porażka Wisły Kraków w europejskich pucharach

22.08.2024

Awans Wisły Kraków do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy byłby znakomitym osiągnięciem. Jest to jednak niemal nieprawdopodobne po pierwszym meczu IV rundy eliminacji. Drużyna Cercle Brugge na stadionie Wisły rozwalcowała polski zespół.

Dwa szybkie ciosy w szczękę Wisły Kraków

W pierwszych minutach meczu Wisła stworzyła sobie dogodną okazję do strzelenia gola, jednak to atak gości w 8. minucie spotkania zakończył się bramką. Dobry drybling i zejście z lewej strony boiska wykorzystał Alan Minda, który wpisał się na listę strzelców. Cercle Brugge poszło za ciosem już trzy minuty później. Będący na prawej stronie Thibo Somers wykorzystał błąd w ustawieniu Kamila Brody. Bramkarz Wisły spodziewał się dośrodkowania lub podania w pole karne piłkarza z Belgii, jednak zawodnik gości strzelił gola.

Gospodarze stwarzali sobie sytuacje podbramkowe, jednak po nich Warleson nie musiał interweniować. Posiadanie piłki było paradoksalnie po stronie krakowskiej drużyny, jednak nie przełożyło się to na konkrety pod bramką Cercle Brugge. Drużyna dowodzona przez Mirona Muslicia umiała odgryźć się gospodarzom. Od 34. do 36. minuty goście mieli trzy okazje do zdobycia bramki. Najlepiej w bilardzie po rzucie różnym odnalazł się Christiaan Ravych. 25 tysięcy kibiców zgromadzonych przy ulicy Reymonta nie wierzyło, że po 36 minutach jest już 3:0 dla Cercle.

Pod koniec pierwszej części spotkania polski pierwszoligowiec się obudził. Strzał z 20 metrów oddał Węgier Tamás Kiss. Piłka po uderzeniu Węgra znalazła się w siatce, ale wcześniej Bartosz Jaroch był na spalonym. Już w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Angel Rodado popisał się udanym strzałem, jednak Warleson sparował futbolówkę na poprzeczkę. Wiśle brakowało trochę szczęścia.

Smutek w dzień smuty

Trudno powiedzieć, aby „Wiślacy” dobrze rozpoczęli pierwszą połowę, jednak początek drugich 45 minut był jeszcze gorszy. Słabość krakowskiej defensywy znów dała znać o sobie. Łatwa strata piłki, strzał z dystansu Mindy i gol Kévina Denkeya z 16 metrów — to wszystko zdarzyło się w ciągu 70 sekund po pierwszym gwizdku arbitra w drugiej połowie.

Koszmar Wisły Kraków nie skończył się po golu na 0:4. W 55 minucie meczu drużyna z Brugii strzeliła piątego gola w spotkaniu. Szybki atak, podanie Mindy, drybling 19-letniego Abdoula Kadera Ouattary, płaski strzał z kilkunastu metrów i kolejna bramka. Niebywale łatwo goście umieli stworzyć sytuację bramkową.

W 82. minucie meczu Wisłę dobił Kazeem Olaigbe. 21-letni piłkarz gości strzelił przepięknie z rzutu wolnego. Choć fakt, że pomógł mu rykoszet Karola Dziedzica. Tylko lekko humor kibicom Wisły Kraków poprawił Angel Rodado, który zdobył honorową bramkę na 1:6. Atomowe uderzenie z około jedenastu metrów musiało skończyć się golem. Jedna z najwyższych porażek polskich drużyn w europejskich pucharach stała się faktem.

Goście pokazali futbol reaktywny, co nie mogło dziwić. Cercle niezbyt dobrze czuje się z futbolówką. Szybkie ataki z wykorzystaniem skrzydłowych i wysoki pressing także na połowie rywala były przepisem na wygranie meczu przez Cercle. Niemal nikt nie ma wątpliwości, że dwumecz o fazę grupową LKE rozstrzygnął się już po pierwszym starciu.

Defensywa ekipy z Krakowa bez kontuzjowanego Josepha Colleya jest dziurawa. Piłkarze z Jupiler Pro League umieli wykorzystać wszystkie niedostatki w grze obronnej gospodarzy. Ekipy Kazimierza Moskala mają swój specyficzny styl. Niestety, Wisła przypominała w meczu z Cercle najgorszy okres ŁKS-u, gdy prowadził ją obecny szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” . Parafrazując ŚP. Franciszka Smudę: „Rodado, sam meczu nie wygrasz”

To spotkanie dla Wisły było wyjątkowe. Odbyło się ono w dzień pogrzebu byłego trenera Wisły Franciszka Smudy. Inny były klub świętej pamięci „Franza”, czyli Legia Warszawa wygrała 2:0, co niestety nie miało miejsca w przypadku „Białej Gwiazdy”.

fot. PressFocus