Wariackie i szalone derby Olympique Marsylia – Olympique Lyon

23.09.2024

W meczu Olympique Marsylia – Olympique Lyon stało się wszystko, co trudno byłoby napisać w normalnym scenariuszu. Czerwona kartka w 5. minucie (za dwie żółte), niewykorzystany rzut karny, wyrównanie w 93. minucie, które wydawało się, że już zamknie wynik i wreszcie… sensacyjna i przepiękna bramka na 3:2 kilkanaście sekund później. Co najlepsze, Marsylia wygrała hit, grając przez niemal cały czas w osłabieniu. 90 minut w 10 na 11 i trzy strzelone gole! Maszyna Roberto De Zerbiego się nie zatrzymuje. 

Derby Olympique

Choc des Olympiques to derby, które wykrystalizowały się na przestrzeni ostatnich lat. Nie są to żadne derby historyczne czy też lokalne. Po prostu obie te drużyny były mocne w XXI wieku. Olympique Lyon zdobył nawet siedem mistrzostw z rzędu przed erą PSG. Marsylia tęskni do przełomu lat 80. i 90., kiedy to była potęgą nie tylko francuską, ale też i europejską. Ostatnie mistrzostwo Francji zdobyła w sezonie 2009/10 za kadencji Didiera Deschampsa. Wtedy w tej ekipie grali: Brandao, Mathieu Valbuena, Lucho Gonzalez, Steve Mandanda czy też Gabriel Heinze i Taie Taiwo.

Derby te są gorące, a ich podstawą nie jest żadna lokalna rywalizacja czy też utarczki historyczne. Główny francuski nadawca piłkarski „Canal+” nazwał sobie ten mecz „Olympico”, nawiązując tym samym do do El Clasico, czyli nazwy, która zyskała na popularności wśród fanów i mediów. Jeśli można te derby do czegoś porównać, to do starć Borussii Dortmund z Borussią Moenchengladbach. Odległość między niemieckimi miastami to ponad godzina drogi autem. Tutaj jest to jeszcze więcej, bo ponad trzy. Są to derby związane z nazwą klubu, ale też i dodatkowo nabrały wielkości dzięki sportowej postawie obu ekip.

Czerwona na dzień dobry

Cztery i pół minuty. Tyle na boisku wytrzymał stoper i zarazem kapitan OM od tego sezonu – Leonardo Balerdi. Zdążył w tym czasie wyłapać dwie żółte kartki. Balerdi wrócił do pierwszego składu po dwóch meczach przerwy spowodowanych krótkotrwałym urazem. Była dokładnie 12. sekunda, kiedy z impetem spóźnionym wślizgiem zaatakował Corentina Tolisso. Dwóch minut potrzebował Francuz, żeby po tym kopnięciu dojść do siebie.

Gdy na zegarze nie było nawet 4:30, to Balerdi sfaulował Alexandre’a Lacazette’a. Argentyńczyk przegrał pojedynek 1 vs 1 w zasadzie dwa razy w jednej akcji. Najpierw Lacazette przyjął długą piłkę… główką i sam się wypuścił po linii w taki sposób, że uciekł obrońcy. Kiedy wydawało się, że już zdołał go dogonić, to Lacazette się zastawił i… jeszcze raz dryblingiem go nawinął, tym razem do środka. Balerdi złapał rywala wpół i go powalił. Był to idiotyczny faul, bo z asekuracją biegł już Geoffrey Kondogbia. Benoit Bastien musiał wyrzucić z boiska Leonardo Balerdiego. Trybuny Parc Olympique Lyonnais oszalały.

Nic nie chciało wpaść Lyonowi

Kwestią czasu wydawało się objęcie prowadzenia przez gospodarzy. Chwilę później – dokładnie po rzucie wolnym, który był następstwem czerwonej kartki – błąd przy prostym strzale popełnił Geronimo Rulli. W porę się jednak pozbierał i zdążył wyratować przed dobitką, bo piłka została mu wybita już z rąk. W 10. minucie z sytuacyjnej piłki po rzucie rożnym przewrotką uderzył Gift Orban. Byłaby to przepiękna bramka, ale trafił w poprzeczkę. W 19. minucie Corentin Tolisso minął już bramkarza, lecz do bramki zdążył wrócić Valentin Rongier, który wszedł na boisko celem taktycznej zmiany. Wybił on piłkę z linii.

W 24. minucie na ekranie wyświetliła się statystyka strzałów – siedem (cztery celne) na koncie Olympique Lyonu i zero na koncie Olympique Marsylii. Marsylczycy po 40 minutach mieli wymienione… 24 podania. Co istotne. goście się nie cofnęli do głębokiej defensywy. Obrona stała tak wysoko, że można było zagrać piłkę do Lacazette’a. Trochę się mimo wszystko ataki Lyonu uspokoiły, bo jedynym celnym strzałem przez następne 20 minut był… rzut karny. Tolisso trafił po prostu z główki w rękę Rongiera. Po analizie VAR stało się jasne, że Lyon będzie miał karnego. Zmarnował go jednak Alexandre Lacazette.

Szalony mecz, szalona Olympique Marsylia

Gościom trudno się grało w osłabieniu, ale potrafili się odgryźć szybką kontrą – szybka wymiana podań, zagranie na skrzydło do Masona Greenwooda, a ten wygrał pojedynek i dograł do Valentina Rongiera. Uderzył świetnie, ale jeszcze lepszą paradą popisał się Lucas Perri. W jeszcze innej sytuacji po rzucie rożnym Corentin Tolisso wybił piłkę z samej linii bramkowej po uderzeniu Ismaila Kone, który już niemal cieszył się z gola. Goście może z rzadka atakowali, ale zrobili to dwa razy w pierwszej połowie i dwa razy było bardzo groźnie.

Wszystkie gole padły w drugiej połowie, która była szalona. Kiedy wydawało się, że Rongier spokojnie wybije piłkę po rzucie rożnym, to stracił ją na rzecz Clintona Maty z prawej strony. Ten najpierw ofiarnie wszedł wślizgiem, a potem wrzucił na głowę Duje Calety-Cara. Stoper był jeszcze w polu karnym, bo dosłownie przed chwilą był korner, więc pozostał w tym miejscu do końca akcji. Wielką szansę na podwyższenie wyniku zmarnował Lacazette, który przegrał sam na sam. Robiło się coraz więcej miejsca, bo Marsylia wcale nie zamierzała się poddawać.

Bohaterem został… prawy obrońca Pol Lirola, czyli człowiek wypychany na wypożyczenia, po którym kompletnie byśmy się tego nie spodziewali. Rezerwowy grający bardzo mało – ostatnio 18 minut, a wcześniej dwa razy nie odkleił się od ławki. Tu dostał 45 minut i najpierw jakimś cudem znalazł się na pozycji napastnika, ruszył do prostopadłej piłki i pokonał golkipera rywali podcinką! W 82. minucie Lirola z kolei asystował do Ulissesa Garcii i było blisko sensacyjnego rezultatu. Olympique Lyon sam był sobie winny. Kompletnie nie potrafił wykorzystać przewagi.

Marsylia prowadziła, ale wtedy Lyon zdał sobie sprawę, że za chwilę się tu może ośmieszyć i ruszył do odrabiania strat. Georges Mikautadze miał na głowie sytuacyjną piłkę na 2:2, ale źle się do niej złożył i z bliska spudłował. Chwilę później próbował tyłem do bramki, taką półprzewrotką z pięciu metrów – także niecenie. Gospodarze klepali przed polem karnym, posyłali wrzutki ze skrzydeł, ale na nic się to zdawało. Kondogbia tylko nabijał sobie statystyki, w całym meczu zaliczył aż 10 wybić.

A jednak w 93. minucie idealnie podłączył się Clinton Mata, czyli jeden z trójki stoperów i… zaliczył drugą asystę. Tym razem dograł po ziemi do wysuniętego Rayana Cherkiego, który dopiero co przedłużył kontrakt z Lyonem do 2026 roku. Piłka wyznaczyła linię spalonego i centymetry zdecydowały o uznaniu bramki. Lyon nie zdążył się nawet nacieszyć z bramki i… stracił tę na 2:3 kilkanaście sekund później!

Fatalny błąd popełnił bramkarz Lyonu, który źle wykopał piłkę – prosto pod nogi Jonathana Rowe’a. Ten miał świeże siły, tylko 15 minut w nogach. Rowe przedryblował dwóch rywali i zapakował z całej siły po długim rogu. Stadiony świata! Była to jego debiutancka bramka, bo w tym sezonie trafił do Ligue 1 z Norwich. Dostaje od Roberto De Zerbiego szanse w końcówkach, gdy wchodzi na 20-25 minut i tym razem ją doskonale wykorzystał.

Goście mieli co świętować. Wykorzystali bierność Lyonu, który chyba myślał, że mecz w 11 na 10 sam się po prostu wygra. Okazało się, że w osłabieniu można strzelać gole… i to nawet trzy! Radość w szatni po takim zwycięstwie była niesamowita. Marsylia ma na koncie cztery wygrane i remis. To może być najciekawszy sezon Ligue 1 od lat. W czołówce z takim samym bilansem trzyma się jeszcze AS Monaco, no i oczywiście PSG.

Fot. Olympique Marsylia/X