Gorące info
Chcesz reklamować się na naszym profilu? Zapraszamy do współpracy.

Barcelona rozjechała Young Boys. Dublet Lewandowskiego

Napisane przez Krzysztof Małek, 01 października 2024

Barcelona zaliczyła wpadkę w ostatnim meczu ligowym, przegrywając z Osasuną 2:4. W Lidze Mistrzów nadszedł moment starcia z przeciętnym rywalem, aby powetować sobie nie tylko to spotkanie, ale też porażkę na otwarcie fazy ligowej przeciwko Monaco (1:2). Gospodarze przeszli dziś samych siebie. Padła symboliczna „manita”.Barca ograła Young Boys 5:0, a dwa gole strzelił Lewandowski. Mógł jednak więcej. 

Barcelona była dziś znakomita

W meczu z Osasuną wielu kibiców miało „flaschbacki” z poprzedniego sezonu. Cała Barcelona zagrała na El Sadar bardzo złe zawody. Robert Lewandowski zagrał bezbarwne 70. minut. Ligomistrzowy wieczór był już zgoła inny. Barcelona się odbiła. Od początku narzuciła warunki, kto tu jest faworytem do zwycięstwa. Ten należał do Roberta Lewandowskiego. Polak już w 7. minucie rozpoczął strzelanie na stadionie Olimpijskim na wzgórzu Monjuic.

Na drugą bramkę musieliśmy czekać aż do 34. minuty, gdzie stan meczu podwyższył kapitan gospodarzy Raphinha. Brazylijczyk – tak jak i Lewandowski – notuje kapitalny początek sezonu. Jego bilans to na razie sześć bramek i trz asysty w dziesięciu meczach. Taka gra musi cechować idealnego kapitana.

Trzeciego gola Barcelona strzeliła jeszcze w pierwszej połowie. Autorem tego dzieła był Inigo Martinez. Barcelona mogła już na początku drugiej połowy zmniejszyć bieg. Rywale nie dawali sobie kompletnie rady z atakami Yamala i spółki. Ciągle faulowali Hiszpana. Objeżdżał ich kolejnymi dryblingami. Dopełnieniem gry gospodarzy był dziś drugi gol Roberta Lewandowskiego. Polak trafił na 4:0 w 51. minucie. Strzelców się nie osądza, ale Lewy strzelił dziś jedne z najłatwiejszych bramek w swojej karierze.

To był w zasadzie moment, w którym Barcelona zwolniła. Już nie było tak częstych rajdów w pole karne YB. Dość powiedzieć, że Szwajcarzy, gdyby nie gapiostwo obrońców „Dumy Katalonii”, mogli strzelić gola w 66. minucie. Wówczas jednak świetnie grający Marc Casado wyręczył Inakiego Penę z interwencji.

Gdy już wydawało się, że w tym meczu nic się nie zdarzy, tak w 81. minucie padła słynna hiszpańska „manita”. Gol samobójczy ze strony rywala autorstwa Camary zapewnił efektowne zwycięstwo podopiecznym Hansiego Flicka. Kolejne po ograniu Villarrealu 5:1 czy Realu Valladolid 7:0. Barcelona oddała 21 strzałów z czego osiem było celnych. Lewandowski oddał dwa celne uderzenia, a trzykrotnie został zablokowany. Miał szansę na hat-tricka w 71. minucie, ale świetnym wślizgiem powstrzymał go stoper Mohamed Ali Camara.

Z trybun dzisiejsze spotkanie w loży honorowej oglądał Wojciech Szczęsny, Polak w poniedziałek przechodził testy medyczne przed podpisaniem umowy z „Dumą Katalonii”. Parafowanie umowy według lokalnych doniesień ma nastąpić w środę 2 października. Kiedy 33-latek zadebiutuje w bramce nowej ekipy? Z Deportivo Alaves w najbliższy weekend raczej się to nie wydarzy. Prawdopodobnie dopiero po przerwie na reprezentację.

Gorzej niż na treningu

Takie słowa można dziś powiedzieć o występie Young Boys przeciwko Barcelonie. Ta drużyna nie przypomina w żadnym stopniu tej, która eliminowała Galatasaray w eliminacjach do Champions League latem. Podopieczni Patricka Rahmena byli tylko tłem przy znakomitej maszynie Hansiego Flicka. Dopiero w doliczonym czasie gry goście pokazali to, na co ich stać. Koniec końców padł gol autorstwa Monteiro, ale sędzia dopatrzył się spalonego. To jednak mało, patrząc na mimo wszystko możliwości aktualnych mistrzów Szwajcarii.

Young Boys nawet nie próbowało przez większość meczu zagrozić Barcelonie. Tylko jeden celny strzał w 66. minucie – to opisuje problemy tej drużyny. Nawet w lidze idzie im teraz katastrofalnie. Mówi się, że za chwilę Patrick Rahmen pożegna się ze stanowiskiem. Takie wyniki jak ten z dzisiejszego wieczoru znacznie go do tego przybliżają, bo przecież Osasuna pokazała, że można Barcelonę ugryźć. Nie jest ona monolitem w defensywie. Nie chodzi nawet o wygraną, ale o przeciętny poziom Young Boys.

fot. PressFocus