Niespodzianka w Poznaniu – Lech przegrywa z Motorem

05.10.2024

Lech Poznań przed przerwą reprezentacyjną miał jeszcze jedno zadanie: pokonać u siebie, na ENEA Stadionie przy ulicy Bułgarskiej beniaminka – Motor Lublin. „Kolejorz” przystępował do tego starcia jako zdecydowany faworyt. Przybysze ze wschodu spłatali jednak figle gospodarzom z Wielkopolski – ostatecznie Motor nieznacznie zwyciężył 2:1.

Lech (nie) za podwójną gardą

Pierwsze minuty spotkania z obu stron zdecydowanie nie należały do najciekawszych. „Kolejorz” rozpoczął mecz dość nerwowo i chaotycznie – nie pomagały również taktyczne manewry piłkarzy z Lublina, które miały na celu zagęścić środek pola i sprowokować zawodników Lecha do popełniania błędów.

Po krótkiej chwili futbolowego marazmu podopieczni Nielsa Frederiksena w końcu zaczęli stwarzać zagrożenie pod bramką strzeżoną przez Kacpra Rosę. Najpierw znakomitą okazję do otwarcia wyniku zmarnował Patrik Walemark, który jest w świetnej strzeleckiej formie. Przed tygodniem Szwed strzelił bowiem aż trzy bramki w ostatnim meczu przeciwko Koronie Kielce. Tym razem Walemark musiał się jednak obejść smakiem.

Kilka minut po szansie Walemarka dwa razy zza pola karnego uderzał portugalski pomocnik – Afonso Sousa. Oba strzały swoje żywota kończyły jednak w rękach golkipera gości lub jeszcze wcześniej – na stopie jednego z obrońców, który zdołał zablokować próbę zawodnika z Półwyspu Iberyjskiego.

Jeden… jeden i dwa? Szalone minuty

W końcu Lech dopiął jednak swego. w 25. minucie Najpierw piłkę przed polem karnym wywalczył Antoni Kozubal, a po chwili wspominany już Sousa idealnie odnalazł w polu karnym gwiazdę „Kolejorza” – Mikaela Ishaka. Szwed z łatwością wykorzystał sytuację „sam na sam” z Rosą i otworzył wynik spotkania.

Po tym golu zdecydowana większość kibiców spodziewała się kontynuacji naporu Lecha i kolejnych bramek zespołu ze stolicy Wielkopolski. Piłka – jak zresztą każdy sport – potrafi tylko zachichotać z oczekiwań kibiców. Tak stało się właśnie w tym przypadku, bo już minutę później bramkę wyrównującą dla Motoru strzelił Samuel Mraz.

Chwilę później zarówno cała ławka rezerwowa Lecha, jak i trybuny ENEA Stadionu eksplodowały po raz kolejny. Piłkę do siatki po raz kolejny wpakował… Mikael Ishak, jednak po momencie radości w Poznaniu zapanowała nieznana dotąd niepewność. Sędzia główny – Łukasz Kuźma postanowił skonsultować swoją decyzję z wozem VAR (Daniel Stefański i Michał Obukowicz). Analiza gola trwała i trwała, aż trenerzy obu zespołów postanowili wykorzystać przerwę do przekazania piłkarzom wskazówek związanych z taktyką. Ostatecznie Kuźma anulował gola, a system wideoweryfikacji dopatrzył się pozycji spalonej.

W końcowych fragmentach pierwszej połowy obie drużyny bały się wyjść z bardziej odważną akcją. Ostatecznie po czterdziestu pięciu minutach gry na tablicy widniał rezultat 1:1.

Zły moment „Kolejorza”

Druga część spotkania rozpoczęła się od sensacyjnego akcentu z Motorem Lublin w roli głównej. Mimo tego, że goście po piłkarsku zamurowali się we własnym polu karnym i tak jakimś cudem zdołali „ukąsić” Lecha. Drugiego gola w tym meczu strzelił Saumel Mraz. Słowak popisał się dobrym refleksem w polu karnym i zdecydowanie najlepiej odnalazł się w polu karnym „Kolejorza”.

Po bramce na 2:1 dla Motoru sędzia główny miał sporo trudnej pracy. W przeciągu kilku minut Łukasz Kuźma musiał anulować gola na 3:1 dla Motoru oraz aż dwukrotnie konsultować ewentualny rzut karny dla zespołu Lecha Poznań. Ostatecznie jednak ani Kuźma, ani „ludzie przed komputerami” nie dopatrzyli się przewinienia.

Zmiany nie dały efektu

Po straconym golu Niels Frederiksen starał się nie próżnować i wprowadził trzech ofensywnych piłkarzy – Briana Fiabemę, Aliego Gholizadeha oraz Filipa Szymczaka. Murawę opuścili natomiast Patrik Walemark, Dino Hotic oraz Antoni Kozubal.

Po zmianach i wraz z upływem kolejnych cennych minut Lech zaczął sobie stwarzać sytuacje i próbował coraz mocniej napierać na przeciwnika. Blisko zwieńczenia dzieła był chociażby Gholizadeh, który skiksował i uderzył niecelnie. W pewnym momencie można było jednak odnieść wrażenie, że najgroźniejszym przeciwnikiem ekipy z Wielkopolski jest… ona sama.

Teza ta szczególnie tyczy się prawego obrońcy Lecha – Joela Pereiry, który tego wieczoru był cieniem samego siebie. Poprzednie spotkania również nie wyglądały najlepiej w jego wykonaniu, jednak często chwilowe przebłyski przykrywały ogólnie słaby występ. Tym razem kibice nie ujrzeli jednak żadnego „diamentowego” zagrania portugalskiego defensora. Irytujące mogły być nie tylko jego złe decyzje przy wyprowadzeniu piłki, ale również fatalnej jakości dośrodkowania, po których piłka lądowała… daleko na trybunach.

Ostatecznie wszystkie desperackie próby Lecha zdały się na nic, gdyż mecz zakończył się zwycięstwem drużyny Motoru Lublin. Podopieczni Mateusza Stolarskiego – nieznacznie bo nieznacznie – ale jednak pokonali wyżej obecnego lidera PKO BP Ekstraklasy.

 

Lokomotywa została na stacji

Strata punktów Lecha przeciwko Motorowi może okazać się kosztowna w kolejnych tygodniach. Swój mecz w tej kolejce wygrał bowiem już Raków Częstochowa, który bez problemów rozprawił się 2:0 z Radomiakiem Radom. Taki obrót spraw oznacza, że na ten moment zespół spod Jasnej Góry ma tylko o dwa punkty mniej od „Kolejorza”.

Jeszcze bardziej niekorzystnie prezentuje się porównanie z Jagiellonią Białystok. Jeśli w niedzielę (6 października) zespół kierowany przez Adriana Siemieńca wygra z Legią Warszawa, będzie można mówić raptem o jednym „oczku” przewagi zespołu z Poznania.

 

Ze stadionu w Poznaniu,

Mateusz Dukat