Bez happy endu na Narodowym – Polska przegrała z Portugalią

12.10.2024

Są takie mecze, które powodują ciarki na plecach. Gdy do Warszawy przyjeżdża Cristiano Ronaldo, Robert Lewandowski i cała masa innych piłkarskich tuzów Europy, to futbolowa Polska wstrzymuje oddech i daje się pochłonąć sportowemu show. Tym razem na Stadionie Narodowym reprezentacja „Biało-Czerwonych” podejmowała u siebie Portugalczyków. Ostatecznie podopieczni Michała Probierza ulegli rywalom 1:3.

Pożegnanie Szczęsnego i Krychowiaka

Zacznijmy jednak od momentów wzruszeń, których tego wieczoru na Stadionie Narodowym było naprawdę wiele. Chodzi oczywiście o zakończenie reprezentacyjnych karier przez dwie istotne postacie polskiego futbolu – Wojciecha Szczęsnego i Grzegorza Krychowiaka.

W ostatnim czasie PZPN zrezygnował z formy tak zwanego „meczu pożegnalnego”, w którym kolejno bramkarz i pomocnik mieliby rozegrać ostatnie minuty z orzełkiem na piersi. Ostatecznie skończyło się na symbolicznym uhonorowaniu „Szczeny” i „Krychy”, gdyż jeszcze przed meczem, na płycie murawy Stadionu Narodowego, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezary Kulesza wręczył obu zawodnikom pamiątkowe koszulki.

Całej ceremonii towarzyszyła specjalna oprawa graficzna, którą prezentujemy poniżej. Numery na ogromnych koszulkach pokazanych na murawie nie są przypadkowe – oznaczają one bowiem liczbę występów, jaką Krychowiak i Szczęsny uzbierali przez lata gry w reprezentacji.

Początek o dwóch obliczach

Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze, czyli rywalizacji boiskowej. Po pierwszych minutach spotkania „Biało-Czerwoni” – ku zaskoczeniu wielu kibiców – zaczęli odważnie, stwarzali sobie sytuacje pod bramką rywali. Nie były to zdecydowanie okazje klarowne, natomiast przeciwko takiemu przeciwnikowi jak Portugalia każdy ofensywny akcent ze strony podopiecznych Michała Probierza zasługiwał na uznanie publiczności w postaci aplauzu.

Po dobrej chwili inicjatywę stopniowo zaczęli przejmować Portugalczycy, którzy coraz śmielej atakowali „kastę” strzeżoną przez Łukasza Skorupskiego. Najpierw groźny strzał z okolic 20. metra oddał prawy obrońca – Diogo Dalot – wówczas uderzenie okazało się jednak niecelne. Spore problemy naszym obrońcom sprawiał skrzydłowy AC Milanu Rafael Leao, który praktycznie bez żadnych kłopotów rozprawiał się z naszymi defensorami, w szczególności z Sebastianem Walukiewiczem oraz Przemysławem Frankowskim.

Swoją szansę na gola miał także Cristiano Ronaldo. Prosty – jakby się wydawało – w egzekucji strzał Portugalczyka trafił jednak w poprzeczkę polskiej bramki. Jak się później okazało, ewentualna bramka nie zostałaby uznana, gdyż piłkarz Al-Nassr był na pozycji spalonej.

Jak juniorów…

Po dłuższym okresie portugalskiej dominacji w końcu goście dopięli swego i strzelili otwierającego gola. W 26. minucie idealnie, można wręcz powiedzieć, że w siatkarskim stylu Bernardo Silvie piłkę wystawił Bruno Fernandes. Dwaj zawodnicy klubów z Manchesteru (City i United) totalnie rozmontowali polskie szeregi obronne, które były bezbronne wobec szalonego tempa ataku zespołu portugalskiego. Zawalił Bednarek, który dał się zaskoczyć długą piłką i nie zauważył wbiegającego mu za plecy Bruno.

Po golu spotkanie na chwilę przeszło w fazę stagnacji, a gra toczyła się głównie w środku pola. Gołym okiem można było natomiast zauważyć przewagę ekipy z Półwyspu Iberyjskiego, która wciąż coraz mocniej dawała się we znaki Polakom. Ku uciesze „Biało-Czerwonych” fanów zgromadzonych tego wieczoru na PGE Narodowym, sytuacje próbowali stwarzać również podopieczni Michała Probierza. Jak się jednak później okazało, takie próby tylko rozwścieczyły Portugalczyków.

Kolejną bramkę dla podopiecznych Roberto Martineza zdobył Cristiano Ronaldo, który w dziecinnie prosty sposób skorzystał z kolejnego błędu polskiej defensywy. Najpierw wspominany już Leao niczym trampkarzy minął obrońców, po czym uderzył w słupek. Na nieszczęście Polaków piłka odbiła się prosto pod nogi CR7. Zupełnie niepilnowany Ronaldo nie mógł zmarnować tak prostej sytuacji i podwyższył wynik na 2:0 dla Portugalii.

Próby, próby, próby

Druga część spotkania rozpoczęła się od zmian w polskich szeregach. Zmęczonego i słabego w obronie (ale dobrego w podłączaniu się) Sebastiana Walukiewicza zastąpił Jakub Kiwior. Mimo zmiany zarządzonej przez Michała Probierza obraz spotkania niezbyt się zmienił, gdyż wciąż mogło się wydawać, że tego wieczoru właściwie wszystko zależy od Portugalczyków. Już w pierwszych minutach drugiej połowy znakomitą szansę miał Bruno Fernandes, który nie wykorzystał podania (trochę za plecy) praktycznie na pustą bramkę od Cristiano Ronaldo.

„Biało-Czerwoni”, podobnie jak w pierwszych 45 minutach, próbowali zbliżać się do bramki rywali, jednak najczęściej te próby spełzały na niczym. Swoistym wyjątkiem była okazja Roberta Lewandowskiego, który w polu karnym przeskoczył wszystkich obrońców i bramkarza przeciwnika, po czym uderzył minimalnie niecelnie. Jedną z niewielu dobrych akcji zrobił Przemysław Frankowski, który posłał celną wrzutkę.

W okolicach 60. minuty na roszady zdecydował się także selekcjoner gości Roberto Martinez. Boisko opuściła gwiazda tego dnia, czyli Cristiano Ronaldo, a zastąpił go piłkarz Liverpoolu – Diogo Jota. Zmiana ta miała również swoją pozasportową historię, gdyż przy schodzeniu z murawy Stadionu Narodowego, do legendy futbolu podbiegł… jeden z kibiców, który w błyskawicznym tempie wykonał zdjęcie ze swoim idolem.

Próba pogoni

I kiedy już wydawało się, że mecz jest przegrany i na Stadionie Narodowym nie wydarzy się już nic emocjonującego, nagle gola po składnej akcji Polaków w 78. minucie strzelił Piotr Zieliński. Pomocnik dał nadzieję kibicom zgromadzonym na warszawskim obiekcie, na którym poziom decybeli gwałtownie wzrósł. Można nawet zaryzykować tezę, iż było to najgłośniejsze „Jeszcze jeden” od lat. Wszystko ze względu na frekwencję. Oficjalnie spiker podał informację o 56 854 fanach, którzy ten sobotni wieczór postanowili spędzić na oglądaniu potyczki polsko-portugalskiej.

W ostatnich fragmentach meczu Michał Probierz zdecydował się wpuścić na boisko dodatkowego napastnika – Krzysztofa Piątka.

Kontrowersje w końcówce

Całe 86 minut gry mogłoby nie znaczyć nic, gdyby holenderski arbiter Serdar Gözübüyük właśnie w tamtym momencie podjął inną, zależną od jego interpretacji decyzję. Dokładnie chodzi o starcie polskiego zmiennika Michaela Ameyawa, który po walce z jednym z portugalskich defensorów padł na ziemię niczym rażony piorunem. Nasi od razu ruszyli z pretensjami do sędziego. Ten kazał natomiast kontynuować grę. Wówczas szybką kontrę przeprowadziła drużyna gości, a „swojak” przydarzył się obrońcy – Janowi Bednarkowi.

Po krótkiej konsultacji z wozem VAR Gözübüyük nie zmienił swojej decyzji, po czym wskazał na środek boiska. Wówczas chyba wszyscy kibice wiedzieli już, że to koniec marzeń o choćby punkcie wywalczonym przeciwko Portugalczykom. Na Stadionie Narodowym zapadła grobowa cisza, a poza pomrukiem niezadowolenia słyszalna była tylko i wyłącznie radość z powiewającego portugalskimi flagami sektora gości. Koniec. Portugalia z kompletem oczek po trzech meczach. A my ze świadomością, ile nam brakuje do najlepszych.

Ostatecznie mecz zakończył się porażką Polaków 1:3. Kolejny sprawdzian przed podopiecznymi Michała Probierza już we wtorek. Wówczas rywalem Biało-Czerwonych będą Chorwaci.

Ze Stadionu Narodowego, 

Mateusz Dukat

Fot. PressFocus