Andy Carroll: „Nie żałuję transferu do Liverpoolu”

26.10.2024

Andy Carroll minionego lata dołączył do czwartoligowego Girondins Bordeaux i kontynuuje tym samym swój francuski sen. Nie jest to bowiem jego pierwsza przygoda nad Sekwaną, bowiem miał już za sobą rok w Amiens. Dawny brytyjski rekord transferowy udzielił wywiadu w „The Athletic”, gdzie poruszył wiele kwestii co do życia we Francji, problemów z urazami, zdrowiem psychicznym czy… brytyjskimi tabloidami.

Andy Carroll: „Nie żałuję transferu do Liverpoolu”

Były piłkarz Liverpoolu, Newcastle czy West Hamu zdecydował się latem za namową Johna Williamsa na romantyczny transfer do upadającego giganta francuskiej piłki. Zanotował już on kilka trafień. Zdecydował się on poopowiadać o tym, co było, jest i będzie.

Wszystko to w okolicach Chateau du Haillan w kompleksie treningowym Bordeaux. Miejsce to doskonale oddaje ich upadek. Wszędzie są „przypominajki”— fotografie, murale i pamiątki — o dumnym dziedzictwie tego klubu, z całą ścianą poświęconą ich europejskim wyprawom.

Carroll jest we Francji już 13 miesięcy i dopiero zaczyna swoją drugą francuską przygodę, jak jest więc u niego z językiem? „Nie mówię po francusku. Po prostu powtarzam to, co mówią inni ludzie i staram się uczyć na tej podstawie. Uczę się, ale bardzo powoli. Słowo po słowie. Pamplemousse to jedno z moich ulubionych słów (francuskie określenie grejpfruta – przyp MZ)”

Piłkarz wspomina, że już w Amiens miał z dwoma kolegami lekcje, ale było mu ciężko – wie jednak, że powinien będąc w Bordeaux mówić w języku francuskim, ale zaniedbał w szkole naukę tego języka, co na pewno by mu pomogło.

Bordeaux to aktualnie czwarta liga w hierarchii francuskiej piłki nożnej, a trafił tu rekordzista transferowy Wielkiej Brytanii sprzed lat. Gdy Carroll wrócił do Newcastle United w 2019 roku w wieku 30 lat, miał zamiar zakończyć tam karierę, gdzieś w okolicach 35. roku życia. Sam piłkarz zweryfikował jednak te plany.

Gdy w 2021 nie dostałem kolejnej umowy byłem załamany (…) Gdy podpisałem z Reading poczułem, że nadal mam pasję do tego, by nadal to robić – i że jeszcze będzie czas poleżeć z nogami do góry. (O Bordeaux) Nie spodziewałem się, że tu będę, ale to zwyczajnie miłość do gry w piłkę nożną i właśnie tego chcę. W sierpniu 2023 poczułem – zabierzcie mnie za granicę. Chciałem rzucić się w wir innego stylu życia (…) Pierwsze kilka tygodni w Amiens było trudne, ale podobało mi się. Tutaj w Bordeaux czuję, że mogę być sobą.

Warto dodać, że dyrektor sportowy Amiens John Williams odkrył go przez cyfrowy rynek piłkarski TransferRoom. Ten sam Williams zachęcił go do przeprowadzki do, teraz, czwartoligowca. „Chcę się tu dobrze bawić, zanim to wszystko (jego kariera – MZ) się skończy. Gra w piłkę sprawia mi najwięcej przyjemności. Gdy porozmawiałem z trenerem Bruno Irlesem pomyślałem, że to coś dla mnie (…) Widać, że to ogromny klub, niezależnie od tego, co się wydarzyło”

Odbył już w klubie 6-godzinną podróż do Saumur, gdzie aby rozciągnąć się w autobusie… położył się na podłodze. Jego pierwszy mecz to z kolei 10 tysięcy fanów na czwartej lidze. W Saumur, była także spora grupa „Żyrondystów”, bo dwa tysiące ludzi. Carroll tym wszystkim jest zachwycony. „Nie interesują mnie pieniądze. Pomyślałem, że mogę grać w piłkę nożną w ogromnym klubie i cieszyć się życiem. W Reading płaciłem więcej za mieszkanie niż miałem pensji, tutaj jest podobnie – dokładam się do grania. Mam jednak nadzieję, że drużyna wróci tak szybko jak to tylko możliwe (do Ligue 1 – MZ). Tutaj mogę się przejść ulicą i być sobą, tego potrzebowałem

Carroll sugeruje w rozmowie, że ma niechęć do brytyjskich tabloidów. Pojawiały się bowiem historie o jego nowej miłości, o rozwodzie z żoną – w skrócie: ciągle jego osobą pasjonowały się brytyjskie brukowce. Tego chciał uniknąć, od tego chciał uciec. Niegdyś zasłynął, że w West Hamie zakupił dawną rezydencję Roda Stewarta. „Uwielbiam się pośmiać, grać w piłkę nożną, uśmiechać. Kiedy czytasz i słyszysz różne rzeczy, a wyjeżdżasz do Anglii i słyszysz wszystkie te g**niane rzeczy na swój temat… To nie jest fajne dla nikogo – ani dla mnie, rodziny, ani przyjaciół. Tak więc mogę robić co chciałem do tej pory, ale bez tego g**na. Będąc tutaj, mogę spacerować po Amiens, Bordeaux, pojechać do Paryża, Cannes lub gdziekolwiek chcę. To relaksujące, spokojne. Możesz pójść na kawę, piwo, na kolację, na zakupy i po prostu być sobą

Carroll w Newcastle przebił się do „jedynki” mając 17 lat. W 2010 roku zanotował 26 trafień, rozegrał kilka spotkań w reprezentacji Anglii i został brytyjskim rekordem transferowym za 35 milionów funtów. Przyznaje po latach, że wszystko to działo się szybko, ale nie docenił odpowiednio tego co miał. Urodzony w Gateshead kibic Newcastle stał się w klubie pierwszym wyborem na pozycji środkowego napastnika

To wszystko przyszło tak szybko. Oczywiście byłem podekscytowany, wniebowzięty powołaniem do reprezentacji, ale nie doceniłem tego, że tylko garstka zostaje wybrana do takich rzeczy i mam szczęście być jednym z nich. Oczywiście, 15 lat później, teraz to dostrzegam. Poprosiłem o koszulkę z numerem 9, a Chris (Hughton – trener) powiedział mi, że musi zapytać Mike’a Ashleya, czy mogę ją mieć. Pięć lat wcześniej miałem karnet całoroczny i oglądałem, jak Alan Shearer ją nosi. Jako mieszkaniec Newcastle, chciałem tego przez całe życie i kiedy już ją miałem, wyobrażałem sobie, że wszystkie inne dzieciaki patrzą na mnie z podziwem

W styczniu 2011 Carroll trafił do Liverpoolu: „Miałem zaledwie 21 lat, nigdy nie opuściłem Newcastle, a powiedziano mi, żebym spakował swoje życie i tam pojechał. Nie zaczęło się dobrze. Ja byłem w centrum uwagi na większą skalę. Nie żałuję jednak, to mnie ukształtowało, nie zmieniłbym niczego.”

W 2012 z kolei dołączył do West Hamu i to też był trudny czas: „Z kostką cały czas przechodziłem rehabilitację, co jest samo w sobie trudne, do tego obserwowanie, jak wszyscy cieszą się treningami, a potem próbujesz wrócić, znów to poczuć, przechodzisz badanie i potrzebujesz kolejnej operacji. Dochodzi do punktu, w którym zaczynasz być zdołowany. Zaczynasz wierzyć w to co mówią ludzie – a wszyscy mówią: On zawsze jest kontuzjowany. I wtedy masz takie – może serio zawsze jestem kontuzjowany? Może ja nie jestem wystarczająco dobry?

Do dziś, Carroll rozmawia z psychologami. Twierdzi, że ważne, aby mieć kogoś, kto wie co sobą wnosisz i wiedzą kim naprawdę jesteś. Rodzina wie jakie poświęcenia się ponosi, pozwala poczuć, że to najważniejsze, co człowiek ma. Sam piłkarz ma pięcioro dzieci, więc to dla niego temat bardzo ważny. „Przeszedłem przez naprawdę trudny okres w moim życiu” — mówi Carroll. „Trudno było cokolwiek zrobić, tak naprawdę nie chciałem wychodzić. Kiedy ludzie nie znają prawdy i mówią o tobie rzeczy, które nie są prawdą, to boli.”

Obiecano mu rozmowy po sezonie 2020/21 w sprawie pozostania w Newcastle. Telefon nigdy nie nadszedł. Pięć miesięcy później Reading zaproponowało mu umowę. Wtedy nie mieli pieniędzy, ale pozwolili Carrollowi na nowo zakochać się w grze.

Na nowo zakochałem się w tej grze. Moje nastawienie zmieniło się na „to nie jest mój czas, żeby się poddać, rzucić ręcznik”. Poczułem się jakbym znów miał 17 lat. To samo miałem potem w Amiens, a także teraz w Bordeaux.

We francuskim klubie, butelki napełniają wodą z kranu zewnętrznego. Kibice obserwują treningi zza metalowego płotu. Carroll nie zamierza przestać grać przed 40. urodzinami – mówi bowiem, że czuje się jak dziecko. Ma świadomość, że stracił wiele lat z racji urazów. Jego syn z kolei, Lucas – ma 14 lat. Kto wie, może zakończy się to podobnym scenariuszem co w koszykarskiej rodzinie James z LeBronem i Bronnym?

Fot. PressFocus