Tottenham wbił cztery gole po przerwie. Matty Cash z kontuzją

Napisane przez Mariusz Orłowski, 03 listopada 2024

Tottenham pokonał na własnym stadionie Aston Villę, mimo że do przerwy przegrywał 0:1. Druga połowa to jednak aż cztery bramki i wyborna skuteczność „Kogutów”. Przełamał się Dominic Solanke, który pozostawał bez gola od sześciu spotkań. To między innymi dublet Anglika w cztery minuty sprawił, że Tottenham wygrał 4:1. Wisienką na torcie był perfekcyjnie wykonany rzut wolny przez Jamesa Maddisona.

Starcie zespołów z drugiego szeregu

Tottenham i Aston Villa to takie zespoły, które próbują zaatakować z drugiego szeregu. „The Villans” spisują się rewelacyjnie zwłaszcza w Champions League, gdzie… są na pierwszym miejscu! Najbardziej imponujące było ich zwycięstwo z Bayernem Monachium po golu Jhona Durana. Potrafili też pokonać Bolognę (2:0) i Young Boys (3:0). Co więcej, pozostają nawet bez straconej bramki. Dopiero w środku tygodnia Crystal Palace przerwało ich serię 11 spotkań bez porażki. Unai Emery jednak zlekceważył Carabao Cup i wystawił tam całkowite rezerwy – tylko kapitan John McGinn ostał się w pierwszym składzie.

Tottenham z kolei ma wahania formy. Potrafi zagrać rewelacyjnie, żeby później nie dało się na niego patrzeć (jak z Crystal Palace). Cały czas jest w fazie budowy i wciąż uczy się funkcjonowania z nowym napastnikiem Dominikiem Solanke, który jest chwalony za pressing, doskok do przeciwników i pracę dla zespołu, lecz jego liczby strzeleckie na kolana nie powalają. Cztery porażki w Premier League to nie jest najlepszy start zespołu Ange’a Postecoglou. „Koguty” przegrały już z Crystal Palace, Brighton, Newcastle i Arsenalem. Bolesna była porażka w North London Derby, bo tam „Kanonierzy” byli mocno osłabieni.

Rzuty rożne sposobem

Aston Villa nie mogła sobie poradzić z przedostaniem się pod bramkę Guglielmo Vicario, czego dowodem była wymowna statystyka z 25. minuty – tylko jeden kontakt z piłką w polu karnym przeciwnika. Gra była bardzo często przerywana, brakowało płynności, a mecz nie mógł się odpowiednio rozkręcić. Faule, walka, odbiory w środkowej strefie i mało okazji – tak to wyglądało.

Nie idzie w ataku pozycyjnym? To pozostają stałe fragmenty. Już pierwszy rzut rożny „The Villans” mógł przynieść bramkę, a w zasadzie poprawka rożnego, bo piłkę wybił Vicario, lecz pod nogi Tielemansa. Ten wycofał do Lucasa Digne. Francuz dośrodkował, a Amadou Onana wygrał pojedynek główkowy i trafił w słupek, a po tym interweniował jeszcze Vicario i piłkę na róg wybił Udogie. No to Aston Villa miała drugi rzut rożny i zamieniła go na bramkę.

Bardzo aktywny po stronie Tottenhamu był Rodrigo Bentancur. Oddał kilka uderzeń z daleka, jednak wszystkie były niecelne. Pierwsza połowa była generalnie bardzo szarpana i nudna. „Koguty” grały bardzo przeciętnie i nie stworzyły ani jednej groźnej okazji. Ba, nie było nawet żadnego celnego strzału na bramkę Emiliano Martineza. Zdecydowanie 45 minut rozczarowało, bo Aston Villa też nie błyszczała. Morgan Rogers po prostu wepchnął piłkę do pustej z metra po interwencji Vicario, który uchronił zespół przed samobójem.

Tottenham z wzorową połową, przełamanie Solanke

Niedawno w świetnej formie strzeleckiej był Brennan Johnson. Walijczyk strzelił gola w aż siedmiu meczach z rzędu, wliczając w to także spotkanie Ligi Narodów. Potem trochę się zaciął i w czterech kolejnych do siatki nie trafił. Z Aston Villą nastąpiło jego przełamanie już w czwartej minucie drugiej połowy. Son podciągnął akcję skrzydłem, blisko niego był Matty Cash, jednak wracający John McGinn „wygonił go” palcem, by krył obiegającego Udogiego. Koreańczyk wykorzystał dosłownie sekundę w przekazaniu krycia i dośrodkował w pole karne, a tam akcję zamknął Brennan Johnson. Tottenham nakręcił się.

Było to widać już po reakcji Johnsona, który zamiast cieszyć się z gola, wziął prędko piłkę i popędził na własną połowę. Już dwie minuty później Martinez uratował zespół po uderzeniu Solanke. „Koguty” były na fali. Wściekły był Son po zmianie w 56. minucie. Nie mógł uwierzyć, że to jego zdjął z boiska Ange Postecoglou i to kilka minut po zrobieniu asysty. Groźny strzał Pape Sarra w 67. minucie przeszedł tuż obok słupka, ale już osiem minut później Dejan Kulusevski obsłużył Solanke prostopadłym podaniem, a ten posłał podcinkę nad interweniującym Emiliano Martinezem.

Zaledwie cztery minuty później było już po meczu. Pau Torres zaliczył stratę przy wyprowadzeniu piłki. Podał bardzo niedokładnie i Sarr zanotował kluczowy przechwyt. Pognał sporo metrów i wypuścił Richarlisona, a ten dograł do Solanke. Anglik w cztery minuty podwoił dorobek ligowy – z dwóch trafień na cztery. Był to słodko-gorzki gol, ponieważ Brazylijczyk musiał chwilę później zejść z kontuzją. Aston Villa była bezradna. W końcówce dobił ją jeszcze przepięknym trafieniem z rzutu wolnego James Maddison. To najwyższa porażka „The Villans” w tym sezonie, a tak ogólnie dopiero trzecia.

Jak wypadł Matty Cash?

Matty Cash już czwarty raz z rzędu (mowa tylko o Premier League) po powrocie z kontuzji znalazł się w podstawowym składzie jako prawy obrońca. Ostatnio odpoczywał w mniej istotnym spotkaniu Carabao Cup. Nie wystąpił też w obu starciach Champions League – z Bayernem i Bologną. W lidze gra jednak po 90 minut. Niestety… zszedł z murawy po 60 minutach z „mięśniówką” i bynajmniej nie była to decyzja trenera. Nie wygląda to dobrze. Matty Cash staje się powoli piłkarzem-szklanką…

Tym większa szkoda, bo Polak w defensywie spisywał się naprawdę poprawnie. Portal „Sofascore” podaje nawet, że wygrał w ciągu godziny gry 6/6 bezpośrednich pojedynków, czyli wszystkie. Do przodu oczywiście grał bardzo mało, ale na zbyt wiele Sonowi nie pozwalał, natomiast asysta Koreańczyka to efekt przekazania krycia i wykorzystania odpowiedniego momentu przez gracza Spurs. Słabą dyspozycję Sona zauważył nawet Ange Postecoglou i zdjął go z boiska. Asysta nie zamazuje faktu, że nie radził sobie z Polakiem.

fot. screen Viaplay

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka = hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa".