Barcelona się nie zatrzymała. Kolejny festiwal bramek, Lewandowski z dubletem

Napisane przez Mateusz Dukat, 06 listopada 2024
Barcelona

Chociaż tego środowego wieczora w Lidze Mistrzów mieliśmy do czynienia z większymi hitami, oczy wielu kibiców zwrócone były także na Belgrad, gdzie zespół Crvenej zvezdy podejmował u siebie jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) zespół na świecie, czyli FC Barcelonę. W czwartej serii gier fazy ligowej Champions League zwyciężyła „Duma Katalonii”, która pokonała przeciwników z Bałkanów aż 5:2.

Trudne łatwego początki?

Pierwsze minuty meczu nie należały do najłatwiejszych dla podopiecznych Hansiego Flicka. Nie wiadomo, czy piłkarzy „Blaugrany” sparaliżowała gorąca atmosfera stadionu, ale jedno jest pewne – w pierwszych fragmentach meczu „Duma Katalonii” nie była sobą. Zaczęło się już w czwartej minucie, kiedy to Timi Elsnik skierował piłkę do siatki. Sędzia liniowy, a następnie system VAR wspólnymi siłami wykryli jednak pozycję spaloną zawodnika serbskiego obozu.

Kolejne minuty okazały się być bardziej kolorowe dla FC Barcelony, gdyż po doskonałym dośrodkowaniu Raphinhii gola na 1:0 dla „Dumy Katalonii” strzelił obrońca – Inigo Martinez. Baskijski stoper kapitalnie odnalazł się w polu karnym, wywalczył pozycję i po imponującym wyskoku trafił piłkę tak, że ta najpierw odbiła się od słupka, a następnie wpadła wprost do bramki.

W tamtym momencie wydawało się, że kolejne gole bramki „żołnierzy Flicka” to już tylko kwestia czasu. Barcelona dominowała, stwarzała sobie okazje, a kłopoty obrońcom standardowo stwarzał 17-letni Lamine Yamal.

Ku zdziwieniu chyba nawet najbardziej zagorzałych fanów Crvenej zvezdy w 27. minucie meczu do wyrównania doprowadził kongijski napastnik – Silas. Po tym golu publiczność (wśród której znalazł się także między innymi tenisista Novak Djokovic) wybuchła radością i tym razem to właśnie kibice gospodarzy byli przekonani, że to oni ruszą po kolejne trafienia. Trzeba jednak przyznać, że kibice Crvenej mieli ku temu powody – podopieczni Milosa Milojevicia bez żadnych kompleksów wysokim ustawieniem zaatakowali zespół przyjezdnych.

Ostatnie słowo w pierwszej połowie należało jednak do wyrachowanej i nieschodzącej poniżej pewnego poziomu Barcelony. Gola na 2:1 strzelił Robert Lewandowski, który w polu karnym wykazał się refleksem godnym najlepszych napastników na świecie. Barcelona oddała w sumie aż 12 strzałów, natomiast całkiem poprawna gra serbskiej ekipy nie przełożyła się w ogóle na okazje, gdyż pod bramką gości brakowało im już konkretów.

Bezlitosna Barcelona

Początek drugiej połowy spotkania to już jednak istny popis zespołu ze stolicy Katalonii. Po przerwie goście dobrali się do gardła Crvenej zvezdy, a w roli głównej znowu wystąpił Lewandowski. Polak, wykorzystując podanie Julesa Kounde, drugi raz tego wieczoru pokonał Marko Ilicia i tym samym zdobył 99. bramkę w rozgrywkach Ligi Mistrzów.

W klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie „Lewego” wyprzedza tylko wielka dwójka światowego futbolu, czyli Cristiano Ronaldo i Leo Messi. Portugalczyk i Argentyńczyk mają w swoim dorobku kolejno 140 i 129 trafień.

Druga połowa miała jednak także cienie dla Barcelony. Kontuzji doznał bowiem młody – zaledwie 17-letni obrońca, czyli Pau Cubarsi. Przy jednej z interwencji defensor został kopnięty w twarz przez piłkarza Crvenej zvezdy, po czym runął na ziemię. Koledzy Cubarsiego momentalnie wezwali na boisko medyków, którzy zadecydowali, że Hiszpan musi zejść. Utalentowanego obrońcę zastąpił inny młokos – 19-letni Sergi Dominguez. W najbliższych godzinach możemy się więc spodziewać komunikatu klubu, w którym dowiemy się, jak poważny jest to uraz.

Jeśli chodzi o zmiany, trzeba przyznać, że są one mocną stroną Hansiego Flicka. Szczególnie dużo „Dumie Katalonii” dało zameldowanie się na placu gry powracającego po urazie kolana Gaviego. Pomocnik idealnie wpisał się w fizyczny charakter meczu, co kilka razy potwierdził zarówno odważnymi wejściami wślizgiem w obronie, jak i ofensywnymi wyjściami w ataku.

Rozruszanie gry przez Gaviego było jednym z czynników, przez który w 76. minucie meczu na tablicy wyników widniał już rezultat 5:1 dla FC Barcelony. Bramkę zdobył Fermin Lopez, jednak przy opisywaniu tego gola trzeba także uhonorować asystenta, którym po raz trzeci w tym meczu okazał się być Kounde. To jest kapitalny sezon prawego obrońcy „Barcy”, który kompletnie nie przypomina tego niegdyś krytykowanego zawodnika.

W ostatnich minutach meczów śmiało można stwierdzić, że w szeregach defensywnych „Blaugrany” wkradło się delikatne rozluźnienie. Fakt ten poskutkował drugim golem zespołu z Serbii. Swoją drugą bramkę w Lidze Mistrzów strzelił zawodnik z Angoli – Milson.

Sen na jawie trwa dalej

Ostatnie tygodnie dla FC Barcelony są najlepszym okresem w klubie od lat. Podopieczni Hansiego Flicka wygrywają właściwie w każdym meczu, przy okazji miażdżąc swoich rywali. Weryfikacja? El Clasico wygrane na Estadio Bernabeu 4:0, zwycięstwo 4:1 nad Bayernem, kapitalne wygrane w Lidze Mistrzów. Można tak wymieniać właściwie w nieskończoność.

FC Barcelona zwyciężyła w szóstym meczu z rzędu, przy tym w każdym z nich strzeliła co najmniej trzy gole. Oczywiście, od zachwycania się są kibice – Hansi Flick stąpa twardo po ziemi i wie, że w każdej chwili może nadejść większy lub mniejszy kryzys. Ten póki co zdaje się jednak być na dalekim horyzoncie.

Najbliższe wyzwanie przed „Blaugraną” już w najbliższą niedzielę. Wówczas podopieczni niemieckiego trenera w ramach rozgrywek La Liga zmierzą się u siebie z Realem Sociedad.

fot. screen X – Canal+Sport