Gorące info
Chcesz reklamować się na naszym profilu? Zapraszamy do współpracy.

Liverpool zdominował „Królewskich”, a gwiazdy pudłowały z karnych

Napisane przez Marcin Ziółkowski, 27 listopada 2024
Liverpool screen Ziggo

Liverpool po raz kolejny w tym sezonie zdominował swojego rywala. Tym razem doskonałą dyspozycję przekuł na piąte zwycięstwo w piątym meczu Ligi Mistrzów, a pokonał nie byle kogo, bo Real Madryt. „The Reds” ograli bez problemów drużynę Carlo Ancelottiego 2:0, a zarówno Kylian Mbappe, jak i Mohamed Salah nie trafili swoich rzutów karnych.

Przed meczem

Starcia Liverpoolu z Realem Madryt w ostatnich latach urosły do miana jednego z klasyków Ligi Mistrzów. W ostatniej dekadzie obie drużyny zagrały w finale Ligi Mistrzów 2018 oraz 2022, w obu górą byli „Królewscy”. Od finału w Kijowie znanego z błędów półprzytomnego Lorisa Kariusa, to siódme starcie obu drużyn w Lidze Mistrzów.

Ostatni mecz na Anfield Road z kolei był siedmiobramkowym widowiskiem, w którym obie strony zdominowały rywala, prowadząc w meczu. To właśnie wtedy przebłysk geniuszu miał Darwin Nunez, trafiając do siatki Thibauta Courtois piętką. Także wtedy padły dwie kuriozalne bramki, gdyż bramkarze nabili swoich rywali bądź wystawili im piłkę, tworząc darmową okazję (Salah na 2:0 oraz Vinicius na 2:2)  – mecz zakończył się pogromem „The Reds” ze strony Realu i wygraną madrytczyków 5:2.

W środowy wieczór piątej kolejki na plac wychodziły drużyny, które w głębi serca były po różnych stronach emocjonalnego bieguna. Liverpool w skowronkach, a Real Madryt niby uśmiechnięty, ale w środku smutny. „The Reds” zanotowali 31 punktów w 12 kolejkach Premier League, mając w dodatku osiem oczek nad Manchesterem City – do tego komplet 12 oczek w czterech kolejkach w Europie. Arne Slot postawił na sprawdzone opcje, z małym wyjątkiem na prawej obronie – wracającego do zdrowia Trenta Alexandra-Arnolda w pierwszym składzie zastąpił Irlandczyk z Ulsteru – Conor Bradley.

Real Madryt mimo przybycia Kyliana Mbappe, zagrać miał na Anfield bez Viniciusa oraz z młodym Raulem Asencio, dla którego to trzeci seniorski mecz na środku obrony. Fede Valverde miał wystąpić na prawej obronie „z braku laku”, a Carlo Ancelotti przekonał się w dodatku do wystawienia od pierwszej minuty Ardy Gulera.

Liverpool dominuje

Od początku spotkania Liverpool rzucił się do ataku i narzucił swoją intensywność gry. W trzeciej minucie Kylian Mbappe zanotował stratę na 25. metrze i „The Reds” popędzili z akcją. Raul Asencio po interwencji Thibauta Courtois odbił piłkę od wewnętrznej części swojej stopy i zatrzymał ją dopiero na linii bramkowej – napędził sobie i kolegom sporo nerwów.

Kilka minut później obok bramki uderzył Luis Diaz. W 12. minucie doszło do starcia Asencio z Darwinem Nunezem i przepychanki – gdy wydawało się, że Hiszpan grający po raz trzeci w seniorach Realu Madryt może otrzymać czerwoną kartkę – Francois Letexier ukarał obydwu piłkarzy po „żółtku”.

Musieliśmy trochę poczekać na kolejną okazję w tym spotkaniu, bowiem do 23. minuty –  w podbramkowym zamieszaniu Curtis Jones uderzył z bliska prosto w belgijskiego bramkarza. W międzyczasie Arda Guler oddał dwa niecelne strzały. Na mało co było stać Real z przodu w pierwszej części meczu. Conor Bradley w jednej z kontr Realu dodatkowo doskonale zatrzymał wślizgiem pędzącego Kyliana Mbappe – grającego znów na swoim ulubionym lewym skrzydle.

Po ww. wślizgu Irlandczyka z Ulsteru, na koniec Darwin Nunez uderzył z główki obok bramki. Stało się to po doskonałej wrzutce nad linią obrony Alexisa Mac Allistera. Argentyńczyk miał jednak jeszcze w tym meczu coś do powiedzenia. Curtis Jones pięć minut później puścił „zawijasa” po dalszym rogu na bramkę Belga, ale ponad bramką. Liverpool dominował w pierwszej połowie, a Real nie zrobił za dużo.

Florenckie deja vu

Po przerwie swoje okazje mieli Jones i Conor Bradley, ale znów doskonale spisywał się Courtois. Nie starczyło to jednak na strzał z 52. minuty. Były piłkarz Brighton i mistrz świata Mac Allister otrzymał podanie od bardzo dobrego dziś Irlandczyka Bradleya i płaskim strzałem po dalszym rogu pokonał Belga. Było to jego drugie trafienie w sezonie i drugie w tej edycji Ligi Mistrzów.

Chwilę później on znów spróbował szczęścia. Gdy wydawało się, że Liverpool zaraz podwyższy prowadzenie, Andy Robertson „przystemplował” nogę wchodzącego z ławki Lucasa Vazqueza i sędzia Letexier podyktował rzut karny. I wtedy swój moment chwały miał… Caiomhin Kelleher, który obronił drugiego karnego w ostatnich dwóch spotkaniach, bowiem niedawno z Southampton wyjął on uderzenie Armstronga. Tym razem skalpem Irlandczyka był Kylian Mbappe, którego to Kelleher wyczuł w 61. minucie.

Parę minut później obronił on też sam na sam z Brahimem Diazem. Dwie minuty po sytuacji z Hiszpanem reprezentującym Maroko, tym razem to Ferland Mendy faulował w swoim polu karnym Mohameda Salaha i to Egipcjanin podszedł do egzekwowania jedenastki w 69. minucie. I TEŻ SPUDŁOWAŁ! Można było mieć deja vu z meczu Fiorentiny z Milanem, gdzie ponad miesiąc temu David De Gea obronił dwa rzuty karne.

76. minuta to podwyższenie wyniku – po dośrodkowaniu w pole karne źle pilnowany przez Lukę Modricia wykorzystał to wchodzący z ławki Cody Gakpo. Głową, bo w końcu to jeden z „Latających Holendrów”. Do końca meczu brakowało klarownych okazji, z wyłączeniem okazji Luisa Diaza z doliczonego czasu, gdzie znów wzorowo spisał się Courtois. Liverpool po pięciu meczach ma 15/15 punktów, a Real Madryt jedynie sześć oczek. „The Reds” wygrali z „Królewskimi” po raz pierwszy od ośmiu lat. Zrobili to w pełni dominując (17 strzałów i aż siedem celnych; Real dziewięć i trzy celne)

Liverpool – Real Madryt 2:0 (0:0)

Alexis Mac Allister 52′, Cody Gakpo 76′

Fot. Screen X/ Ziggo