Gorące info
Chcesz reklamować się na naszym profilu? Zapraszamy do współpracy.

Heidenheim – 17 lat drogi do europejskich nocy

Napisane przez Marcin Ziółkowski, 28 listopada 2024
heidenheim 17 lat marzeń

Większość trenerów piłkarskich w swojej karierze doświadczyło obawy o utrzymanie swojego stołka. W Heidenheim od 2007 roku taki stołek zajmuje tam jedna osoba. I chociaż Frank Schmidt na pewno nie ma na sobie tyle uwagi mediów, co trenujący od 701 meczów Diego Simeone, czy będący od 8 lat w Manchesterze City Pep Guardiola, to warto poświęcić mu chwilę przed historycznym meczem Heidenheim z Chelsea.

Heidenheim – 17 lat drogi do europejskich nocy

Jak już wspomniano, Pep Guardiola prowadzi City od 2016 roku i ma na koncie prawie 500 spotkań. Gra przy tym często o wszystkie trofea, dlatego w ten sposób szybciej dobił do pięciu setek. Diego Simeone meczem w Pradze ze Spartą wskoczył jako trener Atletico na poziom liczby 701. Frank Schmidt poprowadzi swoje Heidenheim w meczu Ligi Konferencji z Chelsea po raz 640. Jest on częścią tego klubu od lipca 2003. Wtedy to został zawodnikiem… Heidenheimer SB. Cztery lata później zmieniono nazwę na 1. FC Heidenheim i tak już zostało – tak jak i on, Schmidt.

I tak sobie razem kroczyli od czwartego poziomu, aż w 2023 został wywalczony historyczny, premierowy awans do niemieckiej elity. Sezon 2023/24 okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę – Niemcy dzięki siódmej lokacie na koniec sezonu i wygranej Leverkusen z drugoligowym Kaiserslautern – w nagrodę otrzymali promocję do kwalifikacji Ligi Konferencji 2024/25 – pierwszej z nowymi zasadami.

W decydującej rundzie eliminacji 1. FC Heidenheim pokonało niedawnego mistrza Szwecji BK Hacken 2:1 oraz 3:2 – w rewanżu w ostatnich 10 minutach to rewelacyjnie spisujący się Paul Wanner (biją się o niego kadry Niemiec i Austrii) oraz Mathias Honsak doprowadzili do prawdopodobnie kolejnego w historii najpiękniejszego dnia klubu wszech czasów, doprowadzając ze stanu 3:3 w dwumeczu do awansu do fazy ligowej.

Do tej pory na rozkładzie Niemców jest Olimpija Ljubljana (2:1 u siebie), cypryjskie Pafos (1:0 na wyjeździe), Hearts of Midlothian (2:0 na wyjeździe). Teraz przyszedł czas na… „The Blues”. Słynna kibicowska przyśpiewka „CHELSEA CHELSEA CHELSEA” zawita do nowej części Niemiec – tej, w której jeszcze nie śpiewana nie była.

To właśnie podopieczni Enzo Mareski przybędą na Volth-Arenę, 15-tysięcznik, aby kontynuować swoją podróż po trofeum. Londyńczycy są jednymi z głównych faworytów, a nie tak dawno przejechali się po ormiańskim Noah FC aż 8:0. Trudno więc twierdzić, że w tej edycji, nawet bez niezgłoszonego Cole’a Palmera, będzie inaczej.

Marzyciel, romantyk i realista w jednym

50-letni Frank Schmidt od 21 lat jest w tym klubie (!) i w takich przypadkach zawsze rodzi się pytanie – co dalej? Ile ma w sobie siły by pozostać w tej drużynie? Czy chce być jak Guy Roux i być tu przez cztery dekady jakko trener? A może chce pracować w Heidenheim aż do śmierci? Pytań rodzi się wiele, a odpowiedź zna tylko los i sam Schmidt. Na pytanie ile razy myślał o zmianie klubu, odpowiada bez wahania – „ani razu„. Gdyby poczuł taką potrzebę, zrobiłby to bez wahania – dodaje. Wie jednak, że ma misję i chciałby choćby na 10 lat utrzymać ten zespół w Bundeslidze, kontynuować tę magiczną historię.

W wywiadzie dla portalu „Transfermarkt„, sam trener głośno zadał sobie pytanie – w obliczu tego co się dzieje, pada na myśl tylko jedno pytanie. Ile to wszystko jeszcze potrwa? Drużyna bowiem od sześciu meczów nie wygrała, takie pytanie to normalka, gdy nie idzie to rzecz mentalnie normalna, że człowiek powątpiewa w siebie, nieważne co osiągnął.

Jeden remis i pięć porażek, a wszystko to po trzech zwycięstwach Heidenheim w pierwszych pięciu kolejkach – takie wyniki wtedy oznaczały oczywiście miejsca dające Europę. Ma w składzie choćby Paula Wannera, o którego walczy Austria z Niemcami, bowiem to kompletny piłkarz technicznie i mentalnie. On przybył na rok i za moment prawdopodobnie wróci do Bayernu lub zastąpi Floriana Wirtza w Leverkusen.

Schmidt wie jednak jedno – mając mentalność zwycięzcy, napędza go każde następne zadanie do wykonania. Najlepiej obrazują go w tym względzie słowa: „Byłoby błędem mówić o Bundeslidze jako o ostatnim kroku. Trzeba dostosować oczekiwania do rzeczywistości. Jeśli zostaniemy w lidze, to będzie kolejny duży krok. Aby to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na drugą ligę. Wiele drużyn oczekuje, aby być w Bundeslidze, przed nami.” Ciężko się dziwić – widząc pupili Schmidta, dużą zazdrość na pewno odczuwają w Hamburgu, Hanowerze, Kaiserslautern. Niemieccy giganci z bólem patrzą na kopciuszka, bo sami chcą wrócić na bal.

Trener sensacyjnego beniaminka 2023/24 odkrył w swojej pracy kolejną nową stronę własnego sukcesu. Szeroko rozumianą grę co trzy dni. Tego jeszcze w jego karierze nie grali, więc to dla niego nowość.

Moja żona mówi: „ale Ty chciałeś tego”. I oczywiście to akceptujemy. Brakuje nam regularnych treningów. Taktycznie nie możemy pracować w sposób, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Teraz chodzi o regenerację, sen, jedzenie, przygotowanie się do następnego przeciwnika, a dopiero potem o grę. Dlatego nie narzekam z powodu przerwy na mecze międzynarodowe. Staramy się jak najlepiej ją wykorzystać, a naszym głównym zadaniem jest kontynuowanie.

To jednocześnie marzyciel, romantyk, ale i realista. Mówi: To będzie brutalna walka do samego końca. Pod koniec dnia, jak w każdej firmie, jest bilans – i musi się sumować. Dostajesz to, na co zasługujesz. Jesteśmy przekonani, że będziemy powyżej linii na koniec sezonu. Jeśli skończymy na 14. miejscu, jak teraz, to będzie ogromny sukces. Mogę tylko obiecać, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby to osiągnąć. Nawet wtedy, gdy prowadziliśmy po dwóch kolejkach, powiedziałem, że cel to utrzymanie.

Latem, z klubu odeszli Tim Kleindinst, a także kluczowy zawodnik, Jan-Niklas Beste. Jeden z nich trafił do Benfiki, do Ligi Mistrzów, interesował Fiorentinę, drugi wzmocnił rywala – Borussię Monchengladbach. Dla Schmidta to żaden problem – ba, sam przyznaje, że wstrząs raz na jakiś czas jest potrzebny, a sam martwi się o inne rzeczy w życiu. Uważa to za swoje powołanie, aby organizować zespół po każdych większych lub mniejszych zmianach. W Heidenheim każdego lata sporo się zmienia.

Do Heidenheim, jak sam mówi – nieuczciwi, leniwi i wszystkowiedzący piłkarze nie trafiają i takich nie chce. Agenci wiedzą, kogo on chce do klubu. Mówi o sobie, że po 60-tce nie chce trenować, ale kontrakt do 2027 wypełnić musi, bo po to człowiek żyje, by misje wypełniać. A jemu wystarczą do pracy ludzie szczerzy, którzy potrafią wyrażać swoje emocje. Choć zauważa, że Dieter Hecking wrócił do pracy po pewnej przerwie, więc ciężko powiedzieć w takim przypadku słowo nigdy.

I oby nigdy podczas czwartkowego meczu jego podopieczni się nie poddali, bo właśnie dzięki uporowi dotarli na takie piękne miejsce. Znakomite widoki są zwykle po wielkich wyprawach, trudnych wędrówkach. Pokonanie Chelsea więc byłoby czymś nieprawdopodobnym, mając w pamięci ile wydają Boehly i spółka. Heidenheim jednak w piękne historie potrafi.

Fot. PressFocus

Futbolowy romantyk, z Milanem wierny po porażce, a zdziwiony po zwycięstwie. Spokrewniony z synem koleżanki Twojej matki. To ten typ człowieka, który w aplikacji z wynikami na żywo ma gwiazdkę przy drużynie z Tajlandii czy Indonezji. Napędzany benzyną miłośnik ofensywnego futbolu Hansiego Flicka.