Sensacja na Montjuic. FC Barcelona przegrała z ligowym kopciuszkiem
Dzisiejszy mecz FC Barcelony z Las Palmas miał specjalny wymiar. Spotkaniu temu towarzyszyła specjalna otoczka, która związana jest z obchodzeniem przez klub 125-lecia powstania. W takim przypadku rozpędzona „Duma Katalonii” nie mogła zawieść kibiców. Ostatecznie Lewandowski i spółka totalnie zlekceważyli zespół z Wysp Kanryjskich i niespodziewanie przegrali z wyspiarzami z Wysp Kanaryjskich 1:2.
Szarpany start
Pierwsze minuty spotkania rozgrywanego na Estadio Montjuic mogły wywołać niemałe zdziwienie u widzów. Od początku meczu to zespół FC Barcelony grał bardziej nerwowo, a Las Palmas spokojnie tworzyło sobie okazje, po których interweniować musiał bramkarz FC Barcelony – Inaki Pena.
Na domiar trudów, w jakich znalazła się „Duma Katalonii” groźne wyglądającej kontuzji doznał dotychczas dobrze sprawujący się Alejandro Balde. Hiszpański lewy obrońca przy jednym z pojedynków został trafiony barkiem w szyję co mocno utrudniało mu oddychanie. W pewnym momencie Balde spróbował wstać, natomiast wówczas natychmiastowo osunął się na murawę. Do transportu zawodnika potrzebne były specjalne nosze. Defensora „Blaugrany” zastąpił Gerard Martin.
Wishing Alejandro Balde a speedy recovery after the injury he suffered in the first half of #BarçaLasPalmas. 💙❤️ pic.twitter.com/daZSsBTaY0
— LALIGA English (@LaLigaEN) November 30, 2024
Pod koniec pierwszej połowy spotkania do głosu znów doszedł zespół Las Palmas, a kapitalną okazję do otwarcia wyniku miał Alberto Moleiro. Skrzydłowy stanął „oko w oko” z Peną i mimo – przynajmniej w teorii – prostej sytuacji uderzył mocno niecelnie. W doliczonym czasie pierwszych 45 minut w końcu to FC Barcelona przejęła inicjatywę, a najbliżej strzelenia gola był Raphinha.
Brazylijczyk najpierw jednym zwodem powalił na ziemię dwóch obrońców Las Palmas, natomiast później huknął z całej siły w… poprzeczkę. Wobec tego do szatni oba zespoły udały się z wynikiem 0:0, a taki rezultat mógł zdecydowanie bardziej cieszyć kibiców gości.
Today’s attendance: 43,921 for our 125th Anniversary. 💙❤️ pic.twitter.com/lti9lPScB6
— FC Barcelona (@FCBarcelona) November 30, 2024
Połowa pełna chaosu
Przed drugą połową kibice „Dumy Katalonii” mogli liczyć, że gra ofensywna ich ulubieńców w końcu wskoczy na najwyższe tory. Pablo Torre został bowiem zastąpiony przez wracającego po kontuzji Lamine Yamala, który w ostatnich tygodniach leczył skręconą kostkę. Ominął go choćby Brest w Lidze Mistrzów.
Tymczasem mimo zameldowaniu się na boisku młodej gwiazdy, FC Barcelona znów zawiodła swoich kibiców. Do głosu znów zaczęli dochodzić piłkarze Las Palmas, którzy zdobyli bramkę na 1:0 już w 49. minucie. Strzelcem gola okazał się być… wychowanek FC Barcelony – Sandro Ramirez. Po trafieniu do bramki strzeżonej przez Inakiego Penę napastnik ekipy z Wysp Kanaryjskich i jeden z największych niewypałów transferowych Evertonu ostatniej dekady – został potraktowany głośną salwą gwizdów ze strony kibiców zgromadzonych na wzgórzu.
Sandro Ramírez! 💥⚽ UD Las Palmas niespodziewanie prowadzi z Barceloną! 😯
📺 Transmisja w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/ik350vS646 pic.twitter.com/Iqa5irzPBJ
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 30, 2024
Strzelony gol, przynajmniej na chwilę, okazał się być pocałunkiem śmierci dla zawodników Las Palmas. Przy niekorzystnym rezultacie Hansi Flick momentalnie zdecydował się na ofensywne zmiany, wprowadzając na boisko między innymi Ferrana Torresa i Frenkiego de Jonga.
W pewnym momencie FC Barcelona zupełnie zamknęła gości na swojej połowie, co prędzej czy później musiało przynieść skutek bramkowy. Gola na 1:1 strzelił będący w świetnej formie Raphinha, który tym razem popisał się dobrym, silnym i co najważniejsze celnym strzałem zza pola karnego.
Raphinha in La Liga this season:
🏟 15 games
🧠 15 G/A
⚽️ 9 goals
🅰️ 5 assists𝐑𝐞𝐜𝐨𝐫𝐝. 🇧🇷😤 pic.twitter.com/rdaMsF3wTQ
— Pubity Sport (@pubitysport) November 30, 2024
W tym momencie zdecydowana większość oglądających to spotkanie spodziewała się, że kolejne gole „Dumy Katalonii” są już tylko kwestią czasu. Piłka nożna, jak dobrze wiadomo, nie znosi próżni i przewidywalnych scenariuszy. Nagle, znienacka na prowadzenie wrócili piłkarze z Wysp Kanaryjskich, którzy w 67. minucie idealnie wykorzystali błąd w obronie „Blaugrany”. Tym razem zdobywcą bramki był Portugalczyk – Fabio Silva (62/4 w Wolverhampton, „Wilki” zapłaciły za niego aż 40 milionów euro przed czterema laty). Barcelona znów musiała gonić.
🚨🇪🇸 GOAL | Barcelona 1-2 Las Palmas | Fabio Silva
FABIO SILVA GIVES LAS PALMAS THE LEAD STRAIGHT AWAY !!!!!!!!!!!pic.twitter.com/qvDXCVX7H4
— Tekkers Foot (@tekkersfoot) November 30, 2024
Przy wyniku 1:2 podopiecznym Hansiego Flicka nie zostało wiele czasu, więc w naturalny sposób u zawodników Barcelony zaczęła pojawiać się panika. Strzały oddawali Lamine Yamal i Robert Lewandowski, natomiast decyzja o oddaniu uderzenia często była podejmowana zbyt późno.
Świetna szansę na zdobycie bramki wyrównującej miał Raphinha, który spróbował swoich sił z rzutu wolnego. Po tym strzale wyciągnąć z całych sił musiał się holenderski bramkarz Las Palmas – Jasper Cillessen.
Ostatnie minuty spotkania pełne były także kontrowersji związanych z decyzjami sędziego Adriana Cordero Vegi. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w polu karnym ewidentnie uderzony z łokcia został obrońca FC Barcelony – Pau Cubarsi. Mimo oczywistego kontaktu arbiter nie chciał nawet dyskutować z piłkarzami „Dumy Katalonii” i bez analizy VAR kazał wznowić grę.
Le han reventado el tobillo a Cubarsí y no ha sido penalti sjfjdkskakaj
Qué porqueria de Liga https://t.co/7xXEg3EJS8
— Álex (fan) (@LxoMessismoFCB) November 30, 2024
Wobec – nie bójmy się tego stwierdzić – niesportowej postawy zawodników Las Palmas, którzy w prosty, prowincjonalny sposób chcieli opóźniać grę sędzia został zmuszony doliczyć aż osiem dodatkowych minut.
Mimo desperackich prób Roberta Lewandowskiego w końcówce ostatecznie podopieczni Hansiego Flicka nie zdołali wywalczyć z Las Palmas choćby remisu i spotkanie zakończyło się sensacyjnym zwycięstwem gości z Wysp Kanaryjskich. Barcelona poniosła trzecią ligową, a czwartą w ogóle – porażkę w sezonie.
fot. screen – Canal+ Sport