Gorące info
Mecz Polek pobił rekord oglądalności!

Newcastle powstrzymało Liverpool! Szalony mecz na St. James Park

Napisane przez Krzysztof Małek, 04 grudnia 2024

Newcastle próbuje się odbudować po średnim początku sezonu. Trudno jednak o poprawę, gdy na twój stadion przyjeżdża lider Premier League – Liverpool. „The Reds” mieli przed tym meczem serię czterech zwycięstw, w tym w ostatnim meczu z Manchesterem City 2:0. „Sroki” zrobiły wszystko, aby uprzykrzyć życie rywalowi i po szalonym meczu udało się zakończyć go wynikiem 3:3.

Newcastle powstrzymało lidera

Newcastle do tej pory grało w kratkę. Podopieczni Eddiego Howe’a potrafili ogrywać Chelsea, Tottenham czy Arsenal, by po tym tracić punkty z West Hamem i Crystal Palace. W 14. kolejce Premier League przyszedł najtrudniejszy test dla „Srok”. Tym razem na St. James’ Park przyjechał Liverpool, który rozgrywa sezon życia, nie tylko na krajowym podwórku.

I ku zaskoczeniu wszystkich, lepiej w to spotkanie weszli gospodarze. Już w 2. minucie Sandro Tonali sprawdził formę Kellehera strzałem w prawy róg bramki. Irlandczyk już w tej sytuacji potwierdził swoją klasę. „Sroki” potrzebowały takiego początku. Trio Gordon – Isak – Murphy rozkręcało się z minuty na minutę. Ten ostatni w 22. minucie powinien dać swojej drużynie prowadzenie. Jego strzał otarł się tylko o lewy słupek bramki rywala.

 

Newcastle swoją dominację dopięło w 35. minucie. Joe Rodon zagrał do Alexandra Isaka, a ten przepięknym strzałem pod ladę pokonał Kellehera. Dla Szweda, którego kibice niedawno „nagrodzili” oprawą meczową – to był piąty gol w tym sezonie angielskiej ekstraklasy.

Newcastle do tej pory w sezonie jeśli obejmowało prowadzenie w pierwszej połowie, to nie przegrywało całego meczu. Zasłużenie prowadziło. Dziewięć strzałów (cztery celne), dominacja, lepsza efektowność w grze – to było po stronie Newcastle. Mimo że po przerwie stracili bramkę, to dalej widzieliśmy u gospodarzy pomysł na to, by zaskoczyć rywala. Ten pomysł idealnie wskrzeszał świetny tego wieczoru Isak. Szwed w 66. minucie tym razem asystował przy bramce Anthonego Gordona. Anglik otrzymał świetne podanie w pole karne od kolegi z drużyny i strzałem w prawy róg bramki pokonał Kellehera.

Gordon wcześniej wziął na karuzelę Joe Gomeza, który nie miał szans na odebranie piłki w tej sytuacji. W pierwszej połowie Gomez popełnił fatalny błąd, podając piłkę do Gordona. Nie był to najlepszy mecz Anglika. Wtedy jednak mógł podziękować Kelleherowi, który obronił sam na sam ze wspomnianym już Gordonem.

Gospodarze zasłużyli na korzystny wynik. Rzutem na taśmę podopieczni Ediego Howe’a zapewnili sobie remis. Gola w 90. minucie strzelił Fabian Schar. To był dość przypadkowy gol. Szwajcar z ostrego kąta pokonał bramkarza. Kelleher kompletnie zlekceważył sytuację i myślał, że piłka wyjdzie. Newcastle po tym meczu awansuje na 10. miejsce w tabeli. Ma jednak tylko dwa punkty straty do będącego na 6. miejscu Nottingham Forest. „Srokom” w walce o powrót do pucharów przydałoby się zwycięstwa. Tego kibice tej drużyny nie doświadczyli od 10 listopada i starcia ze wspomnianym wcześniej Nottingham.

Liverpool musiał dziś gonić

Liverpool w tygodniu przyzwyczaił się do grania w Lidze Mistrzów. Tym razem w Premier League czekało ich niełatwe spotkanie. Podopieczni Arne Slota musieli szybko zejść na ziemię po pewnym pokonaniu w ostatnim hicie Manchesteru City (2:0). Newcastle od początku dawało się we znaki liderowi Premier League.

Liverpool bardzo słabo wszedł w ten mecz. Owszem było po stronie gości dużo cierpliwości. Krótkie podania nie przekładały się jednak na konkrety. W tej sytuacji Mo Salah, Cody Gakpo czy też Darwin Nunez byli kompletnie niewidoczni. Dość powiedzieć, że pierwszy celny i jedyny strzał drużyny w pierwszej części nastąpił za sprawą Alexisa Mac Allistera. W drugiej części już wyglądało to lepiej.

Arne Slot już będąc trenerem Feyenoordu uchodził za kogoś, kto umie wyciągać wnioski i zmienić oblicze swoich podopiecznych po przerwie. Nic na to nie wskazywało, ale goście dużo lepiej weszli w drugą połowę. W 50. minucie wyrównującego gola strzelił Curtis Jones. Najważniejszą rolę w tej akcji odegrał Salah, który podał w tej sytuacji piłkę do Anglika.

„The Reds” tego gola potrzebowali jak powietrza. Od tego momentu grali zdecydowanie lepiej. Kilka minut po bramce na 1:1 kolejnego gola powinien strzelić Gakpo. Niewiele się pomylił. Liverpool miał największe problemy w defensywie. Najgorzej wiodło się bocznym obrońcom, którzy mieli ogromne problemy z ofensywnymi zawodnikami Newcastle. Arne Slot próbował pomóc wprowadzając Trenta Alexandra Arnolda, który dość szybko po wejściu na boisko zarobił żółtą kartkę po faulu.

Te problemy w defensywie skutkowały gonieniem wyniku. Udało się to znowu w 68. minucie za sprawą Salaha. Po tej akcji okazało się, że Egipcjanin ma najwięcej meczów w historii Premier League, w których zanotował minimum gola i asystę. Na razie ten licznik zatrzymał się na 37 meczach. 32-latek powinien dzisiaj mieć minimum dwa gole.

W 82. minucie jego strzał wylądował na poprzeczce bramki strzeżonej przez Nicka Pope’a. W Polsce często się słyszy takie powiedzenie – co się odwlecze, to nie uciecze. Z tego założenia wyszedł Mo Salah. Chwilę po wspomnianej wcześniej poprzeczce wpakował po raz drugi piłkę do siatki. To najlepszy piłkarz Liverpoolu nie tylko w tym spotkaniu. 13 goli i osiem asyst w 14 meczach Premier League to są statystyki kosmiczne.

Liverpool i jego defensywa to był efekt zapalny. Bramki Fabiana Schara w końcówce meczu być nie powinno, gdyby nie krycie przy stałym fragmencie i błąd golkipera. Gonienie wyniku nie wychodziło gościom, ale trzeba przyznać, że widowisko pod kątem ofensywnym było przednie – to aż 33 strzały z obu stron, po których padło sześć bramek. To dopiero drugi remis „The Reds” w tym sezonie. Wciąż mają sporą przewagę nad resztą stawki. W następnym meczu czekają ich derby na wyjeździe z Evertonem, który w tym samym dniu rozgromił Wolverhampton 4:0.

fot. Screen Viaplay