Real Madryt wykorzystał potknięcie FC Barcelony! Pewne zwycięstwo „Królewskich” z Gironą

Napisane przez Rafał Dubiel, 07 grudnia 2024
Real Madryt

Mecz z Gironą był szansą na zbliżenie się do „Blaugrany” w tabeli La Liga na dwa punkty (Real Madryt ma mecz zaległy z Valencią). Kilka godzin wcześniej FC Barcelona tylko zremisowała z Realem Betis. Mimo wielu absencji Real Madryt wygrał 3:0, znów będąc zespołem o dwóch twarzach.

Szansa na rehabilitację dla Mbappe

Carlo Ancelotti oprócz kontuzjowanych od dłuższego czasu zawodników nie mógł wystawić również Rodrygo, o którego kontuzji dowiedzieliśmy się dzisiaj. Girona z kolei problemy kadrowe ma już za sobą. Czasy, gdy 11 zawodników opuszczało mecze z powodu kontuzji minęły. Dzisiaj Michel nie mógł wykorzystać tylko Yangela Herrery, Jhona Solisa i Viktora Tsygankova.

Pod nieobecność Viniciusa Juniora i Rodrygo oczy całego świata skierowane były na Kyliana Mbappe. Francuz wygląda bardzo słabo, w ostatnim meczu z Athletic Bilbao zmarnował rzut karny. Dzisiaj siła ofensywy „Królewskich” miała opierać się właśnie na nim.

Girona gra, Real Madryt strzela

Od pierwszego gwizdka tego spotkania Girona udowadniała, że nie boi się Realu Madryt. To właśnie „Blanquivermells” na początku meczu kreowali akcje na połowie Realu Madryt. Aktywna była zwłaszcza lewa strona Girony, na której grali Miguel Gutierrez i Bryan Gil. Hiszpanie wykorzystywali fakt, że Lucas Vazquez często zostawał sam, gdyż na prawym skrzydle grał Arda Guler, który tytanem pracy w defensywie nie jest.

Pierwszą groźną sytuację miała Girona. Po rzucie rożnym w 12. minucie do piłki przed polem karnym dopadł Bryan Gil. Skrzydłowy przymierzył, ale piłka po jego strzale minęła o centymetry słupek bramki strzeżonej przez Thibaut Courtoisa. Zespół Michela potrafił tworzyć zagrożenie w bocznych sektorach, lecz szwankowała finalizacja akcji. Jak chociażby w 29. minucie, kiedy Donny van de Beek wbiegł w pole karne i uderzył nad poprzeczką.

Na „sensowną” sytuację „Los Blancos” przyszło nam czekać bardzo długo. Real Madryt pierwszą sytuację miał w 34. minucie. No dobrze, pół-sytuację. Brahim Diaz zdecydował się na strzał zza pola karnego. Marokańczyk uderzał właściwie z miejsca, ale Paulo Gazzaniga musiał się wysilić.

Dwie minuty później – Real Madryt znalazł bohatera. Potrzebowali strzelca i był nim kto? Oczywiście, że nie Kylian Mbappe. Jude Bellingham najszybciej zorientował się w zamieszaniu w polu karnym i wpakował piłkę do siatki. Anglik posłał bombę, która wpadła do bramki między nogami bramkarza Girony.

Madrycka kontrola

Tuż po przerwie obrońca Girony popełnił błąd. Kylian Mbappe popędził z piłką sam na sam i… żenująco przestrzelił. Francuz ma szczęście, bo przy próbie opanowania piłki pomagał sobie ręką, wobec czego w statystykach to fatalne pudło nie będzie zapisane. Ale ja statystyk nie prowadzę, więc to odnotuję. Profesjonalny piłkarz nie ma prawa tak spudłować.

W 51. minucie po dośrodkowaniu w pole karne Girony najwyżej wyskoczył Aurelien Tchouameni. Francuz uderzał jednak… tyłem głowy i nie miał kontroli nad tym gdzie skieruje piłkę. Trzy minuty później Jude Bellingham posłał fenomenalną piłkę pomiędzy środkowych obrońców Girony. Do piłki dopadł oczywiście kto? Oczywiście nie Kylian Mbappe, a Arda Guler. Turek kapitalnie wykończył akcję atakowany przez dwóch rywali – 2:0!

Kilka minut później świetną piłkę na wolne pole posłał Luka Modrić. Chorwat wymusił ruch Kyliana Mbappe. Francuz z ostrego kąta uderzył w kierunku bramki i… zaskoczenie! Piłka wpadła do siatki. To było wykończenie jakiego kibice „Królewskich” oczekują od gwiazdy zespołu.

W 71. minucie odgryźć próbowała się Girona. Strzał Danjumy bez większego problemu zatrzymał jednak Thibaut Courtois. Druga połowa w wykonaniu rewelacji poprzedniego sezonu La Liga była słaba, by nie powiedzieć bardzo słaba. Real Madryt poczuł się pewnie. To mogło się zemścić – Yaser Asprilla był jednym z najlepszych zawodników Girony w drugiej połowie i regularnie stwarzał zagrożenie strzałami z dystansu.

W 87. minucie serca kibiców Realu Madryt ponownie zadrżały. Arnaut Danjuma przedryblował Aureliena Tchouameniego i uderzył mocno w kierunku bramki. Belgijski bramkarz był jednak po raz kolejny na posterunku.

Real Madryt zrobił to, co do niego należało. Wygrał ważny w kontekście tabeli La Liga mecz i wykorzystał potknięcie FC Barcelony. Wreszcie kibice „Los Blancos” mają powody do radości.

fot. screen Canal+Sport

Naczelny redakcyjny krytyk. Merytorykę łączy z humorem. Pisze o wszystkim tym, o czym nikt inny nie chce pisać. Prywatnie kibic Realu Madryt i Asseco Resovii Rzeszów, więc można również powiedzieć, że lubi sukces... okraszony szczyptą masochizmu.

Odbierz freebet 250 zł
za wygraną Man City z Ipswich