Mikel Arteta – człowiek, który przywrócił Arsenal do czołówki
Mija pięć lat, odkąd Mikel Arteta został mianowany trenerem Arsenalu. To jego pierwsza samodzielna praca w karierze trenerskiej. Początek był trudny, ale władze klubu zachowały cierpliwość, nie ulegając presji mediów. Z biegiem lat „The Gunners” wrócili do ścisłej czołówki w Premier League. Mistrzostwa jeszcze nie zdobyli, ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu. Podsumujmy ten dotychczasowy czas byłego piłkarza, a obecnie trenera drużyny z Emirates Stadium.
Mikel Arteta i jego początek
Po 22-letniej erze Arsene’a Wengera, która przyniosła ostatnie mistrzostwo w sezonie 2003/04, Arsenal musiał znaleźć nowego menedżera. Kadencja Unaia Emery’ego, a następnie tymczasowo zastępująco go po zwolnieniu Freddiego Ljungberga nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Gdy 22 grudnia 2019 roku ogłoszono, że Mikel Arteta został pierwszym trenerem Arsenalu, to ta decyzja budziła mieszane odczucia – była to bowiem jego pierwsza samodzielna praca w tej roli.
Wcześniej przez trzy lata był on jednym z asystentów Pepa Guardioli w Manchesterze City. Z czasem viralem stały się bramki „Obywateli” z „Kanonierami”, z których to Arteta jako asystent… w ogóle się nie cieszył. Była dla niego cenna szkoła, która w późniejszym czasie dała pozytywne skutki w działaniu. Początek pracy Mikela Artety na Emirates Stadium był przeciętny – ósme miejsce w lidze i odpadnięcie w 1/16 finału Ligi Europy z Olympiakosem. Nadzieję na lepszą przyszłość dał triumf w FA Cup, gdzie Arsenal pokonał w finale Chelsea 2:1, po czym rozpoczęto przebudowę zespołu.
Mikel Arteta wins his first FA Cup as a manager 😍 pic.twitter.com/bqN00QBVsC
— B/R Football (@brfootball) August 1, 2020
Pierwszym meczem Mikela Artety był remis 1:1 z Bournemouth w Boxing Day 2019. Wówczas jeszcze Bukayo Saka był u niego… lewym obrońcą. Na skrzydłach grali Reiss Nelson oraz Pierre-Emerick Aubameyang, z którego Hiszpan musiał zrezygnować dla dobra drużyny. Podobnie zrobił z Mesutem Oezilem. Patrząc na dzisiejszą doskonałą obronę „The Gunners”, to ta pierwsza wyglądała wręcz śmiesznie. Grali w niej jeszcze popełniający mnóstwo „baboli” David Luiz czy Sokratis Papastathopoulos, a na prawej był Ainsley Maitland-Niles.
Cierpliwość popłaca
Po zdobyciu FA Cup Arsenal rozpoczął kolejny sezon od triumfu w meczu o Tarczę Wspólnoty, którego jednak nie traktuje się na Wyspach zbyt poważnie, a bardziej jako sparing. Z czasem drużyna prowadzona przez Mikela Artetę zaczęła tracić formę. Na przełomie listopada i grudnia 2020 roku „Kanonierzy” zanotowali serię siedmiu meczów w Premier League bez zwycięstwa. W pierwszą rocznicę objęcia posady przez Artetę jego zespół uległ Manchesterowi City aż 1:4 w ćwierćfinale EFL Cup.
Zamiast walczyć o mistrzostwo Anglii, Arsenal musiał z niepokojem zerkać w stronę strefy spadkowej, spędzając aż pięć kolejek na 15. miejscu w tabeli. Angielskie media szybko podchwyciły temat i rozpoczęły nagonkę na Mikela Artetę, sugerując, że jego zwolnienie jest tylko kwestią czasu ze względu na słabe wyniki drużyny. Arsenal mnóstwo meczów przegrywał. Niespodziewanie w obronie 42-letniego szkoleniowca stanął wówczas Pep Guardiola, z którym Arteta wcześniej współpracował w Manchesterze City. Na antenie „BBC Radio” Manchesteru City mówił wówczas:
Arsenal zrobi wielki błąd, jeśli zwolni Artetę. Jestem jednak pewien, że mu zaufają. On przecież zdobył dwa trofea, co w tym klubie już dawno się nie zdarzyło. W dobie pandemii i z licznymi kontuzjami jego drużyna rozgrywała dobre spotkania. Rozumiem, że wszyscy analizują wyniki. Współpracowałem z nim przez wiele lat i znam jego niesamowitą jakość, jako człowieka, a zwłaszcza menedżera i wiem, jak jest we wszystko zaangażowany. To tylko kwestia czasu, gdy będzie mu szło dobrze.
Cierpliwość władz klubu opłaciła się, ponieważ forma Arsenalu zaczęła stopniowo się poprawiać. W Boxing Day, 26 grudnia 2020 roku, „Kanonierzy” pokonali w derbach Londynu Chelsea 3:1. Na zakończenie sezonu podopieczni Mikela Artety odnieśli aż pięć zwycięstw z rzędu w Premier League, co pozwoliło im ostatecznie zająć ósme miejsce w tabeli.
Arsenal daleko zaszedł w Lidze Europy, choć odpadnięcie w półfinale z przyszłym triumfatorem – Villarrealem – sprawiło, że po raz pierwszy od 26 lat ”Kanonierzy” nie zagrali w europejskich pucharach. W Pucharze Anglii obrońcy tytułu odpadli bowiem już w swoim drugim meczu, ulegając w czwartej rundzie Southampton i pozbawiając się tym szansy na grę w Lidze Europy w sezonie 2021/22.
Mistrzostwo coraz bliżej
Kolejny sezon? Znów fatalny start i… ostatnie miejsce w tabeli po trzech meczach, w tym porażka aż 0:5 z Manchesterem City. „Kanonierzy” wyglądali w tamtym meczu fatalnie. Dali się zmieść z powierzchni. Znów zrobiło się gorąco – czy to odpowiedni człowiek? Kiedy już zaczynało być dobrze, to znów przytrafiały się jakieś kiepskie serie, wysokie porażki z przeciętnymi ekipami – na przykład z Southampton. Efekt? Piąte miejsce w Lidze i znów brak kwalifikacji do Champions League.
Po przejściowym sezonie 2020/21 Arsenal wyciągnął wnioski i powrócił do ścisłej czołówki Premier League. W dwóch ostatnich kampaniach podopieczni Mikela Artety byli blisko zdobycia mistrzostwa, jednak za każdym razem na finiszu lepszy okazywał się Manchester City. Wielką rolę zaczęła odgrywać defensywa i stałe fragmenty gry. William Saliba to jeden z najlepszych obrońców świata. Declan Rice uporządkował środek pola. Bukayo Saka dostarcza niesamowite liczby i jest liderem.
Największą szansę na triumf „Kanonierzy” mieli w sezonie 2023/24, gdy do pokonania „Obywateli” zabrakło im zaledwie dwóch punktów. Kluczowe dwa punkty Arsenal stracił głównie w bezpośrednim starciu z Manchesterem City w drugiej połowie sezonu. Na Etihad Stadium mecz zakończył się remisem 0:0. Niedługo później doszła nieoczekiwana domowa porażka z Aston Villą 0:2, co jeszcze bardziej skomplikowało sytuację „Kanonierów”. To właśnie te wyniki sprawiły, że mistrzem Anglii w sezonie 2023/24 znów został Manchester City.
With defeat to Aston Villa, Arsenal's outstanding run in 2024 comes to an end 📆 pic.twitter.com/FiF5iCXT3e
— Premier League (@premierleague) April 14, 2024
Zmiany personalne
Przez pięć lat pod wodzą Mikela Artety Arsenal przeszedł ogromne zmiany personalne. Z obecnej kadry tylko dwóch zawodników jest w niej od początku kadencji Hiszpana – Bukayo Saka i Gabriel Martinelli. Saka, który pięć lat temu był obiecującym młodym piłkarzem (grał na lewej obronie bądź wahadle!), dziś jest gwiazdą klubu, od której zależy wiele. 23-latek nie tylko dzieli tytuł najlepszego strzelca drużyny z Kaiem Havertzem, ale także prowadzi tabelę najlepszych asystentów w Premier League, mając na koncie aż 10 asyst po 16 kolejkach.
W przeciwieństwie do niego, Martinelli nie prezentuje już od dawna imponującej formy z sezonu 2022/23. Mimo wszystko wyciągnięcie Brazylijczyka z niższych dywizji w swoim kraju trzeba uznać za świetny ruch skautów. W ciągu ostatnich pięciu lat Arsenal wydał na transfery ponad 700 milionów funtów. Wśród mniej udanych zakupów można wymienić nazwiska takie jak Pablo Mari czy Fabio Vieira. Jednak są to wyjątki, ponieważ w większości przypadków klub trafił z wzmocnieniami, pozyskując zawodników, którzy dziś stanowią o sile zespołu.
Martin Ødegaard is Arsenal’s new captain ✨ pic.twitter.com/iZRXZ7GICn
— B/R Football (@brfootball) July 30, 2022
Za kadencji Mikela Artety, nowymi i kluczowymi postaciami Arsenalu stali się m.in. William Saliba, Gabriel Magalhães, Declan Rice, David Raya i Martin Ødegaard, który obecnie pełni rolę kapitana drużyny. Wyróżnia ich głównie charakterystyka defensywna. Gdy Arteta objął klub, trzon defensywy tworzyli David Luiz, Kieran Tierney i Rob Holding. Zostali oni zastąpieni młodymi, ale już uznanymi zawodnikami, którzy dodatkowo są reprezentantami swoich krajów, co wzmocniło solidność defensywy „Kanonierów”.
Problemem Arsenalu wciąż jest jednak obsada napastnika. Obecnie pełni tę funkcję Kai Havertz, który wciąż się uczy tej pozycji. W Bayerze Leverkusen 25-latek grał głównie jako środkowy ofensywny pomocnik, ustawiony za napastnikiem. Havertz bywa chimeryczny, choć i tak bardzo się poprawił i nie można w żadnym wypadku mówić o flopie transferowym. Po prostu nie gwarantuje odpowiedniej liczby bramek, a jego bilans w Arsenalu to 74 mecze i tylko 24 gole.
You have probably already seen it.. But now “officially” I’m a Gunner ❤️ @Arsenal pic.twitter.com/8ywfclw13U
— Kai Havertz (@kaihavertz29) June 28, 2023
Ostatnim bramkostrzelnym napastnikiem Arsenalu na Emirates Stadium był Pierre-Emerick Aubameyang, który w 163 spotkaniach zdobył aż 92 bramki. Gabończyka nie ma w klubie od niemal trzech lat, a jak na razie nie widać, by znaleziono jego godnego następcę. Niedawno pojawiły się informacje o zainteresowaniu Victorem Gyökeresem ze Sportingu.
Jakub Kiwior
Inwestycje Mikela Artety i Arsenalu obejmują również Jakuba Kiwiora. Polak trafił do Londynu w styczniu 2023 roku ze Spezii za 25 milionów euro, stając się czwartym reprezentantem Polski w tym klubie, po Wojciechu Szczęsnym, Łukaszu Fabiańskim i Krystianie Bieliku. Wiele osób miało spore nadzieje związane z jego pobytem w Arsenalu, jednak na razie ten okres można uznać za nieudany. Polak miał spore szczęście, bo złapał naprawdę dużo minut, dlatego że kontuzjowani byli wszyscy potencjalni lewi obrońcy (Tomiyasu, Zinczenko i Timber).
Niektórzy zwracają uwagę właśnie na dużą konkurencję, którzy utrudniają Kiwiorowi regularną grę. Tym bardziej, że do ekipy dołączył Riccardo Calafiori, a więc Włoch, który może grać zarówno na środku, jak i na lewej stronie – identycznie jak Kiwior. To częściowo prawda, ale z drugiej strony, gdy 31-krotny reprezentant Polski już dostaje szansę, nie daje wystarczających argumentów, by trener dalej na niego stawiał. Wystarczy wspomnieć ostatni mecz z Arsenalu z Crystal Palace w 1/4 finału EFL Cup.
Co prawda „Kanonierzy” wygrali ten mecz 3:2, ale Polak nie był tego dnia podporą defensywy w drużynie. Początek tego spotkania zaczął się zdecydowanie nieudanie dla Kiwiora. Już w czwartej minucie nie przerwał podania w kierunku Matety, bowiem… nie trafił w piłkę. Francuz bez najmniejszych problemów ruszył w kierunku bramki i pokonał Davida Rayę. Fani gospodarzy musieli już w pierwszych minutach przełknąć gorzką pigułkę po bramce gości, która padła po indywidualnym, wstydliwym wręcz błędzie Jakuba Kiwiora.
Po tym błędzie Jakuba Kiwiora Arsenal stracił gola w 4. minucie meczu z Crystal Palace🙈
Oglądaj Multiligę Carabao Cup w Viaplay! #domPremierLeague pic.twitter.com/E8IOt1vgSv
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) December 18, 2024
Co gorsza, to tylko jeden z wielu błędów, jakie popełnił w ostatnich miesiącach. Wiele mówi się o możliwości zmiany klubu, a najwięcej spekulacji dotyczy ewentualnego powrotu do Włoch. Pojawiały się nazwy takich klubów jak Napoli czy Juventus, które byłyby gotowe zapłacić dużą sumę za transfer. Jednak Mikel Arteta stoi w opozycji do tych spekulacji. Hiszpański trener nie chce zgodzić się na transfer Kiwiora, ponieważ uważa go za ważnego członka zespołu.
Na tym traci nie tylko sam zawodnik. Jego brak regularnej gry wpływa również na jego formę w reprezentacji Polski, która zmaga się z poważnymi problemami w defensywie. Kiwior miał być naszą podporą na lata, a Michał Probierz nie mając innego wyboru na jego pozycję musi powoływać do kadry nieregularnie grającego defensora. I… cóż, tam także nie zachwyca.
Co przyniesie przyszłość?
Tego nie wie nikt. Przez pięć lat Mikel Arteta nie tylko zmienił Arsenal personalnie, ale także nadał drużynie nowy styl i mentalność. Sukcesy w FA Cup oraz powrót do czołówki Premier League pokazują, że klub zmierza we właściwym kierunku. Kluczowym wyzwaniem na kolejne sezony będzie znalezienie bramkostrzelnego napastnika oraz dalszy rozwój młodych talentów. Arsenal wydaje się bliżej mistrzostwa niż kiedykolwiek w ostatnich latach, a cierpliwość wobec Artety może wkrótce zostać nagrodzona.
fot. PressFocus