Polacy nie gęsi, iż swój język mają

27.09.2019

Wśród rzeczy nieważnych nic tak nie grzeje polskich kibiców, jak wymowa nazwisk zagranicznych piłkarzy przez komentatorów. W Polsce urosło to do przesady i lubimy być purystami językowymi nie tylko w przypadku ojczystej mowy, ale także innych. Skoro potrafimy tego dopilnować, to dlaczego nie potrafimy dopilnować, by sportowcy pracujący w naszym kraju również z podobnym szacunkiem traktowali miejsce swojej pracy.

W minionym tygodniu miałem okazje porozmawiać z Pawłem Wojciechowskim, obecnie napastnikiem Górnika Łęczna, w przeszłości zawodnikiem hiszpańskiej Murcii, kilku holenderskich oraz białoruskich klubów. I co? Ktoś powie, że co mu z tego pozostało, skoro dzisiaj gra dopiero na trzecim poziomie rozgrywkowym w Polsce. Tymczasem ja powiem, że zostały mu języki obce, ot co! – Najgorzej szło mi z holenderskim, ale byłem tam 4,5 roku, więc ostatecznie złapałem ten język i się nim posługuje bez kłopotu. Ale poza tym hiszpański, rosyjski poznałem na Białorusi i mam też żonę stamtąd. Języki to jest coś, co zostaje u człowieka do końca życia i tego nikt mi nie zabierze -sam zainteresowany również jest tego zdania.

Ledwie dwa tygodnie temu VIVE Kielce grało wyjazdowy mecz z THW Kiel w Lidze Mistrzów piłkarzy ręcznych. Po spotkaniu dziennikarz NC+ Piotr Karpiński porozmawiał z Andreasem Wolffem, od niedawna nowym golkiperem polskiej drużyny. Kto to taki? Ano reprezentant Niemiec, który latem przyszedł do Kielc, z miejsca stał się kapitanem i… po kilku tygodniach pobytu był w stanie porozumieć się z dziennikarzem przed kamerami w języku polskim! Zresztą sami zobaczcie i oceńcie:

Niemożliwe? Nie istnieje, zwłaszcza że po raz kolejny możemy oddać głos Wojciechowskiemu. – Pamiętam mój pierwszy obiad z chłopakami, gdzie oni nie potrafili w ogóle po angielsku rozmawiać, ja już miałem jakieś podstawy angielskiego, chociaż w szkole się go nie uczyłem, bo miałem zawsze niemiecki. Usiadłem z nimi, wsłuchiwałem się o czym oni rozmawiają, ale też trzeba pamiętać, że Hiszpanie są tacy, że więcej gestykulują podczas obiadu niż machają widelcem, więc trwało to jakieś półtorej godziny. Swoje jedzenie skończyłem w 15-20 minut, a później siedziałem i słuchałem, mimo że nie wiedziałem zbytnio o czym gadają. Jednak z każdym dniem wyłapywałem kolejne słówka i po miesiącu, dwóch, mogłem się już na podstawowym poziomie dogadać – w ten sposób zawodnik Górnika Łęczna przedstawił prosty przepis na, było nie było, sukces językowy.

Wróćmy jednak do Kielc. Wcześniej, przed Wolffem, zadziwiał Julen Aguinagalde, którego status, w momencie transferu do Polski, był jeszcze wyższy, bo wówczas był najlepszym obrotowym świata, a mimo to Bask w trymiga nauczył się polskiego i nie miał żadnych kłopotów, by stanąć przed kamerą i rozmawiać w naszym języku.

Tymczasem w Kielcach mamy swoisty kontrast. VIVE Kielce klub, który wygrał Ligę Mistrzów w, bądź, co bądź, popularnej dyscyplinie sportu, w którym zagraniczni zawodnicy, będący najczęściej gwiazdami dyscypliny, rozmawiają swobodnie, lepiej lub gorzej, po polsku. Z drugiej strony w tym samym mieście przez kilka lat pracował pewien trener, który uwielbiał rozstawiać wszystkich po kątach, ale o pytania na temat swojego braku zainteresowania nauką języka kraju, w którym pracuje reagował bardzo alergicznie. Żeby nie być gołosłownym, oddajmy głos samemu zainteresowanemu. Poniżej cytat z wywiadu dla portalu Weszło:

To nie powinno być żadną obrazą w moim kierunku, że nie potrafię mówić po polsku. Szczerze mówiąc, języki generalnie słabo mi wchodzą. Mówię po włosku, niemiecku, hiszpańsku i angielsku, ale nie perfekcyjnie. (…) Nie potrafię mówić na wysokim poziomie. Przychodzi mi to ciężko. Romańskie języki wchodzą mi łatwiej niż słowiańskie. Mogę powiedzieć kilka słów, ale tylko kilka. Szkoda. Będę oczywiście próbował, żeby się w tym krok po kroku poprawić.

Dodatkowo na pytanie o to jakby wyglądała analogiczna sytuacja w Bundeslidze i niechęci do nauki niemieckiego, odpowiedział, że byłoby ciężko. No cóż sam sobie w ten sposób zaprzeczył. Oczywiście można rozgrzeszyć częściowo osoby z zachodu, że polski może być dla nich niełatwym językiem do nauki, ale skoro Wolff był w stanie w dwa miesiące przyswoić na tyle, by wypowiedzieć się w telewizji, to Gino Lettieri, bo o nim mowa, miał do swojej dyspozycji jakieś 80 tygodni, czyli dziesięć razy tyle, a mimo tego nadal potrzebny był wszędzie tłumacz.

Zresztą o ile w VIVE liczba obcokrajowców nie jest mała, o tyle mówimy o gwiazdach piłki ręcznej, zaś w Koronie mamy marnej jakości stranierich, którzy może rezerwom pomagają być na szczycie III-ligowych rozgrywek, zaś w Ekstraklasie jakby sami rzucali kotwicę, by Korona szybciej szła na dno… Ale to nie jedyne przypadki takiego kontrastowego podejścia do naszego języka. Idźmy do kolejnej dyscypliny.

Żużel. Jest taki zawodnik jak Rune Holta, o którym najczęściej mówi się Norweg z polskim paszportem. I w zasadzie szkoda, że go dostał, bo mimo że posiada go od x lat, to nadal nie wystarczyło to do nauki języka polskiego, chociaż to w Polsce zarabia największe pieniądze, tutaj zdobywał indywidualne mistrzostwo Polski czy pod polską flagą startował w cyklu Grand Prix. Z drugiej strony Leon Madsen, Duńczyk walczący o medal światowego czempionatu mieszka na Kaszubach, jego partnerka jest Polką, a on, jak sam mówi, próbuje uczyć się polskiego. W tej materii prowadzi w świecie speedwaya Australijczyk Rohan Tungate, który… uznał, że skoro Polska jest potęgą w światowym żużlu, to znajomość tego języka może być dla niego przydatna! A przecież niemal wszyscy żużlowcy znają angielski, który dla Tungate’a jest ojczystym językiem i powszechnie używanym na żużlowych arenach pod każdą szerokością geograficzną.

Ostatnim przykładem niech będzie wielki futbol. Jest Romelu Lukaku, który na dzień dobry w Interze powiedział kolegom klubowym, żeby mówili do niego tylko po włosku, bo chce jak najszybciej się nauczyć tego języka. Oczywiście, gdzieś się z nim osłuchał, gdy oglądał występy brata Jordana w Lazio, ale jednak w trymiga nauczył się podstaw i po sobotnich derbach Mediolanu udzielił na antenie DAZN.tv wywiadu już po włosku! Tutaj również dla kontrastu pojawia się Gareth Bale, który podczas kilkuletniego pobytu w Madrycie nie był w stanie nauczyć się hiszpańskiego. Nawet w stopniu wystarczającym na swobodne porozumiewanie się z kolegami w szatni, a trzeba powiedzieć, że nie był to duży kłopot, zwłaszcza że – będąc nieco złośliwym – miał na to sporo czasu, np. podczas zajęć u kolejnych rehabilitantów po n-tej kontuzji.

Oczywiście możemy pójść drogą właściciela Wisły Jarosława Królewskiego, który mówił, że nauka języków w najbliższych latach straci sens, bo będą specjalne aplikacje i oprogramowania, które za nas będą wypowiadały kolejne kwestie, choćby gdy pojedziemy na wakacje, ale póki tego typu nowinki nie są powszechnie używane to sami uczmy się języków… i wymagajmy tego samego od przyjeżdżających do nas obcokrajowców. Miejmy nadzieję, że jednak włodarze klubowi będą na tyle twardymi negocjatorami, że w kontraktach będą stosowali zapisy dotyczące obowiązkowej nauki polskiego, a ewentualnie odpuszczania w tym aspekcie będą traktowane na równi z odpuszczaniem treningów.

Skoro dzisiaj mamy świadomość taką, że wszyscy wiedzą, iż trening jest tak samo ważny, jak regeneracja, odżywianie czy suplementacja, to dołóżmy do tego właściwą komunikację, o której również coraz częściej wspomina się jako kluczowym elemencie, zwłaszcza dla trenerów. Wspominał mi o tym m.in. w rozmowie na Zzapołowy.com Artur Bożyk, trener III-ligowej Chełmianki. – Każde pokolenie jest inne. Dlatego inna musi być z nim komunikacja. Zauważ, że pokolenie, które jest teraz nie utrzymuje jakichś bliższych relacji ze starszymi od siebie, np. w wieku rodziców – z wujkiem. Oczywiście zdarzają się bardzo dobre przykłady, że lubią ze sobą rozmawiać i spędzać czas, ale generalnie tego nie ma. A trener? Zazwyczaj jest kimś takim i to jest wyzwanie dla niego, jak powinna ta komunikacja przebiegać. Ona nie będzie wyglądała na tej podstawie, jak trener był piłkarzem i czego się wtedy nauczył, zobaczył – który zauważał, że skoro trenuje 20 lat młodszych chłopaków, ma do czynienia z innym pokoleniem. Co za tym idzie musi stosować nieco inny język. Może to jeszcze nie jest język obcy, ale mniej więcej w tym kierunku zmierzamy