Manchester United gorszy od ekipy ze strefy spadkowej. Nieodpowiedzialny Bruno Fernandes wyleciał z boiska

Napisane przez Mariusz Orłowski, 26 grudnia 2024
Wolverhampton po golu na 1:0

Manchester United przegrał trzeci mecz z rzędu. Tym razem lepszy okazał się znajdujący się w strefie spadkowej Wolverhampton, który wygrał 2:0. Vitor Pereira notuje fantastyczny start na nowym stanowisku. Duży wpływ na wynik miała także głupia czerwona kartka Bruno Fernandesa, który zachował się bardzo nieodpowiedzialnie i niepotrzebnie faulował. 

Starcie dwóch nowych Portugalczyków

Obie drużyny w tym sezonie zdecydowanie rozczarowują i obie zdecydowały się sięgnąć po portugalskiego szkoleniowca, by spróbował uratować sezon. Dla Rubena Amorima był do 10. mecz na ławce Manchesteru United. Do tej pory ma słodko-gorzkie momenty w nowym klubie. Niedawno w fantastyczny sposób wygrał derby Manchesteru w samej końcówce, ale później odpadł z Pucharu Ligi z Tottenhamem. Blamażem dla „Czerwonych Diabłów” była za to ostatnia kolejka ligowa – zasłużenie przegrali na własnym obiekcie aż 0:3 z Bournemouth.

Ruben Amorim do meczu z „Wilkami” przystępował z bilansem 4-1-4 we wszystkich rozgrywkach i na 13. miejscu w tabeli Premier League. Dużym problemem jest też… Marcus Rashford. Anglik być może zimą odejdzie z klubu. Prezentuje się sportowo bardzo przeciętnie, wobec czego trener postanowił wstrząsnąć zespołem. Znalazł się poza składem w derbach Manchesteru, Pucharze Ligi z Tottenhamem, meczu ligowym z Bournemouth i podobnie było z Wolverhampton.

Jeśli chodzi o „Wilki”, to idzie im w tym sezonie fatalnie. Znajdują się praktycznie non stop w grupie spadkowej i nie mają wiele powodów do radości. Zaledwie raz wychylili się poza czerwoną strefę. Dopiero ostatnio nastąpił mały impuls i wysokie zwycięstwo na King Power Stadium (3:0). Stało się to już pod wodzą nowego szkoleniowca. Mecz z Manchesterem United to dla Vitora Pereiry… dopiero drugi na ławce trenerskiej nowego klubu. To były szkoleniowiec chociażby FC Porto, gdzie zdobył dwa mistrzostwa kraju.

Wyrównany portugalski bój

Ten mecz należał do tych, które z przyjemnością się oglądało, przynajmniej w pierwszej połowie. Może nie ze względu na mnogość sytuacji, ale z tego, że była to otwarta gra z obu stron – jednocześnie otwarta, ale i… bardzo twarda, agresywna. Zwłaszcza aktywny w ataku gospodarzy był Matheus Cunha. Goście w ogóle nie mogli go zatrzymać. Najpierw żółtą kartkę na nim zarobił Leny Yoro, a później również Bruno Fernandes.

Gdzieś mniej więcej od 15. minuty ten mecz rozkręcił. Najpierw Matt Doherty nieprecyzyjnie dograł z prawego skrzydła, a powinien w zasadzie tylko wystawić piłkę do Larsena, który miałby okazję „do pustaka”. Andre Onana miał szczęście, bo przeciwnik źle dośrodkował i podał mu prosto w ręce. Pierwszy bardzo groźny strzał, jeśli chodzi o Manchester United, oddał Diogo Dalot. Ładnie uderzył zza szesnastki. Jose Sa musiał się nagimnastykować, żeby wybić piłkę na rzut rożny po mocnym i precyzyjnym strzale swojego rodaka w 20. minucie.

Kilka minut potem Jørgen Strand Larsen przeskoczył Harry’ego Maguire’a i oddał strzał z główki po koźle. Sprawił nim sporo kłopotów Andre Onanie, ale sobie bramkarz gości poradził. Za chwilę uderzył Goncalo Guedes, później znów Diogo Dalot – potwierdza to tezę, że atakowała to jedna, to druga ekipa. W pierwszej połowie mieliśmy dziesięć strzałów po obu stronach – cztery z nich były celne – po dwa dla obu klubów. Zarówno Jose Sa, jak i Onana byli czujni.

Bruno Fernandes wyleciał z boiska

Już w 47. minucie za drugą żółtą kartkę wyleciał z boiska Bruno Fernandes, który zupełnie niepotrzebnie nadepnął Nelsona Semedo. To trzecia czerwona kartka kapitana Manchesteru United w tym sezonie. Zdarzyło mu się już wcześniej wylecieć w meczu ligowym z Tottenhamem (0:3), a zaledwie cztery dni później otrzymał też „czerwo” w spotkaniu Ligi Europy z FC Porto. O ile ta ligowa kartka była bardzo, bardzo dyskusyjna i naciągana, bo wpadł w poślizg i wjechał w Jamesa Maddisona, o tyle na tę z FC Porto już zasłużył.

Minęły ledwie dwie minuty i Manchester United mógł już przegrywać, ale miał szczęście, że Larsen znajdował się na spalonym. Napastnik trafił strzałem z główki do siatki Andre Onany, lecz to piłka wyznaczała tu linię spalonego. Długo trwało sprawdzanie, jednak okazało się, że bramka była nieprawidłowa.

Od momentu gry w przewadze to gospodarze zaczęli z większym animuszem atakować. Widać było natomiast, że Manchester chce wybronić bezbramkowy remis, będzie liczył na szybką kontrę i jedną akcję lub też jakiś stały fragment gry. Ze stałego fragmentu jednak… stracił gola. Rzuty rożne są prawdziwym przekleństwem „Czerwonych Diabłów”. Matheus Cunha trafił do tego bezpośrednio z rzutu rożnego! Kilka dni wcześniej podobnego gola strzelił przecież Son. Andre Onana nieudolnie przepychał się z zawodnikami gospodarzy, a była to zdaniem arbitra dopuszczalna walka o piłkę.

Druga połowa była nudniejsza pod kątem sytuacji bramkowych. Podopiecznym Vitora Pereiryjedno trafienie wystarczyło i nie dążyli ze specjalnym zaangażowaniem do podwyższenia rezultatu. Jedyne, co się działo, to zmiany – w United weszli Antony, Casemiro, Eriksen, Garnacho oraz Zirkzee. Ruben Amorim wykorzystał komplet zmian w 79. minucie. Wolverhampton za to bardzo mocno się wycofało. Było niebezpieczne dośrodkowanie Eriksena, był też bardzo niecelny strzał głową Garnacho. Goście dążyli do wyrównania i dostali do tego aż osiem minut doliczonych.

W końcówce jednak to „Wilki” podwyższyły prowadzenie na 2:0, dobijając rywali. To było nieuniknione, ponieważ Garnacho w prosty sposób stracił piłkę, a Tommy Doyle wykopał ją tak, że Cunha i Hee-Chan Hwang popędzili we dwóch sam na sam z Onaną. Brazylijczyk podał Koreańczykowi „do pustaka” i skończył mecz z golem i asystą.

Fot. screen viaplay

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka = hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa".

Betters baner na start