Lech Poznań w najlepszy możliwy sposób rozpoczyna rundę wiosenną. Lider wysoko pokonał Widzew Łódź

Napisane przez Mateusz Dukat, 31 stycznia 2025
Lech

Po dokładnie dwóch miesiącach i jednym tygodniu PKO BP Ekstraklasa wróciła do Poznania, gdzie na ENEA Stadionie miejscowy Lech podejmował Widzew Łódź. Aby piłkarze Lecha mogli rozpocząć weekend jako pewny lider musieli w tym spotkaniu zwyciężyć. Ostatecznie w stolicy Wielkopolski zwyciężyli gospodarze, którzy pokonali przyjezdnych 4:1. Niezaprzeczalną gwiazdą spotkania okazał się Afonso Sousa, który wręcz „chodził po wodzie”.

Lech z piekła do nieba

Pierwsze minuty meczu Lech – Widzew były absolutnym piłkarskim rollercoasterem. Zaczęło się fatalnie dla zespołu „Kolejorza”, gdyż już w drugiej minucie spotkania po stałym fragmencie gry piłkę do bramki strzeżonej przez Bartosza Mrozka wpakował brazylijski obrońca – Luis Silva. Po eksplozji radości w sektorach zajmowanych przez kibiców Widzewa nadeszło jednak wielkie poirytowanie. Wszystko przez przedłużającą się analizę VAR, która ostatecznie zakończyła się anulowaniem gola.

Po tej sytuacji do głosu doszli podopieczni Nielsa Frederiksena. W czwartej minucie Niebiesko-Biali zdołali wyprowadzić szybką akcję, po której w polu karnym znalazł się ofensywny pomocnik – Afonso Sousa. Portugalczyk najpierw z łatwością poradził sobie z defensorami Widzewa, po czym oddał idealny strzał skierowany w stronę dalszego słupka bramki Rafała Gikiewicza. W ciągu chwili porównywalnej właściwie do kilku mrugnięć okiem „Kolejorz” przeszedł więc istną drogę z piłkarskiego piekła do nieba.

Po bramce Sousy temperatura widowiska rozgrywanego w stolicy Wielkopolski delikatnie opadła, gdyż przez pirotechniczną oprawę zaprezentowaną przez najbardziej zagorzałych sympatyków Lecha sędzia główny – Karol Arys był zmuszony przerwać mecz.

Po wznowieniu gry inicjatywa nieprzerwanie należała do gospodarzy. W 20. minucie spotkania groźny strzał zza pola karnego oddał bowiem Antoni Kozubal, a następnie kapitalnym dryblingiem (dosłownie wkręcającym jednego z obrońców Widzewa w ziemię) popisał się Daniel Hakans, który po słabej rundzie jesiennej musi udowodnić swoją wartość.

W drugiej części pierwszej połowy spotkania obie drużyny zmniejszyły swoją częstotliwość ataków, jednak praktycznie w ostatniej akcji gola na 2:0 strzelił kapitan – Mikael Ishak. Przed tym, jak Szwed znalazł się w sytuacji „sam na sam” z Rafałem Gikiewiczem asystował mu Antoni Kozubal, dla którego było to czwarte „ostatnie podanie” w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy. Po strzale Ishaka sędzia liniowy podniesieniem chorągiewki zasygnalizował co prawda spalonego, natomiast po analizie VAR Karol Arys uznał trafienie.

Jeszcze przed bramką Ishaka doszło jednak do dość niebezpiecznego starcia między Bartoszem Salamonem, a Samuelem Kozlovskym. Dwaj obrońcy zderzyli się głowami w polu karnym i leżeli na niej dobre kilkadziesiąt sekund. Na boisko w ekspresowym tempie wbiegły jednak ekipy medyczne i po chwili zarówno Salamon, jak i Kozlovsky wrócili do gry.

Jakby kibicom Lecha było mało emocji, to w przerwie spotkania na telebimach ENEA Stadionu wyświetlony został spot, w którym oficjalnie padła informacja, że Patrik Walemark został wykupiony z Feyenoordu i podpisał kontrakt obowiązujący do czerwca 2029 roku.

Koncertu ciąg dalszy

Drugie 45 minut rozpoczęło się równie obiecująco jak pierwsze. Już w 50. minucie gola pięknej urody strzelił Afonso Sousa. Portugalczyk tym razem znalazł sobie miejsce przed polem karnym, huknął z całej siły i uderzeniem w samo okienko bramki podwyższył wynik. Bramka ta była już ósmym trafieniem Portugalczyka w tym sezonie.

Trzybramkowe prowadzenie podopiecznych Nielsa Frederiksena nie trwało jednak długo, gdyż dwie minuty później po składnej akcji Bartosza Mrozka pokonał Samuel Kozlovsky. Podobnie więc jak przy okazji pierwszej połowy kibicom Lecha towarzyszył prawdziwy wachlarz emocji w krótkim okresie czasu – tym razem jednak najpierw mieliśmy do czynienia z ekstazą, a dopiero potem z masowym westchnięciem prawie trzydziestu tysięcy ludzi.

Po szybkiej wymianie ciosów gra toczyła się raczej w środku pola. Taki styl gry zdecydowanie bardziej odpowiadał „Kolejorzowi”, który długimi fragmentami przetrzymywał piłkę na własnej połowie i korzystał z niemocy widzewiaków. Goście odważniej zdecydowali się zaatakować dopiero w okolicach 75. minuty, kiedy to bramce Lecha zagroziła salwa dośrodkowań. Żadne z nich nie zakończyło się jednak zdobytą bramką.

Taka – mimo wszystko – pasywna gra przyjezdnych w końcu obróciła się jednak przeciwko nim. W 80. minucie czwartą bramkę dla Lecha Poznań w tym spotkaniu zdobył bowiem Mikael Ishak. Snajper Lecha popisał się wówczas bardzo dobrym wykończeniem, jednak przy okazji opisywania tego gola nie można umniejszać roli dobrze sprawującego się przez cały mecz skrzydłowego – Daniela Hakansa.

Fin idealnie wystawił piłkę kapitanowi. Ishakowi nie pozostało nic innego, jak tylko wpakować futbolówkę do siatki, mając odrobinę przestrzeni i Rafała Gikiewicza poza bramką.

W obliczu wysokiego prowadzenia Niels Frederiksen zdecydował się na roszady. Tym sposobem murawę ENEA Stadionu opuścili Ishak oraz lewy obrońca – Michał Gurgul. Zastąpili ich Maksymilian Pingot oraz debiutujący Sammy Dudek – piłkarz z rocznika 2008. Wcześniej Duńczyk zmienił także Afonso Sousę, za którego pojawił się Bryan Fiabema.

W końcówce spotkania Lech próbował jeszcze strzelić piątego gola, natomiast żadna z owych prób nie skończyła się trafieniem. Mecz zakończył się więc pewnym zwycięstwem ekipy ze stolicy Wielkopolski. Dzięki tej wygranej „Kolejorz” umocnił swoją pozycję na fotelu lidera i póki co ma aż pięciopunktową przewagę nad drugim w tabeli Rakowem Częstochowa.

 

Ze stadionu w Poznaniu,

Mateusz Dukat

 

fot. screen – Canal+ Sport

Jego pierwsze wspomnienie z piłką to EURO 2012. W dziennikarstwie najbardziej ceni sobie pracę w terenie, podczas której opisuje to, co dzieje się na najważniejszych stadionach w kraju. Prywatnie kibic FC Barcelony.

Odbierz 250 zł dla nowych graczy Betfan
Za wygraną Arsenalu lub Manchester City
Arsenal vs Manchester City
Powyżej 2,5 bramki w meczu
kurs
1,74