Pobudka po przerwie. Arsenal odrobił dwie bramki na Anfield i wywalczył punkt

Napisane przez Mariusz Orłowski, 11 maja 2025

Pierwsza połowa całkowicie należała do Liverpoolu, natomiast druga całkowicie do Arsenalu w hicie Premier League. Każdy zespół w momencie swojej dominacji zdobył po dwie bramki. Nowy mistrz kraju podzielił się punktami z „Kanonierami”.

Szpaler dla mistrza Anglii

Gdyby tylko strata punktowa nie była tak ogromna, to mówilibyśmy o najważniejszym meczu w tym sezonie Premier League, bowiem lider podejmował u siebie wicelidera. Jednak Liverpool odjechał stawce i zdobył tytuł już 27 kwietnia. Przed tym meczem strata „Kanonierów” wynosiła aż 15 punktów. Bardzo dotkliwa okazała się nieobecność Bukayo Saki przez niemal trzy miesiące – od końcówki grudnia do połowy marca.

To był w zasadzie tylko… sparing, bo oba zespoły nie grają już w Champions League, nie ma ich też w finale Pucharu Anglii. Arsenal po raz kolejny skończy sezon z pustą gablotą, choć półfinał Ligi Mistrzów i ogranie Realu Madryt zostaną miłym wspomnieniem. Mniejszy sparing był to dla „Kanonierów”, którzy niespodziewanie przy fatalnej formie muszą bronić pozycji wicelidera. Z tyłu czyhają jeszcze Newcastle oraz Manchestr City. Mecz rozpoczął się od szpaleru dla zwycięzców Premier League.

Liverpool z dwoma ciosami w dwie minuty

Pierwszą groźną sytuację stworzył Arsenal po stałym fragmencie gry i warto zwrócić uwagę, że wykonują je w sposób oryginalny i bardzo skuteczny. Po takiej „szarańczy” Jakub Kiwior strzelił gola z Crystal Palace. Tutaj jeszcze zespół dopracował i przerobił ten wariant, bo… wszyscy z „szarańczy” pozostali na pozycji spalonej, a wbiegał na wolne pole Bukayo Saka. Majstersztyk. Zabrakło tylko celności.

Liverpool odpowiedział jeszcze lepszą szansą Luisa Diaza. Tylko świetna interwencja Davida Rayi sprawiła, że wciąż było 0:0. Akcję rozprowadził kolumbijski zawodnik i również on ją kończył, a raczej próbował. Mohamed Salah wyłożył mu „ciasteczko” na wprost bramkarza i 11 metrów od bramki. Mógł zapytać w który róg strzelać, a pozwolił Rayi na świetną interwencję na refleks no i pozbawił Egipcjanina asysty numer 19, a przecież ten walczy o rekord (wynosi 20).

W 19. minucie było 0:0, a w 21. minucie już… 2:0 dla Liverpoolu, który zadał dwa błyskawiczne ciosy. Wydawało się, że William Saliba oddalił zagrożenie, gdy w groźnej sytuacji daleko wybił piłkę na aut, lecz błyskawicznie zareagował Curtis Jones. To on rzucił z autu do Robertsona, a ten zanotował pierwszą asysta w Premier League po… 13 miesiącach! Znalazł na bliższym słupku Cody’ego Gakpo, który strzelił z główki, a dosłownie kilkanaście sekund wcześniej nie potrafił obsłużyć Salaha, by dograć mu do pustej.

Arsenal nawet się nie otrząsnął, a już dostał drugi cios. Salah wypuścił na wolne pole Szoboszlaia, ten zdążył do piłki przed Rayą i wystawił ją do pustej Luisowi Diazowi. Kolumbijczyk był w tej akcji szybszy od Saliby i wpakował piłkę do pustej bramki w zasadzie z dwóch metrów. Liverpool grał na pełnym luzie. Gdyby nie David Raya, to w 24. minucie byłoby jeszcze gorzej. Końcówkami palców odbił piłkę po strzale Curtisa Jonesa.

Jeśli zaś chodzi o „Kanonierów”, to do przerwy nie oddali oni ani jednego celnego strzału, a przy najlepszej okazji po zabraniu piłki przez Thomasa Parteya Curtisowi Jonesowi i to w polu karnym – zawodnicy się zaplątali. Wspomniany Partey i Odegaard nie dogadali się, kto ma zgarnąć piłkę i w końcu zrobili w taki sposób, że ten pierwszy kopnął piłką w drugiego, a potem na „trzeciego” wkroczył Trossard, który wykorzystał poślizg Ryana Gravenbercha. Jego próba została zablokowana przez pomocnika, który zdążył wstać. To był moment Arsenalu jeszcze przy stanie 0:0. Później nie miał już żadnych.

Arsenal się obudził

Arsenal mocno ruszył po przerwie. Już po 40 sekundach popędził środkiem Myles Lewis-Skelly, utrzymał się przy piłce mimo faulu i dograł do Trossarda, który minął Connora Bradleya, a później podał do Mikela Merino, który jednak… trafił w Odegaarda. Realizator nie zdążył jpokazać powtórki, a Arsenal zdobył już bramkę kontaktową. Tym razem to Odegaard zdobył teren i podał na lewe skrzydło do Leandro Trossarda. Podrobił, podrobił i wykorzystał miejsce, by dograć prosto na głowę Gabriela Martinelliego, którego na polu karnym nikt nie pilnował. Brazylijczyk pokonał Alissona strzałem głową.

Arsenal dążył do wyrównania i dominował w posiadaniu piłki. Uaktywnił się prawą stroną Ben White i podłączał do akcji ofensywnych raz za razem. To on zresztą oddał drugi celny strzał w zespole „Kanonierów”, ale poradził sobie z tym Alisson. Zdecydowanie lepiej wyglądali goście po przerwie, Liverpool ograniczał się do raptem jednej czy drugiej długiej piłki i kontry. W 61. minucie Martinelli dopadł do odbitej piłki przy stałym fragmencie gry na szóstym metrze, lecz uderzył za lekko i spokojnie złapał piłkę Alisson.

Rozkręcali się goście – dwie minuty później Bradley świetnym wślizgiem w ostatniej chwili powstrzymał Martinelliego, a potem William Saliba z metra uderzał na bramkę, ale akurat trafił w wyskakującego również do główki Konate, który zapobiegł stracie bramki.

Arsenal tę przewagę potwierdził i udokumentował. Martin Odegaard uderzył z 18 metrów, a świetną paradą popisał się Alisson. Miał jednak pecha, że zbił piłkę nie na rzut rożny, a na słupek. Piłka spadła na piąty metr, gdzie ze szczupaka wpakował ją do pustej bramki Mikel Merino. VAR jeszcze sprawdzał tę sytuację, lecz okazało się, że wszystko jest w porządku. Przy strzale Norwega idealnie wkleił się w defensywę „Kanonierów”.

Liverpool nie miał wielu sytuacji w drugiej części gry. Jedną z nielicznych zmarnował Cody Gakpo, który zszedł do środka, ale uciekła mu piłka i bardzo mocno skiksował. Do bardzo ważnego zdarzenia doszło w 79. minucie. Arsenal popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki i Mikel Merino  sfaulował Darwina Nuneza, co oznaczało drugą żółtą kartkę i zjazd do bazy.

„The Reds” mieli 10 minut plus czas doliczony, żeby wykorzystać grę w przewadze. Działo się, ale… dopiero w samiutkiej końcówce. To Martin Odegaard był blisko trafienia w 95. minucie, lecz po stracie Elliota uderzył minimalnie obok słupka. Później „The Reds” przeprowadzili groźną akcję i mieli z niej rzut rożny, po którym to kapitalnie interweniował David Raya. Andy Robertson trafił do pustej bramki, lecz… tego gola i tak by nie było, bo Ibrahima Konate przed wyskokiem po prostu złapał za twarz i odepchnął Lewisa-Skelly’ego. Ewidentny faul jeszcze przed obroną Rayi.

Arsenal odrobił straty i zdobył punkcik. Ma teraz dwa oczka przewagi nad Newcastle oraz trzy nad Manchesterem City. Bardzo ważny będzie bezpośredni mecz ze „Srokami” w 37. kolejce Premier League.

Fot. screen viaplay

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka to hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa". Lubi spędzić weekend z Ekstraklasą.

Bonus 200% od wpłaty
do 400 zł!
Atalanta - Roma
Wygrana Romy albo remis
kurs
1,76
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)