TOP 5 rozczarowań minionego sezonu Ekstraklasy

Napisane przez Mikołaj Duda, 09 czerwca 2025

Sezon Ekstraklasy już dobiegł końca, więc przyszła pora na wszelkiego rodzaju podsumowania. Wcześniej postanowiliśmy przyjrzeć się wydarzeniom i osobom, które najbardziej zaskoczyły in plus w ostatnich miesiącach, a tym razem wzięliśmy pod lupę tych, którzy najbardziej rozczarowali w minionych rozgrywkach.

ZOBACZ TEŻ: TOP 5 POZYTYWNYCH ZASKOCZEŃ MINIONEGO SEZONU EKSTRAKLASY

Transfery Rakowa Częstochowa

Raków Częstochowa w minionym sezonie na transfery wydał 4 miliony euro, co jak na ekstraklasowe warunki jest bardzo dużą kwotą. Inną kwestią pozostaje jakość sprowadzonych zawodników, a tu zdecydowanie nie wygląda to najlepiej dla… no właśnie niewiadomo kogo. W klubie za transfery odpowiedzialny jest każdy. Zaczynając od trenera Marka Papszuna po byłego już dyrektora sportowego Samuela Cardemasa, kończąc na właścicielu Michale Świerczewski. Każdy tam dorzuca swoje „trzy grosze” i tak rozmywa się cała odpowiedzialność.

W lecie postanowiono na Kristoffera Klaessona i Vasiliosa Sourlisa. Obu już dawno w Częstochowie nie ma, a dodatkowo bramkarz wyleciał już kilka tygodni po transferze za zbytnie zamiłowanie do szybkiego jedzenia na mieście. Lazaros Lamprou – w Ekstraklasie postać praktycznie anonimowa, szybko odesłany na wypożyczenie, a teraz wystawiony na sprzedaż. Jesus Diaz może i brylował w niższych ligach, jednak to, co wychodziło w Cosmosie Nowotaniec przeciwko JKS-owi Jarosław czy Sokołowi Kolbuszowa Dolna, niekoniecznie będzie miało rację bytu na tle Lecha Poznań czy Legii Warszawa. Raczej nie jest to piłkarz na miarę drużyny aspirującej do gry o najwyższe cele.

Z Adriano Amorima, za którego zapłacono blisko pół miliona euro jeszcze może coś być na wahadle, ale póki co nie okazał się wart tej kwoty. O istnieniu Davida Ezeha to już pewnie nawet w Częstochowie zapomnieli, a Ibrahima Seck i Adam Basse to raczej melodia odleglejszej przyszłości. Do tego transfer Patryka Makucha za milion euro i tu zdecydowanie nietrudno zgadnąć, kto był głównym orędownikiem sprowadzenia tego napastnika pod Jasną Górę. Silny, waleczny i wyjątkowo nieskuteczny. W Rakowie już nie jednego takiego mieli i z tym trenerem Makuch na pewno nie jest ostatnim takim przykładem. Zwyczajnie nie był wart aż tak dużych pieniędzy.

Dalej to dwójka Polaków z Piasta Gliwice, czyli Ariel Mosór i Michael Ameyaw. W teorii to miało dużo sensu, jednak obaj większość sezonu zmagali się z kontuzjami i przez cały sezon drużynie nie dali praktycznie nic. Zimą do układanki Marka Papszuna dołączył także jeden z najlepszych strzelców Ekstraklasy w rundzie jesiennej – Leonardo Rocha, jednak Portugalczyk kompletnie nie pasował do filozofii gry wicemistrza Polski. Większość czasu przesiedział na ławce, a mimo umiejętności gry w piłkę w lecie najprawdopodobniej zmieni pracodawcę. Aż 12 pomyłek transferowych na przestrzeni dwóch okienek to liczba dość imponująca, a ile było udanych ruchów?

Właściwie to jeden, a dodatkowo był to zawodnik, którego zaraz w Ekstraklasie już nie będzie. Raków wypożyczył Jonatana Brauta Brunesa i ten swoją rolę rzeczywiście spełnił. Strzelił 14 goli w sezonie i został nominowany do nagrody najlepszego napastnika rozgrywek. Raków wyłożył dwa miliony euro na definitywne ściągnięcie kuzyna Erlinga Haalanda, jednak sam zawodnik po tym ruchu nie ma ochoty na dalszy pobyt w klubie. Według informacji Szymona Janczyka z „Weszło” Norweg nie chce kontynuować współpracy z Markiem Papszunem i koniecznie chce przejść do innego zespołu. Działania pionu sportowego wicemistrza Polski miały taką skuteczność, że równie dobrze możnaby poprosić sztuczną inteligencję o wytypowanie nazwisk zawodników mieszczących się w określonych ramach i z pewnością gorzej by nie mogło być, a jest szansa, że przynajmniej część z tych czterech milionów euro udałoby się zaoszczędzić.

Komisja licencyjna PZPN-u

Ostatni sezon pokazał, że już naprawdę trzeba się postarać, żeby nie dostać licencji na grę w Ekstraklasie. Wyjątkowa pobłażliwość komisji jest bezwzględnie wykorzystywana przez takie kluby, jak Lechia Gdańsk. Dwukrotnie była zagrożona odebraniem prawa gry w Ekstraklasie i za każdym razem jej się upiekło. Doszło do takiego absurdu, że de facto to Canal+ płacił Ruchowi Chorzów za transfer Tomasza Wójtowicza. W obawie przed nieparzystą liczbą drużyn w elicie stacja postanowiła uregulować zaległości za klub, by nie odnotować jeszcze większych strat.

Oczywiście, te pieniądze później zostały przez Ekstraklasę S.A. odliczone od kwoty, jaką gdańszczanie dostają od nadawcy rozgrywek Ekstraklasy, jednak i tak nie zmienia to patologii, jaka wydarzyła się w trakcie przerwy zimowej. A później wcale nie było lepiej. Klub zalegał w wypłacaniu należnych pensji, ogólnie panował jeden wielki organizacyjny rozgardiasz. W Gdańsku dosłownie nic nie funkcjonowało tak, jak powinno. Tylko John Carver jakoś wyciągnął tą drużynę, że przynajmniej na boisku zaczęła punktować.

Po sezonie wydawało się, że Lechii już nic nie pomoże i mimo utrzymania zapewnionego sportową rywalizacją komisja licencyjna nie wyrazi zgody na dalszą grę wśród najlepszych, którzy uczciwymi sposobami i za pieniądze, które rzeczywiście mają, muszą walczyć o swój sukces. Jednak nic bardziej mylnego – skończyło się tylko na groźbach. Klub złożył odwołanie i to zostało pozytywnie rozpatrzone. Główną karą za nieprzedstawienie rzetelnej prognozy finansowej jest odjęcie pięciu punktów w przyszłym sezonie Ekstraklasy, co jest wyjątkowo pobłażliwą sankcją za te wszystkie nieprawidłowości.

Sędziowie

Liczba wpadek polskich sędziów – także tych pozaboiskowych – była zatrważająca. Tomasz Musiał i Bartosz Frankowski w noc poprzedzającą mecz eliminacji Ligi Mistrzów, który mieli sędziować, stwierdzili, że świetnym pomysłem będzie urządzenie sobie imprezy i kradzież jednego ze znaków drogowych. Po wszystkim w policyjnym radiowozie zostali przewiezieni na izbę wytrzeźwień. Za ten wybryk na pewien czas zostali odsunięci od pracy. Z kolei w sprawie innego arbitra toczy się postępowanie z racji zarzutów o znęcanie się nad partnerką.

Na boisku wcale lepiej nie było. Praktycznie co weekend toczyła się ta sama dyskusja, jak sędzia negatywnie wpłynął na losy spotkania. Tu nie pokazał kartki, tam nie dopatrzył się przewinienia, a jeszcze gdzie indziej nie przyznał rzutu karnego lub właśnie to zrobił, gdy nie powinien – tak, jak w Białymstoku podczas spotkania Jagiellonii z Rakowem. To wszystko w erze systemu VAR, który niewątpliwie dużo pomaga, jednak ma jedną wadę – robi z arbitrów osoby niesamodzielne. Ci coraz rzadziej potrafią podjąć od razu słuszną decyzję. Najczęściej zwyczajnie czekają co usłyszą na ucho od kolegów, którzy w tym czasie po kilka minut przeglądają powtórki danej sytuacji.

Kibice nieraz oburzają się, że to ich drużyna jest regularnie krzywdzona, ale to nie jest prawda. Każdy zespół mniej lub więcej, ale traci na błędnych decyzjach. W jednym meczu może zyskać, bo przeciwnik może nie otrzymać takiej decyzji jaka mu się należała, jednak w następny weekend i tak to już on zostanie pokrzywdzony. Z biegiem sezonu coraz odważniej zwracali na to uwagę trenerzy, w tym nawet kojarzony raczej ze stonowanymi wypowiedziami i stoickim spokojem Adrian Siemieniec. Ze ten sezon ciężko wskazać któregokolwiek z sędziów Ekstraklasy, który rzeczywiście przez całe rozgrywki dobrze wykonywał swoją robotę.

Jacek Zieliński i kadra Legii Warszawa

Nad wzmocnieniami na przyszły sezon i wyborem nowego trenera pracuje już Michał Żewłakow, jednak za całe poprzednie rozgrywki odpowiedzialność bierze jeszcze Jacek Zieliński. Odniesione sukcesy, jakimi niewątpliwie było dotarcie do ćwierćfinału Ligi Konferencji i wygranie Pucharu Polski, zostały wywalczone raczej mimo działaniom dyrektora sportowego, a nie dzięki jego pracy. Głównym zarzutem do legendy Legii jest sposób zbudowania kadry, którą miał do dyspozycji Goncalo Feio.

Portugalczyk nie mógł liczyć na rezerwowego prawego obrońcę. Gdy Paweł Wszołek przez problemy zdrowotne nie był zdolny do gry, musiał szukać mocno niestandardowych rozwiązań, jak wystawianie na nieswojej pozycji Radovana Pankova. Podobnie po drugiej stronie, gdzie zmiennikiem Rubena Vinagre był Patryk Kun, który zdecydowanie nie odnajdywał się najlepiej na pozycji, gdzie nie występował od wielu lat.

Niewiele lepiej było we wcześniejszych sezonie, jak próba zastąpienia Bartosza Slisza dziwnym wynalazkiem w postaci dawno zapomnianego Qendrima Zyby, czy nie sprowadzenie zastępcy dla sprzedanego za wiele milionów euro Ernesta Muciego. Tych nietrafionych pomysłów w poprzednich latach było o wiele więcej – postanowiono więc zminimalizować ryzyko i sprowadzać zawodników już doskonale znanych w Ekstraklasie. Problem w tym, że na spore problemy w ataku ściągnięto za półtora miliona euro Ilję Szkurina, który nawet nie został zgłoszony do wiosennej fazy Ligi Konferencji, a dodatkowo przez długi czas nawet w Ekstraklasie nie mógł się odnaleźć po zmianie barw.

Do stolicy trafił także Wahan Biczachczjan. który przez pierwsze pół roku pobytu w stolicy Polski nie dał się zapamiętać praktycznie z niczego pozytywnego. Kolejny przykład to Kacper Chodyna, który zwyczajnie okazał się niewystarczający na ten poziom, a liczba zmarnowanych przez niego sytuacji jest zdecydowanie zbyt duża. Luquinhas zaś był zapowiadany jako lepsza wersja siebie, a tymczasem okazało się, że to już bardziej doświadczony i mniej jakościowy zawodnik niż przy jego pierwszym podejściu do Ekstraklasy. Również wypożyczenie Vladana Kovacevicia okazało się kompletnie nieudane.

Dobrym ruchem było wyciągnięcie Maxiego Oyedele z młodzieżowych drużyn Manchesteru United, jednak on również nie był zawodnikiem anonimowym, a przez konstrukcję kontraktu Legia zarobi sporo mniej niż potencjalnie by mogła. Zdecydowanie więcej było tych ruchów niezrozumiałych i jak się okazało bezsensownych. Claude Goncalves zaczął sobą coś prezentować dopiero w ostatnich tygodniach. W Warszawie nie ma już Jeana Pierre-Nsane i Miguoela Alfareli. Obaj kompletnie sobie w Ekstraklasie nie poradzili, a przez sprzedaż Blaza Kramera zabrakło jakościowego napastnika, którym niespecjalnie jest Marc Gual.

Tych wyrw było więcej i wielce możliwe, że to właśnie było powodem, że w Ekstraklasie Legia sobie zupełnie nie poradziła. Zajęła mocno rozczarowujące miejsce, ale ciężko za to winić trenera, bowiem przy takim natężeniu meczów i grze na trzech frontach ciężko było z tej kadry wycisnąć coś więcej. Dla kibiców w Warszawie zła wiadomość jest taka, że nie zapowiada się, żeby miały nadejść o wiele lepsze czasy. Póki co jest problem ze znalezieniem nowego szkoleniowca, mimo że w innych klubach pokazano, że można.

Śląsk Wrocław

Po trudnych sezonach we Wrocławiu przyszedł niespodziewany sukces w postaci wicemistrzostwa zdobytego przez drużynę Jacka Magiery. Wiadomo było, że wynik ten został osiągnięty w głównej mierze przez szczęśliwy splot kilku okoliczności i wystrzał formy Erika Exposito. Jak na swoje możliwości Śląsk nawet przyzwoicie zaprezentował się w europejskich pucharach, będąc blisko przejścia do fazy play-off, jednak w dramatycznych okolicznościach odpadł z St. Gallen. Mimo wszystko potencjał tej drużyny był na miarę środka tabeli Ekstraklasy.

Rzeczywistość bardzo brutalnie wyjaśniła sukces WKS-u. Uwidoczniło się jeszcze bardziej, jak ten klub jest źle zarządzany przez ludzi z nadania prezydenta miasta. Wybrany na dyrektora sportowego David Balda całkowicie odpłynął i zaczął ściągać do klubu zawodników, którzy zwyczajnie się nie nadawali. Swój udział w tych wątpliwej jakości ruchach miał także Jacek Magiera, który również nie przetrwał próby czasu. Z każdym miesiącem było tylko gorzej i gorzej, a frustracja szczególnie wśród niezadowolonych kibiców tylko rosła.

Postawiono, by trener trzecioligowych rezerw – Marcin Hetel dokończył rundę jesienną, ale na niewiele się to zdało. W przerwie zimowej dyrektorem sportowym został Rafał Grodzicki i to rzeczywiście pozwoliło delikatnie poprawić sytuację Śląska. Zatrudniono Ante Simundzę, który wlał w całe środowisko nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Podjął się szaleńczej misji ratowania Ekstraklasy i w pewnym momencie wydawało się, że nawet mu się to uda.

Do dyspozycji dostał też kilku ciekawych zawodników, jak Jose Pozo, czy Assad Al-Hamlawi. Finalnie WKS spadł z ligi, co jeszcze rok temu byłoby raczej nie do pomyślenia. Teraz to Grodzicki mający współpracować z nowym dyrektorem sportowym – Dariuszem Sztylką oraz słoweński trener mają być tą nadzieją na szybki powrót do elity. Jednak dopóki we Wrocławiu nie pojawi się prywatny właściciel, klub w dalszym ciągu będzie zmagał się z wieloma problemami, przepalaniem niezliczonej ilości publicznych środków i tylko chwilowymi momentami radości, co jest zdecydowanie poniżej potencjału, jaki drzemie w Śląsku.

fot. PressFocus

Zna cały skład Radomiaka i Puszczy Niepołomice. Zawsze obejrzy mecz tych drużyn ponad El Clasico. Dzień rozpoczyna od doniesień z polskiego uniwersum. Nienawidzi przerwy zimowej - wtedy zamiast Ekstraklasy musi zadowolić się ligami TOP 5.

Bonus 200% od wpłaty
do 400 zł!
Chorwacja - Czechy
Wygrana Chorwacji
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)