Kompromitacja Interu, wpadka Ajaksu i hat-trick Milika. Wtorek pełen wrażeń w LM

10.12.2019
Ostatnia aktualizacja 27 czerwca, 2023 o 14:36

Na ostatnią kolejkę Ligi Mistrzów czekaliśmy niemalże jak dziecko na rozpakowanie prezentów znajdujących się pod choinką. Już pierwsze spotkania sprawiły nam wiele emocji, ale ich kulminacje przeżyliśmy dopiero jakiś czas później. 

Wtorkowe zmagania rozpoczęliśmy w grupie E. O awans do fazy pucharowej przed gwizdkiem walczyły tam nadal trzy zespoły. Napoli jednak dość szybko zagwarantowało sobie zwycięstwo. Trzy bramki Arkadiusza Milika w pierwszej odsłonie dodało otuchy Carlo Ancelottiemu, choć posada Włocha pomimo tej wygranej nadal pozostaje niepewna. Wracając do Arkadiusza – był to najszybciej strzelony hat-trick od 2013 roku, kiedy to Zlatan Ibrahimović jeszcze w barwach PSG pognębił defensorów Anderlechtu. Wynik spotkania ustalił z rzutu karnego Mertens.

W równoległym starciu Red Bull Salzburg ugościł Liverpool. Od gwiazdka sędziego wyczuwaliśmy atmosferę gorącego meczu, ale z czasem niestety ona gasła. Gospodarze mieli kilka okazji, podobnie jak goście, lecz w statystykach zamiast bramek rosły tylko liczby oddanych strzałów. Po przerwie podopieczni Kloppa dopełnili jednak formalności w zaledwie 100 sekund. Najpierw Keita, a potem Salah. To drugie trafienie – czysta poezja, mimo że teoretycznie na pustą bramkę. Więcej o tym meczu TUTAJ. 

Do sensacji doszło natomiast w Amsterdamie. Ajax spokojnie mógł zagrać taktycznie na remis, ale bramka strzelona przez Rodrigo zmusiła ich do gonitwy za wynikiem. Mistrzowi Holandii nie kleiła się kompletnie gra, a najbardziej zawiedli przede wszystkim Tadić oraz Ziyech. Półfinalista Champions League z zeszłego sezonu pożegnał się z rozgrywkami tym razem już podczas fazy grupowej. Jest to pewnego rodzaju zaskoczenie i niejako wtopa na nieskazitelnym wizerunku Erika Ten Haga. Holender ma się nad czym zastanawiać.

W Londynie z kolei przypieczętowała awans Chelsea. Podopieczni Franka Lamparda mieli mimo wszystko ułatwione zadanie, ponieważ szkoleniowiec Lille postanowił nie wykorzystać wszystkich piłkarzy pierwszego składu, po tym jak szanse na dalszą grę w tych rozgrywkach jego zawodnicy zaprzepaścili w poprzednich spotkaniach. „The Blues” od początku meczu do 80. minuty ustalali reguły gry, a obronie pod pewnym względem na pewno pomógł powrót Antonio Rudegiera. Niemiec po kilku miesiącach leczenia przeróżnych urazów wrócił do roli lidera obrony i fani londyńskiego zespołu mają nadzieje, że wraz z tym ulegną poprawie wyniki. Kontaktowe trafienie zanotował Loic Remy, który w przeszłości reprezentował barwy swoich dzisiejszych rywali. Po tej bramce fani Chelsea mogli czuć pewny niepokój, tym bardziej po kolejnych akcjach rywali. Ostatecznie udało się dowieźć komplet punktów, lecz pozytywny rezultat w pewnym momencie wisiał na włosku.

W okrojonym składzie do Mediolanu przyleciała także Barcelona. „Duma Katalonii” bez Messiego, Ter Stegena czy Pique dość niespodziewanie przez niemalże całą pierwszą połowę prowadziła z Interem. Podopieczni Conte do awansu (przy zwycięstwie Borussii) potrzebowali trzech punktów i wydawało się, że gol Lukaku to zaledwie preludium do kompletu oczek. Nic z tych rzeczy. Zespół włoskiego szkoleniowca zaliczył totalną kompromitacje i pożegnał się z Ligą Mistrzów po bramce Fatiego. 50-latek po raz kolejny potwierdził, że europejskie puchary to nie są kompletnie jego klimaty. Wstyd.  Taki prezent wykorzystała naturalnie Borussia, lecz także w Niemczech nie obyło się bez dramaturgii. Mimo to podopieczni Favre’a dopełnili formalności i pokazali większą dojrzałość od Interu.

Bramka wieczoru? Bez wątpienia autorstwa Aouara. Francuz dał tlen swojej drużynie, która po heroicznym powrocie i bramce Depaya zdobyła „zwycięski remis” z Lipskiem. Na ostatniej prostej ekipa z Ligue 1 przeskoczyła Zenit oraz Benfike. Tym drugim nie pomogło nawet wysokie zwycięstwo nad rosyjskim zespołem. Najbardziej wyrównana grupa na końcowe rozstrzygnięcia czekała do ostatniej kolejki. Z rzeczy ważniejszych: kolejne trafienie zanotował Timo Werner. Niemiec naprawdę w tym sezonie wygląda na człowieka, który chce zagrozić Roberto Lewandowskiemu w walce o koronę króla strzelców Bundesligi. I co najgorsze – ma argumenty, aby to zrobić.

Wyniki i strzelcy bramek:

Napoli 4:0 Genk  Milik 3x, Mertens)

Red Bull Salzburg 0:2 Liverpool (Keita, Salah)

Ajax 0:1 Valencia (Rodrigo)

Chelsea 2:1 Lille (Abraham, Azpilicueta – Remy)

Borussia Dortmund 2:1 Slavia Praga (Sancho, Brandt – Soucek)

Inter 1:2 Barcelona (Lukaku – Perez, Fati)

Benfica 3:0 Zenit (Cervi, Pizzi, bramka samobójcza Azmoun)

Lyon 2:2 RB Lipsk (Aouar, Depay – Forsberg, Werner)