Słynne drużyny EURO: Łotwa 2004

26.04.2024

Ta drużyna to przede wszystkim koszmar Zbigniewa Bońka, który wyleczył się wówczas z bycia trenerem. Oto kolejna z cyklu „Słynne drużyny EURO”. Tym razem żaden zwycięzca, żaden finalista czy półfinalista, lecz… uczestnik fazy grupowej – oto Łotwa 2004, która spłatała figla Polakom w eliminacjach i potrafiła postraszyć na turnieju w Portugalii. 

Początki historii i powrót z zaświatów

Reprezentacja Łotwy po raz pierwszy zagrała mecz międzynarodowy w 1922 roku przeciwko Litwie i wygrała 6:1, Łotewska Federacja Piłki Nożnej została członkiem FIFA w tym samym roku. Potem nastała żelazna kurtyna i okupacja ze strony ZSRR. Do poważnego futbolu powrócili już w wolnym kraju, A w szranki do eliminacji do poważnych turniejów stanęli po raz pierwszy w kwalifikacjach do mundialu 1994 w USA. 

Robili to bez większych sukcesów, ale drużyna zbierała cenne doświadczenie. W tamtym czasie większość kadry stanowili zawodnicy Skonto Ryga, którzy rokrocznie zdobywali mistrzostwo Łotwy w latach 1991-2004. Ojcem ich sukcesu był Aleksandrs Starkovs, który objął kadrę po fatalnej kadencji Gary’ego Johnsonna, który odszedł ze stanowiska po wstydliwym remisie z San Marino, podczas poprzedniej kampanii do Mistrzostw Świata w Koreii i Japonii.

Eliminacje, czyli pogrzeb Polski

12 października 2002 roku. Polacy chcą zmazać plamę z koreańskiego mundialu i awansować na EURO 2004  w Portugalii. Już pod wodzą Zbigniewa Bońka podejmują drużynę Łotwy. W drugiej kolejce eliminacji sensacyjnie jednak przegrywamy 0:1 po bramce Jurisa Laizānsa, grającego wówczas dla CSKA Moskwa. O stratę bramki obwiniano w dużej mierze Jerzego Dudka. To, co miało stać się gwoździem wbitym do końca kadencji Bońka, stało się początkiem triumfalnego marszu dzielnych Bałtów pod wodzą selekcjonera Alexandra Starkovska. Jak doszło do tego, że tak mały kraj potem wszedł na jedyną dużą imprezę w swojej historii?

Łotysze rozpoczęli eliminacje do portugalskiego EURO z wysokiego C, bo od bezbramkowego remisu ze Szwedami. W drugiej kolejce sensacyjnie ograli Polaków. Oto co mówił wtedy na konferencji prasowej Zbigniew Boniek: – Winę za porażkę biorę na siebie. Muszę powiedzieć, że w najśmielszych przewidywaniach nie myślałem, że ten mecz przegramy. Zdawałem sobie sprawę, że drużyna Łotwy jest drużyną doświadczoną. Mimo wszystko wydawało mi się, że poradzimy sobie z nimi. Tym bardziej, że moja ocena była oparta na tym, co widziałem, jak chłopcy trenowali w ciągu tygodnia.

Więcej powodów do zadowolenia miał Aleksandr Starkows, chwaląc swoich podopiecznych za organizację gry: – Było tak, jak się spodziewaliśmy: bardzo ciężko. Wiedzieliśmy, że zarówno reprezentacja Polski, jak i kluby grają u siebie bardzo agresywnie. Wiedzieliśmy też, że ataki rywali głównie będą szły skrzydłami i chcieliśmy zabezpieczyć się przed tym sposobem przeprowadzania akcji. Jestem bardzo zadowolony z postawy swoich zawodników. Grali bardzo rozumnie i realizowali wszystkie założenia taktyczne.

Potem byli blisko skompromitowania się z San Marino. Koniec końców w szczęśliwy sposób wygrali 1:0 po samobójczej bramce gospodarzy w 89. minucie. Rok 2002 kończyli sensacyjnie na pierwszym miejscu w grupie. Na początku 2003 szło im już dużo gorzej i ponieśli porażki z Węgrami i Polską w rewanżach. Laizans tym razem okazał się antybohaterem, bo w drugiej połowie ujrzał czerwoną kartkę. Na finiszu Łotwa była jednak prawie bezbłędna. Po zwycięstwach 3:1 z Węgrami (dwa trafienia Verpakovskisa) i Szwedami (w składzie między innymi Ljungberg, Larsson i 21-letni Zlatan Ibrahimović), to Łotysze, a nie „Biało-czerwoni” awansowali do baraży.  

Szalone baraże i największy sukces Łotwy od wygrania Eurowizji

Do tamtej pory największym sukcesem Łotyszy na arenie międzynarodowej było wygranie Eurowizji przez Marie N z piosenką „I wanna” w 2002 roku. Dwa lata wcześniej za to Łotysze debiutowali na tej muzycznej imprezie i wówczas wywalczyli brąz, a wystąpił tam dobrze nam wszystkim znany zespół Brainstorm z piosenką „My Star”. Znany przede wszystkim z dobrej do nucenia piosenki „Maybe”. Tak więc trzy pierwsze starty na Eurowizji i dwa razy podium! Tak dobrze nie było na debiucie w piłkarskim EURO, ale wielkim sukcesem był już sam awans.

W barażach trafili na Turcję, wówczas trzecią drużynę świata. Nic dziwnego, że prawie nikt nie dawał im większych szans na sukces. Bohaterem narodowym znów okazał się Verpakovskis. Najpierw w Rydze zamknął wynik meczu skromną zaliczką 1:0. W tureckim piekle gospodarze prowadzili już 2:0 po bramkach Ilhana Mansiza i legendarnego Hakana Sukura. Co dziwne, po drugim trafieniu jakby zaczęli gasnąć, co skrzętnie wykorzystała Łotwa. Najpierw do siatki trafił Laizans, a potem Verpakovskis. Wtedy właśnie pierwszy awans tego małego bałtyckiego kraju na dużą imprezę stał się faktem. 

Tureccy piłkarze odrobinę nas zlekceważyli, my nie mieliśmy z kolei nic do stracenia i nie ogarnął nas strach przed mocnym rywalem – powiedział obrońca Korablovs. 

Nie pojedziemy do Turcji jako turyści, jedziemy tam jako profesjonaliści, by wygrać mecz – mówił selekcjoner reprezentacji Łotwy.

„CNN” uznało to za największe wydarzenie w historii tego małego kraju od czasu odzyskania niepodległości w 1991 roku. 

Słynne drużyny EURO: Verpakovskis i inni

To prawda, że Łotysze byli zespołem bez wielkich gwiazd, ale to nie znaczy, że żaden z nich nie miał doświadczenia w Europie. Mało tego, w 2003 roku więcej łotewskich zawodników zaliczyło debiut w Premier League niż Polaków. Obrońca Marians Pahars był wtedy gwiazdą Southampton, a Igorsa Stepanovsa dostrzegł sam Arsene Wenger i sprowadził go do Arsenalu. W angielskiej elicie występowali też wtedy obrońca Kolinko (Crystal Palace), pomocnik Andrejs Rubins (Palace) i Imants Bleidelis (Southampton) 

Największą gwiazdą był jednak Māris Verpakovskis, który grał wtedy w Dynamie Kijów. Brylował w eliminacjach, zdobywając aż sześć bramek w dziesięciu meczach. Dorzucając do tego bramki w barażach, stał się głównym architektem awansu na EURO. Nic więc dziwnego, że został wybrany najlepszym piłkarzem Łotwy w plebiscycie za 2003 rok.

EURO 2004: grupa śmierci, historyczny gol i godna porażka

Podczas grudniowego losowania wydawało się, że gorzej od Łotyszy trafić nie można było. Europejski kopciuszek trafił do jednej grupy z: ówczesnym wicemistrzem świata (Niemcy), półfinalistami EURO 2000 (Holandia) i bardzo mocnymi Czechami z najlepszą generacją piłkarzy od lat z Nedvedem, Kollerem, Barosem i Rosickim na czele. Swoich atutów mogli wypatrywać za to w doświadczeniu i zgraniu. Niemal wszyscy zawodnicy byli wychowankami Skonto Ryga i ich drogi często się przecinały. Siedmiu graczy reprezentowało ten klub w trakcie powołania na mistrzostwa. Wielu z Łotyszy miało na koncie ponad 60 występów w kadrze. Kapitan Vitālijs Astafjevs nawet ponad 100.

Pierwszy mecz grupowy zagrali w Aveiro z Czechami. Nasi południowi sąsiedzi od początku rzucili się do szaleńczych ataków, ale tuż przed przerwą zapachniało jedną z większych sensacji w historii całego EURO. Niezawodny Verpakovskis świetnie się ustawił na piątym metrze i zachował jak lis pola karnego. Zdobył bramkę do szatni. W drugiej połowie Czesi jednak okazali się za mocni. Ostatecznie Łotwa poniosła honorową porażkę 1:2 a do siatki po przerwie trafiali Milan Baros (późniejszy król strzelców turnieju) i Marek Heinz. Czesi pewnie by tego nie wygrali, gdyby nie dwa gole sprezentowane przez bramkarza – Aleksandrsa Koliņko.

Potem przyszedł mecz z Niemcami. Po historycznej bramce przyszedł czas na historyczny punkt. Było to pierwsze spotkanie obu drużyn od 67 lat, a Łotysze walczyli bardzo dzielnie. Wiele mówi fakt, że bohaterem meczu został… Olivier Kahn, a Verpakovskis zmuszał raz po raz niemieckich obrońców do gorączkowego wysiłku. Kahn między innymi zatrzymał łotewskiego snajpera w akcji sam na sam. W drugiej połowie Łotwa powinna nawet otrzymać rzut karny (4:21 na filmie – ewidentna kosa Wornsa). Tym bezbramkowym remisem zyskała sobie sympatię kibiców z całej Europy, bo tak naprawdę była bliższa zwycięstwa. Łotysze sprawili, że takie nazwiska jak Oliver Kahn, Bastian Schweinsteiger, Philipp Lahm, Michael Ballack, Miroslav Klose musieli wracać do domu po fazie grupowej. 

W ostatnim spotkaniu Holandia nie pozostawiła już żadnych złudzeń. Wprawdzie podopieczni Starkowsa dalej liczyli się w grze o awans do ćwierćfinałów, ale w trzecim meczu ewidentnie zabrakło już pary. Gole Ruuda van Nisterlooya i Roya Makaaya definitywnie pozbawiły dzielnych Bałtów złudzeń. Mimo to wracali do kraju z podniesionymi głowami. W heroicznym stylu reprezentowali swój kraj na jednej z największych imprez. Czego chcieć więcej? Chyba tylko kontynuacji sukcesów…

Kontynuacji, która jednak nigdy nie nastąpiła. Dlatego Łotwa 2004 znalazła się w cyklu „Słynne drużyny EURO”. W tej chwili ten malutki kraj zajmuje 136. miejsce w rankingu FIFA. W kwalifikacjach do EURO 2024 zdobył zaledwie trzy punkty i zajął ostatnią pozycję w grupie. W walce o bilet do Kataru było trochę lepiej, bo dorobek punktowy podrasowały dwie wygrane ze słabiutkim Gibraltarem. Bilans 2-3-5 dał jednak Łotwie przedostatnie miejsce, czyli piąte. 

Epilog: rozpad drużyny

W czasie EURO 2004 Łotwa miała najstarszą kadrę z wszystkich drużyn. Potrzebowała wymiany pokoleniowej, ale nie było widać następców na horyzoncie.  O sile kadry dalej stanowili coraz starsi weterani. Vitalijs Astafjevs grał w reprezentacji aż do 39. roku życia, zaliczając w niej aż 167 występów. Największa gwiazda – Verpakowskis – zagrał w niej aż 104 razy, strzelając 29 goli. Epilogiem do tej historii są eliminacje do mundialu 2006 w Niemczech. Łotwa totalnie zawiodła, wyprzedzając w grupie jedynie Luksemburg i Lichtenstein. Tym samym głośno zatrzasnęła drzwi z napisem „czasy świetności’’. Łotwa jednak zasługuje, by znaleźć się w cyklu „Słynne drużyny EURO”, ponieważ wystąpiła może raz, ale jest to występ godny zapamiętania dla tego malutkiego kraju. 

A oto inne stworzone przez nas ekipy z cyklu „słynne drużyny EURO”:

  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984