Wraca reprezentacja, a przed Urbanem od razu najtrudniejsze zgrupowanie. Zapowiedź meczu Holandia – Polska

Gdy Polska gra z najlepszymi zespołami Starego Kontynentu, takie spotkania zawsze dotykają kibiców inaczej – nawet od tych teoretycznie ważniejszych spotkań, lecz ze słabszymi rywalami. Tym razem Biało-Czerwonym na legendarnym De Kuip w Rotterdamie przyjdzie się zmierzyć z Holendrami, wyraźnym faworytem naszej grupy w kwalifikacjach do MŚ 2026. Po ostatnich słabych wynikach nową nadzieją jest selekcjoner – Jan Urban. Czy on jeden wystarczy, aby poprowadzić kadrę do sensacyjnego zwycięstwa?
Urban et orbi
W kościele katolickim wygłaszane przez papieża błogosławieństwo „Urbi et orbi” (łac. Miastu i światu) zwiastuje nadzieję i zbawienie. Jakże znamienny jest fakt, że nowy selekcjoner reprezentacji Polski Jan Urban (sami przyznajcie lingwistyczne podobieństwo), ma dokładnie taką samą misję. Polska reprezentacja w ostatnich latach to bowiem – pozostając w religijnej nomenklaturze – schizma wschodnia, w której jeden rozłam przykrywany był kolejnym.
Paulo Sousa, który zdezerterował (a po latach po śledztwie Gońca okazało się, że miał dość „pijacko-związkowej” atmosfery w kadrze) Santos, któremu się nic nie chciało, Probierz, który szukał zaczepki i w końcu ją znalazł, awans na EURO 2024 w kiepskiej otoczce i przede wszystkim fatalny styl. Mimo etapów, w których wyniki się broniły, nie sprawiał kibicom właściwie żadnej radości i możliwości odczucia dumy ze swoich piłkarzy, którzy reprezentują Polskę w tak niełatwych czasach. Polska na wielkich turniejach nie dała się lubić, oprócz meczu z Holandią (EURO 2024) właściwie.
Wout Weghorst i niestety…
🔴📲 Oglądaj #POLNED 1:2 👉 https://t.co/P94KOLrOjw pic.twitter.com/XiipQyki4F
— TVP SPORT (@sport_tvppl) June 16, 2024
Dla Jana Urbana spotkanie przeciwko Holendrom będzie debiutem, który w zasadzie z miejsca może stać się meczem założycielskim, na wzór spotkania Adama Nawałki przeciwko Niemcom w październiku 2014. Wtedy jednak selekcjoner z lat 2013-2018 pod jednym względem miał nieco łatwiejsze zadanie – w końcu pracował z kadrą już przez rok i miał jakikolwiek zarys tego, jak jego reprezentacja ma właściwie wyglądać. Z drugiej jednak strony, Niemcy byli wówczas mistrzami świata. Tak więc, powołując się na Heraklita, ta rzeka już nie istnieje.
Urban tego komfortu nie ma i od razu startuje z „wysokiego C”. Do tego, jego sprzymierzeńcem nie jest także historia – w świadomości polskich kibiców chyba już na stałe wdarła się klątwa debiutu selekcjonera. Na 12 trenerów wykonujących ten niewdzięczny zawód w XXI wieku, wygrał tylko jeden – Michał Probierz. Ten miał jednak zdecydowanie najłatwiejsze zadanie – w swoim pierwszym meczu rywalizował ze słabiutkimi Wyspami Owczymi. Zresztą i tak nasza reprezentacja wtedy nie zachwyciła.
🔴🎙️ #konferencjaLIVE
Jan Urban: O ile miałem przyjemność grać w reprezentacji, o tyle będąc z drugiej strony barykady faktycznie emocje wzrastają. Czuje się, że zbliża się termin ważnych spotkań.Z jednej strony czujesz ogromną odpowiedzialność, z drugiej zaczynasz wchodzić w…
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) September 1, 2025
Polska na trzech czy czterech z tyłu?
Przed Urbanem stoi oczywiście sporo trudnych decyzji do podjęcia. Jedną z tych, która budzi największe zainteresowanie mediów jest ustawienie Polaków w obronie, a konkretnie liczba defensorów, która tego wieczoru będzie odpowiedzialna za ujarzmienie ofensywnych zakusów „Oranje”. W końcu w swoim Górniku Zabrze grał on trochę inaczej – systemem 4-3-3 z dużym naciskiem na pojedynki skrzydłowych.
W tym momencie więc bardziej prawdopodobnym wariantem wydaje się zestawienie z czwórką obrońców, bo Urban dobrze je zna, zamiast przyjętej od kilku lat trójki. Taka zmiana, a w zasadzie powrót do korzeni, byłby niemałą rewolucją. W końcu od czasu przejęcia seniorskiej reprezentacji przez Paulo Sousę kadra „Biało-Czerwonych” grała w formacji z wahadłowymi, którzy nie zawsze dobrze rozumieli swoje zadania.
Lata mijają, a problemy Polski w obronie znów są te same. Chodzi oczywiście o mityczną (choć teraz już chyba bardziej memiczną) pozycję lewego defensora, z którą kłopot kilka lat temu miał już wspomniany Nawałka, ale także chociażby Jerzy Brzęczek. Pod tym względem warianty i pomysły selekcjonerów były naprawdę różne, lecz w dużej mierze obracały się one dookoła trzech zawodników – Artura Jędrzejczyka, Macieja Rybusa oraz później Arkadiusza Recy. Żadnego z nich nie ma dziś w reprezentacji, więc Urban musi wymyślić coś nowego. Polska, nawiązując do początku zapowiedzi, czeka na dobrego lewego obrońcę jak na zbawienie.
Jakub Kiwior, the silent soldier. Never complained, always dropping +8/10 performances, available whenever and wherever needed even on the right side, strong personality on the pitch. You painted a beautiful image in our hearts and memories.
Thanks for your services, Kuba! ❤️ pic.twitter.com/tIvwGyg0VB
— EZizou (@iazxz) August 26, 2025
Opcji, kim grać na lewej obronie jest kilka. Problem jednak w tym, że żaden z wariantów nie wydaje się choćby dobry. Niewykluczone, że nowy selekcjoner zdecyduje się na przestawienie ze środka Jakuba Kiwiora, który jest przecież lewonożny, a i w zeszłym sezonu w Arsenalu także czasami występował blisko linii bocznej. Możliwe, że przetestuje także Arkadiusza Pyrkę z FC St. Pauli. Tutaj jednak ryzyko byłoby jednak o wiele większe – nominalnie gra on bowiem jako prawy wahadłowy. Na korzyść tego wariantu przemawia jednak fakt dobrej formy Pyrki, który wraz z beniaminkiem z FC St. Pauli wygrał 2:0 z Hamburgerem SV oraz zremisował w pierwszej kolejce 3:3 przeciwko Borussii Dortmund.
Bójmy się środka pola
Jednoznacznym faworytem są oczywiście gospodarze, których rozpatrywać należy jako jedną z najlepszych reprezentacji na świecie. Polska bacznie musi zwrócić uwagę na wiele detali, bowiem chwila nieuwagi może doprowadzić do kolejnych gorzkich chwil.
Holendrzy mają wiele atutów, natomiast największym z nich zdecydowanie jest środek pola, w którym można się spodziewać prawdziwej dominacji rywali Polaków – tym bardziej zważając na nasze kłopoty związane właśnie z tą pozycją. Jeśli chodzi jednak o „Oranje”, Ronald Koeman w środku pomocy dysponuje nieosiągalną dla ogromnej większości reprezentacji jakością. Mowa dokładnie o tercecie: Frenkie de Jong, Ryan Gravenberch oraz Xavi Simons, a przecież jest jeszcze Tijjani Reijnders. Każdy z tych pomocników śmiało mieści się w europejskiej czołówce, a o ich poziomie najlepiej świadczy fakt, że są gwiazdami w najlepszych klubach Europy – FC Barcelonie i Liverpoolu. Dwaj ostatni zmienili z kolei kluby na Tottenham i Manchester City za grubą kasę.
https://t.co/G8sdUI7Iuk pic.twitter.com/2dSGUchQpp
— OnsOranje (@OnsOranje) September 3, 2025
Po naszej stronie w środku pomocy odpowiedzialność na siebie musi wziąć Piotr Zieliński, który samemu nic jednak nie będzie w stanie zdziałać wobec tych holenderskich Gwiezdnych Wojen. Poza graczem Interu, Urban będzie miał do dyspozycji Jakuba Piotrowskiego, Bartosza Slisza i Sebastiana Szymańskiego. Z wszystkich pozycji (oprócz lewej obrony), podczas tego zgrupowania największy kłopot będziemy mieli właśnie ze środkiem pola przez nieobecność Modera. Problem w tym, że nasza pięta achillesowa spotka się z atutem Holendrów, którego ci z pewnością nie omieszkają się nie wykorzystać.
Preludium do Finlandii
Zanim jednak wszyscy pogrążymy się w kolejnym reprezentacyjnym marazmie i pesymizmie, spieszymy z pocieszeniem, być może jedynym na ten wieczór. Mianowicie – ten mecz nie ma aż takiego znaczenia. I żeby nie było niedomówień – oczywiście, spotkanie rozgrywane w Rotterdamie z takim rywalem jak Holendrzy wzbudza ogromne emocje, nieporównywalnie większe niż te, które będziemy odczuwać w niedzielę, przed rywalizacją z Finlandią.
Jeśli jednak spojrzymy pragmatycznie, z perspektywy tabeli to Polska ma za trzy dni mecz z ekipą „Suomi” i to on ma większą wagę. Finowie swój mecz z Holandią już bowiem grali i przegrali 0:2. To zespół z północy Europy jest naszym bezpośrednim rywalem o drugie miejsce w grupie, gwarantujące miejsce w barażach. Poza tym, z Finlandią już graliśmy i… ulegliśmy 1:2 – tak więc bez zwycięstwa dziś się obejdziemy, natomiast porażka na Stadionie Śląskim w praktyce będzie oznaczać, że „Biało-Czerwoni” mundial rozgrywany w USA, Meksyku i Kanadzie zobaczą nie z perspektywy efektownych stadionów, lecz ekranu telewizora.
Pewnie, można też postawić wszystko na jedna kartę, wygrać z Holandią i po kolejnym zwycięstwie nad Finami mieć naprawdę dobrą sytuację. Taki obrót spraw wydaje się jednak nieporównywalnie trudniejszy dla Polaków i – co za tym idzie – mniej prawdopodobny. Nie ma co się jednak smucić. W końcu ostatnie lata z reprezentacją Polski nauczyły nas, że trzeba być egzystencjalistami i walczyć (kibicować), akceptując absurd otaczającej rzeczywistości. A akurat jeden z najlepszych meczów ostatnich lat rozegraliśmy z Holandią.
Kierunek Rotterdam ✈️🇳🇱 pic.twitter.com/t8W9Q4YhWv
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) September 3, 2025
Pozwolę sobie zakończyć tę zapowiedź ostatnimi zdaniami z książki „Upadek” Alberta Camusa: – Ale bądźmy spokojni! Jest już za późno, zawsze będzie za późno. Na szczęście!
Fot. PressFocus