5 ZŁ ZA KAŻDEGO GOLA W BETFAN!
W 1. kolejce Ligi Mistrzów

PSG na luzie przejechało się po Atalancie. Mogło i powinno być nawet wyższe zwycięstwo

Napisane przez Mariusz Orłowski, 17 września 2025

PSG nie miało najmniejszego kłopotu z pokonaniem Atalanty Bergamo. Jeżeli ktoś liczył na to, że Włosi się trochę postawią, to się zdecydowanie przeliczył. Przynajmniej Nicola Zalewski nie wziął w tym udziału w tym blamażu, bo przesiedział 90 minut na ławce. PSG wygrało 4:0, a mogło i zdecydowanie powinno strzelić dwa razy więcej goli. 

Rewanż za sezon 2019/20?

Atalanta musi mierzyć się z zupełnie nową rzeczywistością – tą bez Gian Piero Gasperiniego, który przejął drużynę w 2016 roku i dokonał istnego cudu. . Prowadził tam rządy autorytarne, co wielu piłkarzy później po odejściu krytykowało, wszedł na wojenną ścieżkę m.in. z Pierluigim Gollinim czy też Papu Gomezem, ale przede wszystkim rozwinął klub i wielu zawodników. Nigdy nie skończył poniżej 8. miejsca, choć wcześniej „La Dea” regularnie zajmowała miejsce w drugiej dziesiątce. Atalantę prowadzi teraz uczeń „Gaspa” – Ivan Jurić, który poprzedni rok miał tra-gi-czny.

W sezonie 2019/20 Atalanta zdobyła aż 98 bramek w Serie A i „życiówkę” w Lidze Mistrzów, docierając do ćwierćfinału. To była wyjątkowa edycja, którą przerwała pandemia COVID-19, dlatego od ćwierćfinałów właśnie grano po jednym meczu, bez rewanżów, taki mały turniej. Atalanta prowadziła wtedy 1:0 z PSG, ale Marquinhos trafił w 90. minucie, a potem dobił Włochów trzy minuty później Choupo-Moting. To był ogromny cios, bo w półfinale rywalem było przecież nie najmocniejsze RB Lipsk. W formie życia był wówczas Josip Ilicić, który miał 15 goli i pięć asyst w Serie A, a w 1/8 finału sam załatwił Valencię. Po wznowieniu rozgrywek cierpiał na depresję, dlatego też „La Dea” była bardzo osłabiona.

Bez Zalewskiego i z Luisem Enrique… na trybunach

Uwaga, ważne: Ivan Jurić podjął sobie taką decyzję, że po chyba najlepszym meczu Nicoli Zalewskiego w ogóle w całej Serie A… posadził go na ławce rezerwowych, a w jego miejsce wprowadził na Parc des Princes żółtodzioba.

Jeszcze jedna dość ciekawa sprawa. Luis Enrique wcale nie był zawieszony, a postanowił… oglądać sobie spotkanie z wysokości loży VIP, żeby wszystko dokładnie widzieć i stamtąd przekazywać wskazówki. Wizjoner?

Marquinhos jak napastnik

Co to znaczy zacząć z grubej rury, pokazało PSG już 130 sekundach. Daniel Maldini zaplątał się z piłką 20 metrów od swojej bramki, przestraszył go Marquinhos, który mu ją odebrał i postanowił podłączyć się do akcji ofensywnej „za ciosem”. Piłka trafiła do Bradleya Barcoli, ten uruchomił na skrzydle Fabiana Ruiza, a na miejscu środkowego napastnika znalazł się… Marquinhos i to on trafił na 1:0. W piątej minucie sytuacja mogła być jeszcze gorsza dla Atalanty, ale „setkę”, będąc sam na sam zmarnował Nuno Mendes, bo nie trafił bramkę. Pudłem „ukradł” kapitalną asystę Marquinhosowi.

Atalanta wyglądała w pierwszych minutach na zamroczoną i słaniała się przy linach – były kolejne strzały, kolejne rzuty rożne dla PSG, które nie przyniosły jednak skutku. Marco Carnesecchi w jednej z takich akcji wyciągnął rękę i instynktownie obronił piłkę po strzale Bradleya Barcoli. W zasadzie to Francuz miał ją ustawioną niczym rzut karny. Tak jak Mendes „ukradł” asystę Marquinhosowi, tak tym razem rozżalony mógł się czuć Achraf Hakimi, który doskonale obsłużył podaniem kolegę i wystawił mu jak na tacy. O tak:

Atalanta miała farta. Po 10 minutach mogła przegrywać 0:4. Achraf Hakimi niewiele później uderzył dość dobrze po tym, jak piłkę piętką wystawił mu Fabian Ruiz. Gospodarze się po prostu bawili, kreowanie akcji nie sprawiało im kłopotów. Kolejny raz – tym razem jeszcze lepiej interweniował Marco Carnesecchi i zbił w fantastyczny sposób piłkę na słupek. Bramkarz Atalanty uratował drużynę od kompromitacji, bo wstydem byłoby ogromnym, gdyby przegrywała trzema lub czterema bramkami po dziesięciu minutach.

Piłkarze PSG cały czas atakowali – np. w 13. minucie Nuno Mendes ośmieszył przeciwników na lewej stronie, tylko dograł za mocno do Mayulu. Statystyki po 15 minutach były absolutnie druzgocące – 77% do 23% w posiadaniu piłki oraz 7:0 w strzałach. „La Dea” nie wąchała nawet piłki. Wyglądała jakby przyjechała z podłożoną głową na ścięcie. Pierwszy raz chwilę dłużej miał piłkę Daniel Maldini, który okazał się szybszy od Marquinhosa i zrobił rajd na 20 metrów, ale nic z tego nie wyniknęło. Pierwszy strzał oddał Odilon Kossounou, ale zrobił to fatalnie – „postraszył gołębie na stadionie”.

2:0, a mogło być 6:0

Po 20 minutach paryżanie spuścili trochę z tonu i dali więcej pograć Atalancie, która kilka razy zapuściła się w okolice szesnastki gospodarzy i starała się podchodzić wyżej, agresywniej. Uśpili, uśpili i użądlili za sprawą Chwiczy Kwaracchelii. Berat Djimsiti gonił go jakby miał maksymalny bieg dwójkę, a trójka już mu nie wchodziła. Nie był w stanie Gruzina powstrzymać nawet faulem, bo był za wolny. „Kwara” mu uciekł, podciągnął z piłką do 16. metra i huknął na 2:0. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa. Paryżanie oddali 12 strzałów (siedem celnych). Mogli prowadzić zdecydowanie wyżej.

Bo… to nie wszystko. W 44. minucie wprost ośmieszył się Bradley Barcola. Marquinhos został przypadkowo nadepnięty na Achillesa przez Yunusa Musaha. Arbiter na VAR sobie to spokojnie obejrzał i podyktował jedenastkę. Barcola pokpił sprawę i sobie chciał strzelić „z kroka”. Zrobił to w sposób koszmarny. Carnesecchi po prostu złapał piłkę. Dzięki niemu było tylko 0:2, patrząc z perspektywy „La Dei”, a nie 0:5 czy 0:6.

PSG strzela dalej

Po przerwie dalej tylko jeden zespół grał w piłkę, co potwierdził trafieniem w 50. minucie Nuno Mendes, który uciekł Martenowi de Roonowi, a potem go jeszcze nawinął „na raz”, że ten pojechał na narty w Alpy. Strzelił gola mysią dziurą – pomiędzy nogą Carnesecchiego a słupkiem. O ile w poprzednich sytuacjach włoski bramkarz ratował kolegów, tak ta bramka idzie trochę na jego konto, choć dla usprawiedliwienia – miejsca wcale dużo nie zostawił. To portugalski obrońca wcisnął piłkę w najmniejszą możliwą szczelinę.

Po tym trafieniu tempo było już dość usypiające. Ani goście nie wierzyli już w powodzenie misji, ani też gospodarze – mając prestiżowy mecz w Marsylii w weekend – nie chcieli specjalnie forsować tempa. Z boiska na kwadrans przed końcem zeszli zresztą Nuno Mendes czy Kwaracchelia, wcześniej także Fabian Ruiz. Boleć mogła strata Joao Nevesa, serca środka pola. Zablokował on strzał Mario Pasalicia w taki sposób, że nabawił się kontuzji i opuścił boisko w 58. minucie. Atalanta oddała dwa celne strzały, ale kompletnie niegroźne – z główki lekko w sam środek i z daleka, również lekko w środek.

Atalanta sama się dobiła

Chyba już wszyscy czekali na ostatni gwizdek i my też. W takich przypadkach powinien być awaryjny guzik z napisem KONIEC na wzór „Mam Talent” i złotego przycisku, który przenosi uczestnika od razu do półfinału. Skoro paryżanie już specjalnie nie chcieli strzelać goli, to Atalanta sama podsumowała się na koniec. Raoul Bellanova podał w szesnastce do Goncalo Ramosa, więc ten sobie skorzystał i trafił na 4:0.

Fot. screen Canal+ Extra

Antyfan social mediów. Pisanie o piłce nożnej to odskocznia, bo działa w innej branży. Cryuffista i Guardiolista. Od 2008 fan Barcy. Jeden z sezonowców City "przez Pepa". Nie gardzi polską piłką, a po transferze Sampera do Motoru opadła mu kopara.

5 zł za każdego gola
w 1. kolejce Ligi Mistrzów
Liverpool - Atletico Madryt
Wygrana Liverpoolu
kurs
1,52
1
Bonus 3 x 100% do 200 PLN
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)