Zarobiliście na Polakach… Kupujcie Polaków

05.02.2020

Zimowa przerwa w rozgrywkach ekstraklasowych, to głównie czas spędzony na rozmowach o transferach. Obecne okienko głównie dotyczyło odejść polskich piłkarzy, na których nasze kluby zarobiły sowite kwoty. Mimo tego, że prezesi na ogół zarabiają pieniądze na rodzimych graczach, nadal wybierają ten sam kierunek transferowy, jeśli chodzi o piłkarzy przychodzących. Kierunek zagraniczny.

Być może kierunek nie jest największym kłopotem dla polskich klubów, a bardziej wybór wzmocnień. Wielokrotnie patrząc na CV poszczególnych zawodników trudno się doszukać jakiejkolwiek logiki w posunięciach wielu klubów. Z drugiej strony tylu zawodników z przeszłością na poważnym poziomie nie radziło sobie w Ekstraklasie, w której równocześnie błyszczały anonimy z niższych lig różnych egzotycznych miejsc, że zanim wydamy osąd dotyczący nowych nabytków, trzeba się dwa razy zastanowić.

Co z pieniędzmi?

Legia najwięcej zarobiła na Majeckim i Niezgodzie. Jagiellonia na Klimali. Pogoń na Buksie. Tylko z tych czterech transferów mamy prawie 20 milionów euro! W zasadzie jedynym obcokrajowcem, którego polskie kluby sprzedały za odczuwalne pieniądze, był Lukas Haraslin – około 2 miliony euro.

W Warszawie – póki co – bez szaleństw, mimo że do wydania jest dwucyfrowa kwota. Wiadomo jednak, że słabe występy w europejskich pucharach mocno nadszarpnęły klubową kasą, to też odejścia wspomnianej dwójki, a wcześniej Szymańskiego, zostały potraktowane jako zasypanie dziury budżetowej. Pogoń postanowiła zatrudnić Pawła Cibickiego, ale to był jedyny transfer trenera Runjaicia. Lechia wyprzedaje, ale wobec kłopotów z płaceniem na czas, trudno się dziwić. W Białymstoku spore inwestycje, ale przede wszystkim z „zewnątrz”, o czym poniżej.

Patrzymy teraz na transfery przeprowadzone przez ekstraklasowiczów i widzimy, że – według zestawienia portali 90minut.pl i Transfermarkt – przyszło 28 stranierich! Oczywiście z tej liczby można odliczyć kilka nazwisk, które już przez Ekstraklasę się przewinęły. Bojan Cecarić, Dani Ramirez i Marko Poletanović to transfery wewnętrzne, a Sheridan, Hebert wracają po zagranicznych wojażach.

Polaków zakupiono łącznie 10! Przy czym zawodnicy wracający z wypożyczenia oraz ci, którzy awansowali w hierarchii klubu – transfer pomiędzy rezerwami/juniorami a pierwszym zespołem – nie byli zaliczani do tej grupy, gdyż w wielu – prawdopodobnie większości – przypadkach nie będą grali.

Wciąż jednak wydaje się, że te proporcje są zaburzone. Na palcach jednej ręki można policzyć transfery Polaków z niższych lig. Wdowik do Jagiellonii czy Kocyła do Wisły Płock. Reszta polskich zakupów, to głównie wypożyczenia, jak choćby Hołownia do Wisły Kraków, Klupś do Piasta czy jedyny definitywny transfer pomiędzy ekstraklasowiczami – Daniel Mikołajewski z Lechii do Rakowa.

Skąd bierzemy?

Odpowiedź raczej jasna – głównie Bałkany. Piłkarze z tego regionu lub lig tej części Europy stanowią prawie połowę wzmocnień – oby! – klubów Ekstraklasy. Nie brakuje też przedstawicieli bliższych państw wśród, których tradycyjnie prym wiodą Słowacy.

Ciekawostką jest, że w kadrach klubów ekstraklasowych mamy łącznie 177 obcokrajowców. Aż 10 klubów ma dwucyfrową liczbę stranierich, a czterem kolejnym brakuje jednego takiego zawodnika, by dołączyć do tego grona. Na szarym końcu tej statystyki Wisła Płock(7) oraz Zagłębie Lubin(6), czyli klub, który przez wiele lat – do spadku – uznawany był za miejsce, gdzie wszystkich zagranicznych piłkarzy brano z pocałowaniem ręki.

Takich obcokrajowców chcemy

To nie jest tak, że obcokrajowcy są „ble” i w ogóle ich nie chcemy, bo żadna liga nie stanowi autarkii, czyli nie jest samowystarczalna. Posiłki z zewnątrz są nieuniknione. Tyle że niech to będą zawodnicy, o których w momencie przyjścia możemy powiedzieć – „Tak, on powinien zrobić różnicę”. Takim przykładem mogą być dwaj nowi gracze Jagiellonii Białystok. Bogdan Tiru i Jakov Puljic przychodzą z rumuńskiego Viitorula i chorwackiej Rijeki, czyli klubów o jakiejś renomie.

Pierwszy z nich od kilku lat był podstawowym zawodnikiem w klubie Gheorge Hagiego. Środkowy obrońca w sile wieku, który ma na swoim koncie grubo ponad 150 meczów w lidze rumuńskiej, a także debiut w pierwszej reprezentacji wygląda naprawdę solidnie. Drugi przeżywa słabszy sezon, ale gdyby nie to, prawdopodobnie szansę na transfer do Polski byłyby zerowa, wszak minione rozgrywki zakończył z 16. golami na koncie, więc w Dalmacji mieli prawo sądzić, że trochę pieniędzy za tego zawodnika wezmą. Tymczasem za bezcen oddali go do Białegostoku, gdzie cel będzie prosty – odbudować Chorwata, który w ostatnich trzech sezonach zawsze zdobywał dwucyfrową liczbę goli!

Do tego jest kilku młodych piłkarzy, których można wypromować, jak choćby Mihajlović w Arce, Tobers w Lechii, Jirka w Gorniku Zabrze czy Fran Tudor z Rakowa. Może zaciąg Wisły Kraków, czyli Lubomir Tupta, Alon Tugeman i Gieorgij Żukow czy Guillermo Cotugno w Śląsku.

***

***

Czy obcokrajowcy ściągnięci tej zimy – teraz i do końca lutego – w końcu będą tymi, którzy podniosą poziom Ekstraklasy? Nie. Znowu będziemy narzekać, że ściągamy szrot, bo pewnie wielu z nich okaże się niewypałami. Kłopot w tym, że trudno powiedzieć „who is who”. Na pierwszy rzut oka w Śląsku Wrocław Cotugno wygląda na dobry transfer, a przyjście Raicevicia trochę daje do myślenia czy aby na pewno takich zawodników powinny ściągać nasze kluby, zwłaszcza te z górnej ósemki. Jednak nie zdziwiłaby nas sytuacja, gdyby na koniec maja okazało się, że Czarnogórzec był odkryciem rundy, a Urugwajczyk niewypałem.

Cały czas jednak będziemy się upierać, że warto zerknąć do I czy II ligi. ŁKS wziął Jakuba Wróbla, były wspomniane dwa ruchy związane z przejściami młodych chłopaków do Jagi i Wisły Płock, ale to wciąż zbyt mało. Czekamy na więcej!