Prawdziwa kanonada czy festiwal błędów? Kosmiczny mecz w Lubinie

07.03.2020

Co za mecz! Zagłębie Lubin zremisowało z Lechią Gdańsk 4:4. Dla “Miedziowych” był to drugi taki wynik w obecnym sezonie ekstraklasy, natomiast Lechia po raz pierwszy w tych rozgrywkach czterokrotnie trafiła do siatki.

Otoczka spotkania kręciła się, jak zawsze w przypadku starć Zagłębia z Lechią w ostatnim czasie, wokół osoby Piotra Stokowca. Trener Lechii, który wcześniej pracował w Zagłębiu jeszcze ani razu nie pokonał swojego byłego zespołu w lidze. To jednak nie wszystkie tego typu akcenty. W Lubinie niegdyś grali przecież Jarosław Kubicki i Rafał Pietrzak – obecnie “Lechiści”. Poza tym w kadrze Zagłębia (choć na boisku się dziś nie pojawił) znajduje się Bartosz Kopacz, który w lipcu trafi na stałe do Gdańska.

Nieskuteczność Zagłębia zażegnana w przerwie

Wydawało się, że Zagłębie po bardzo udanym starciu ze Śląskiem zmobilizuje się do kolejnych udanych wyników. Przyszła jednak porażka z ŁKS-em i Martin Sevela znów mógł głowić się nad tym, co jeszcze w zespole wymaga poprawy. Mecz z Lechią również obnażył kilka słabości lubinian.

Problemem lubinian była przede wszystkim skuteczność. Spójrzmy choćby na statystykę skuteczności po pierwszej połowie. Zaledwie trzy z jedenastu strzałów Zagłębia były celne. Zespół miał przewagę, ale zazwyczaj kończył akcje niecelnymi (czasem bardzo) strzałami. Uderzenia Damjana Bohara oraz Alana Czerwińskiego w trybuny nie były wówczas jedynymi możliwościami drużyny.

Chaotyczna obrona Lechii

Tymczasem Lechia, choć miała mniej sytuacji, okazała się bardziej skuteczna. Podopieczni Piotra Stokowca wykorzystali przede wszystkim największą słabość Zagłębia w ostatnim czasie – przejście z ataku do obrony. W drugą stronę w Zagłębiu wyglądało to czasami nieźle, szczególnie w wykonaniu Sasy Balicia. Tymczasem powroty na własną połowę okazały się trudne, co wykorzystali dwukrotnie Conrado i Jaroslav Mihalik.

“Lechiści” skuteczniej wracali na własną połowę. Ich główną obroną był jednak chaos, co “Miedziowi” potrafili wykorzystać. Tak było zarówno w przypadku bramki Filipa Starzyńskiego, jak i Bartosza Białka. W końcówce meczu jeszcze kilkakrotnie Zagłębie mogło wykorzystać nieumiejętne ustawianie się piłkarzy Lechii w defensywie. W pogotowiu był jednak Dusan Kuciak, który wybronił kilka groźnych, tym razem celnych, strzałów.

Ekspert od jedenastek

Dramaturgii mogły dodać dwa rzuty karne w pierwszej połowie, obie podyktowane po zagraniach piłki ręką przez zawodników obu zespołów. Zarówno Łukasz Zwoliński, który poinformował o tym, że niebawem zostanie ojcem oraz Filip Starzyński wiedzieli, jak pokonać bramkarza z jedenastu metrów. Można powiedzieć, że zadanie trafiło na ekspertów w tej dziedzinie. Co więcej, piłkarz Zagłębia dziś został rekordzistą ekstraklasy. Żaden inny zawodnik do tej pory nie wykorzystał bowiem ośmiu rzutów karnych z rzędu.

Cztery gole nie gwarantują zwycięstwa

Wynik 4:4 nie jest nowością dla zespołu z Lubina w tym sezonie. We wrześniu takim samym wynikiem zakończył się ich wrześniowy mecz ze Śląskiem Wrocław. Z kolei “Lechiści” raczej nie spodziewali się takiego obrotu spraw, gdyż jeszcze ani razu w obecnych rozgrywkach nie zdobyli czterech bramek w meczu. Strzelenie czterech goli i niewygranie spotkania – to bez wątpienia dla obu zespołów spory niedosyt.

***

Po meczu w tabeli tak naprawdę niewiele się zmieniło. Lechia wciąż zajmuje 7. miejsce. Tymczasem Zagłębie zrównało się liczbą punktów z Górnikiem Zabrze i wskoczyło na 11. pozycję. W następnej kolejce gdańszczan czekają Derby Trójmiasta, natomiast lubinianie zagrają na wyjeździe z Pogonią.

Fot. Przemysław Chlebicki