100% polskie transfery Śląska Wrocław [ROZMOWA]

22.08.2020

Kupowanie samych Polaków, a wśród nich jest ktoś młody. Czyżby sny polskich kibiców się ziściły? Póki co tylko we Wrocławiu. Śląsk Wrocław postawił na „repolonizacje” składu zatrudniając wyłącznie miejscowych. Na ile to przyniesie skutek w postaci wyniku sportowego, a na ile to efekt skupienia się na I lidze? O tym wszystkim opowiedział nam Krzysztof Banasik, redaktor naczelny ŚLĄSKnet.com.

Tak polskiego okienka transferowego w wykonaniu Śląska to ja nie pamiętam. Przypadek czy strategia?

Myślę, że po części wypadkowa jednego i drugiego. Teoretycznie Dariusz Sztylka, gdy zostawał dyrektorem sportowym mówił, że chce, by Śląsk był bardziej polskim zespołem, ale w minionym sezonie, poza Przemysławem Płachetą, to obcokrajowcy stanowili o sile Śląska.

W tym okienku wyraźnie widać, że klub stawia na Polaków, ale ile w tym celowego działania, a ile po prostu przypadku, trudno powiedzieć. Nie sądzę, żeby Sztylka, gdyby miał zatrudnić dobrego, wyskautowanego obcokrajowca, nie zdecydował się na niego.

Uważam, że my – Polacy – zbyt dużą wagę przywiązujemy do tego, jakiej narodowości są piłkarze. Ale wiem, z czego to wynika. Wielu z tych obcokrajowców, którzy przyjeżdżają do Polski, nie sprawdza się u nas, posiedzą sobie pół roku lub rok, pakują walizki i emigrują dalej. We Wrocławiu mamy uraz do “obcych” po tym, jak do klubu byli ściągani tacy magicy jak ostatnio Filip Marković, Kamil Vacek czy Igors Tarasovs. Czy na rynku transferowym byli lepsi? No właśnie, tego nie wiemy.

Do Polski ściągani są głównie piłkarze, którzy nie sprawdzili się już w innych miejscach i szukają alternatywy, mają sprawnych menadżerów. Przychodzą tutaj z ciekawości, bo np. ktoś im Polskę polecił jako miejsce, gdzie dobrze się żyje i nieźle zarabia. Jest źle sportowo, ale stabilnie finansowo, wypłaty, poza małymi wyjątkami, są na czas. Poza tym Polska tak ogólnie jest dobrze rozwiniętym europejskim krajem, to też przyciąga. Jest też kwestia menadżerów, dla których transfery międzynarodowe są bardziej opłacalne, bo mogą liczyć na większe prowizje.

Jak to wygląda w liczbach?

Dużo się teraz mówi i pisze, że Śląsk w końcu stawia na Polaków, bo 6 na 6 transferów to nasi rodacy. To bzdura. Zrobiłem zestawienie, ilu Polaków trafiało w ostatnich latach do Śląska. Teraz sześciu, a w ubiegłych trzech latach łącznie 22! Rok temu czterech, dwa i trzy lata temu po dziewięciu, a doskonale pamiętamy, gdzie wtedy WKS był w tabeli. Tutaj nie narodowość ma znaczenia, tylko jakość, umiejętności. Popatrzymy na topowe zespoły – w meczu z Bayernem Monachium w pierwszym składzie Olympique Lyon zagrało tylko trzech Francuzów. No ale wiadomo, tam pieniądze na transfery są dużo większe i lepsze jakościowo. Chodzi mi jednak o pewną tendencję. Świat jest inny niż był kiedyś, kiedyś w Śląsku był 1-2 obcokrajowców, ale te czasy już nie wrócą.

Mieliśmy i mamy w Śląsku kilku naprawdę solidnych obcokrajowców. Porównajmy sobie: czy taki Mateusz Lewandowski będzie wyżej oceniany od Dino Stigleca? No nie. Czy nasz wychowanek Jakub Wrąbel powinien być w klubie kosztem świetne Matusa Putnockiego? Przez Śląsk przewinęli się też bracia Paixao, Riota Morioka, więc było kilka fajnych transferów zagranicznych na niezłym poziomie. To nie jest tak, że ściągamy Polaków i to nam zagwarantuje sukces. Tak robiła kilkanaście lat temu Wisła Kraków za Bogusława Cupiała. Ale do nich przychodzili najlepsi, reprezentanci kraju, więc to inna bajka. Śląska na to nie stać, dlatego szuka graczy w I lidze.

Oczywiście irytuje mnie ściąganie takich zawodników jak Filip Marković i dawanie im miliona szansa na odpalenie. Wolałbym Polaków, a najlepiej już wychowanków, ale to trochę utopia.

Wspomniałeś, że Śląsk szuka na zapleczu. To dobra droga?

Śląsk w minionych latach pozyskiwał wielu Polaków. wtedy to byli zawodnicy z uznanymi nazwiskami, jak Robak, Piech, Mak czy Chrapek, ale klub kończył rozgrywki na dole tabeli.

W ostatnich latach Śląsk wyspecjalizował się w poszukiwaniu zawodników na zapleczu Ekstraklasy. We Wrocławiu sprawdzili się Jakub Łabojko, Przemysław Płacheta czy Mateusz Cholewiak. Nie wyszło Mateuszowi Radeckiemu, ale to po części przez kontuzje. Niewypałem był tylko Damian Gąska, ale jego problem jest głębszy.

Teraz ściągnięci zostali topowi zawodnicy, ale na poziomie I ligi. Piasecki król strzelców, Janasik jeden z lepszych bocznych obrońców, Makowski topowy środkowy pomocnik, Szromnik był wysoko wśród bramkarzy. Praszelik z kolei ma doświadczenie jedynie trzecioligowe, w pierwszym zespole zagrał jedynie epizody. Oni się wyróżniali, ale niżej, więc zobaczymy jak będę funkcjonować w Ekstraklasie. Mecz z ŁKS-em pokazał, że wcale nie musi być tak łatwo, choć to jedno spotkanie.

W Polsce lubimy transfery z modą na konkretne nacje. Jest dobry Japończyk, to bierzemy następny. Są Hiszpanie, zaglądamy do Segunda i niższych lig po kolejnych.

Menedżerowie i dyrektorzy sportowi widzą, że skoro Angulo czy Carlitos się sprawdzili, a byli tani jak przychodzili do Polski, to bierzemy następnych. W Śląsku tak wielu ich nie było. Odkąd Śląsk zdobył mistrzostwo Polski, było tylko pięciu Hiszpanów. Takich Słowaków było np. siedmiu.

Od triumfu drużyny Oresta Lenczyka Śląsk zrobił 84 transfery do klubu. Nie liczę tutaj powrotów z wypożyczeń czy awansów z rezerw. 44 z nich to byli Polacy, czyli 52% całości. Wśród pozostałych nacji najwięcej do Wrocławia trafiło Słowaków, ale to nie jest jakaś wielk liczba.

Teraz przyszli sami Polacy. Kogo tutaj widzisz jako potencjalnie najlepsze wzmocnienie?

Najwięcej mówi się o Mateuszu Praszeliku, że może wystrzelić jak Płacheta. Nie wydaje mi się, żeby stał się taką gwiazdą jak Płacheta. Tamten był skrzydłowym, był widowiskowym, bardzo szybkim i efektownym zawodnikiem. Praszelik jest „10” i ma rozgrywać, takiego piłkarza ogląda i ocenia się inaczej. Ciekawe w Łodzi zaprezentował się też Patryk Janasik, z kolei Fabian Piasecki zaliczył asystę i oddał kilka strzałów. Może być ciekawą alternatywą dla Erika Exposito, w dodatku to rodowity wrocławianin.

Trudno jednak jest coś wyrokować, bo żaden z tych piłkarzy – poza Sobotą – nie został na poważnie zweryfikowany na tym poziomie. Co prawda Piasecki grał w Miedzi Legnica w Ekstraklasie, ale Dominik Nowak mi mówił, że występował u niego często na skrzydle, co nie jest jego nominalną pozycją.

Na dzisiaj uważam, że Śląsk został bardziej uzupełniony. Taki Stiglec nie miał konkurencji na lewej stronie, a jest Janasik, który może grać na obu bokach obrony, co pokazał w Łodzi. Tyle że porównując z ubiegłym sezonem, gdy przychodził Łukasz Broź, to jest uzupełnienie, a nie wzmocnienie – na dzisiaj.

Moim zdaniem zrobił się przesyt w środku pola, a nie ma nikogo na skrzydłach. Wrocławski twitter grzmi, dlaczego poza Robertem Pichem nie ma w zespole takiego rasowego skrzydłowego z prawdziwego zdarzenia. Podobno klub czeka na to, aż zdecyduje się przyjść Bartłomiej Pawłowski, ale takie czekanie jest ryzykowne.

Gdybyś miał dzisiaj wytypować miejsce Śląska na koniec sezonu na bazie tego, co było i transferów?

Myślę, że miejsce w górnej ósemce Śląska powinien utrzymać. Raczej nie nastawiam się na poprawę wyniku z minionego sezonu, ale mimo wszystko Śląsk jest nadal poukładanym i dobrze działającym klubem. Transfery, poza skrzydłowym, miały miejsce wcześnie, trener teoretycznie miał czas na zbudowanie tej drużyny, ale w praktyce wiemy, że “afera imprezowa” i dwa przypadki koronawirusa te przygotowania utrudniły. Ważny będzie początek sezonu, a terminarz Śląskowi nie sprzyja, na starcie gramy z czołowymi zespołami. Rozum podpowiada, że we Wrocławiu będziemy musieli pogodzić się z miejscami 5-8, ale serca chciałoby, tak jak w minionym sezonie, walkę o podium.

ROZMAWIAŁ: RAFAŁ SZYSZKA