Polska myśl szkoleniowa w natarciu? Wielki ranking trenerów!

25.12.2020

Ile razy zmieniany jest trener w Ekstraklasie, tyle razy jego miejsce zajmuje ktoś z karuzeli. Prezesi boją się postawić na nową twarz. Na trenera z niższych lig, bo przecież nie ma doświadczenia. Wolą dać szansę gościom z zagranicy, choć często są to wybory irracjonalne.

No dobra, ale skoro mamy promować polską myśl szkoleniową, to sprawdzamy jakich trenerów mamy dostępnych na dwóch pozostałych poziomach centralnych. Sprawdziliśmy kilkunastu polskich szkoleniowców i wyselekcjonowaliśmy TOP11, które może niedługo zobaczymy na najwyższym poziomie.

Jak to bywa przy takich rankingach, bardzo często wszystko opiera się na subiektywizmie. Tym razem jednak chcieliśmy polegać na liczbach. Mówi się, że te nie kłamią. Z drugiej strony statystyki są jak spódniczka mini. Pokazują wiele, ale najważniejsze zasłaniają. Wobec tego stworzyliśmy ranking, w którym było tyle kryteriów, że nie było szansy by promować określony typ trenera.

Chcielibyśmy się doczekać polskiego Naglesmanna. Nie tylko ze względu na wiek, ale także – a raczej przede wszystkim – ze względu na umiejętności. Łatwo nie będzie, gdyż trener RB Lipsk jest ewenementem na skalę światową. Dlatego jednak w naszym zestawieniu były dwa kryteria. Musiał to być Polak, a zatem odpadł np. Enkeleid Dobi. Przy okazji żaden z tych trenerów nie mógł wcześniej samodzielnie pracować w Ekstraklasie. Z tego względu nie braliśmy pod uwagę Mariusza Lewandowskiego. Były piłkarz Szachtara wykonuje kapitalną robotę w Niecieczy, ale pracował wcześniej w Lubinie, więc nie mógł być brany pod uwagę.

Ponadto chcieliśmy tylko trenerów aktualnie pracujących. Dlatego wypadł z naszego grona np. Szymon Grabowski, który zapewne znalazłby się wśród najlepszych.

Zasady

Czy zatem punktowaliśmy młody wiek i obecność na poziomie centralnym? Oczywiście, że tak. Im młodszy, tym dostał więcej punktów.

Ktoś krzyknie, że to niesprawiedliwe. W końcu nieważne czy ktoś ma 30 lat, czy 50. Liczy się warsztat. 100% racji. Punktowaliśmy jednak dotychczasowe osiągnięcia trenerskie, więc ktoś, kto ma tych lat niewiele, w tej rubryce będzie miał znacznie mniejsze szansę. Jakie osiągnięcia? Tutaj pod uwagę braliśmy jedynie piłkę seniorską. Moglibyśmy mówić o juniorach, bo tacy trenerzy są, którzy jeszcze niedawno tam pracowali, ale to nie ma sensu. O co innego chodzi w juniorach, o co innego w seniorach. Jak ładnie powiedział Marek Gołębiewski w wywiadzie dla Futbolnews – W piłce seniorskiej chodzi o wynik. W piłce juniorskiej o wynik odłożony w czasie, czytaj: wychowanie zawodnika.

Kryterium było proste. Zrobiłeś awans? Dostajesz punkty. Jeśli pracowałeś ponad sezonu, dostajesz pełną pulę. Jeśli przyszedłeś w połowie lub kończyłeś czyjąś robotę, połowę. Co jeśli komuś przydarzył się spadek? Bo i taki przypadek mamy. Wtedy odejmujemy punkty zgodnie z powyższymi regulacjami.

Pracowałeś z zawodnikiem, a on po chwili znalazł się w Ekstraklasie? Za każdego, który trafił tam maksymalnie do trzech lat po skończonej pracy z tobą, dostaniesz punkty. W końcu wiele jest takich ekip, które grają w I lidze, ale nie pchają się wyżej. Wiedzą, że potencjalny awans przysporzyłby więcej kłopotów niż zaszczytów. Dlatego korzystają bardzo chętnie z wypożyczeń i takich graczy też będziemy zaliczać, skoro wracają do Ekstraklasy i w niej grają. To jak im idzie, to już inna sprawa.

Na koniec rzecz najbardziej kontrowersyjna. STYL. Przy każdym trenerze to słowo jest odmieniane przez wszystkie przypadki i trudno się dziwić. Niewielu jest szkoleniowców, którzy potrafią grać efektownie. A dołożyć do tego wyniki? Tutaj już potrzebna będzie lupa, jeśli nie mikroskop… Zebraliśmy kilka osób, głównie dziennikarzy, którzy śledzą rozgrywki I i II ligi i punktowaliśmy za styl. Każdy ma swoją filozofię. Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki. W piłce nożnej jednak wszyscy wolą ofensywnie grających trenerów. Dlatego najefektowniejsi dostali najwięcej punktów. Ci stawiający na defensywę raczej nie mogli liczyć na przychylność oceniających. Żeby jednak nikogo nie dyskredytować, tutaj nie było zbyt wielu punktów do zdobycia/stracenia. W końcu mowa o piłce seniorskiej, gdzie chodzi o wynik. Dla jednego idealnie będzie wygrać 1:0, dla drugiego 5:4, ale w tabeli obaj dostaną po trzy punkty.

Punktacja

  1. Osiągnięcia – każdy awans +10pkt lub +5, jeśli trener przejął drużynę pod koniec i kończył sezon. Analogicznie każdy spadek to -10/-5
  2. Jeśli piłkarz, którego prowadził dany trener zadebiutował w Ekstraklasie w przeciągu trzech lat, szkoleniowiec dostaje jeden punkt. Pod uwagę braliśmy tylko tych, którzy nie mieli żadnego występu w Ekstraklasie przed pracą z wybranym trenerem.
  3. Ile będziesz dostępny na rynku? Jeśli masz 30 lat, brakuje ci 40 do emerytury. Te lata dzielimy na pół i wychodzi nam liczba punktów. Co jeśli ktoś ma 33 lata do emerytury? Wychodzi 16,5pkt, więc zaokrąglamy do góry – 17.
  4. Punkty w tym sezonie zdobyte dla klubu. Tutaj jednak doceniamy trudy wyższej ligi, więc każdy punkt z I ligi jest mnożony razy 1,5.
  5. Styl. Jeśli grasz najnudniejszy futbol, dostajesz 1pkt od naszego eksperta. Grasz efektownie i widowiskowo? 10 punktów. Taka skala funkcjonowała wśród przepytanych przez nas osób. Pytaliśmy osoby śledzące I i II ligą i dla każdego trenera wyciągaliśmy średnią, która była mnożona przez dwa. Gdyby więc trener dostał same „dychy”, wówczas mógłby zgarnąć 20 punktów w tej konkurencji. Kto dla nas oceniał? Szymon Janczyk(Weszło), Adam Delimat(Łączy nas Piłka), Maciej Grygierczyk(Katowicki Sport), Bartosz Cabaj(Piłka Nożna i SportSiedlce.pl), Kamil Pycio(WidzewToMy.net), Maciej Szcześniewski(komentator meczów II i III ligi na kanale Wute.TV) oraz autor tekstu.
  6. Potencjał = szansa na Ekstraklasę. Przy numerze pięć zaczynamy subiektywizm, choć staraliśmy się, by te oceny były jak najbardziej miarodajne, dlatego wiele osób dawało swoje noty. Tutaj „widzimisie” autora. Co to znaczy? Na bazie tego, ile konkretny trener ma lat, jak wyglądała dotychczasowa kariera, sposób gry, trendy w piłce oraz szansę na to, by zaistnieć w Ekstraklasie w niedalekiej przyszłości. W tej kategorii również można było zdobyć maksymalnie 20 punktów.

Kogo zabrakło?

Oczywiście wielu trenerów może brakować. Zapewne fani Odry Opole odezwą się, że powinniśmy znaleźć miejsce dla Dietmara Bremera. Pod wieloma względami tak, choć punktowo nie załapał się do naszej „jedenastki”. Podobnie w przypadku Adama Majewskiego prowadzącego Stomil.

Rafał Górak

Może kogoś zdziwi, że trener z II ligi jest zwycięzcą zestawienia, a ktoś będący w czołówce I ligi jest niżej. W subiektywnych aspektach był wysoko, ale w obiektywnych również. Może nie jest najmłodszy, ale jeszcze trochę lat pracy ma przed sobą. W tym roku skończył 47 lat, czyli tyle, ile miał Ireneusz Mamrot, gdy debiutował w Ekstraklasie. Na tą Górak jeszcze trochę poczeka, ale nikogo nie zdziwiłoby, gdyby przed 50. urodzinami znalazł się na najwyższym szczeblu. – Wiele osób z otoczenia Góraka, kolegów po fachu, „krajan” z Bytomia czy okolic, otarło się o większą polską piłkę albo na stałe zajęło w niej miejsce. Artur Skowronek, Mirosław Smyła, o Marcinie Broszu czy Michale Probierzu nie wspominając… Jemu jeszcze nie było dane pracować w ekstraklasie, ale widać, że nie jest tym struty. Nie ma takiego poczucia, że mu się stała krzywda albo że ktoś go nie docenił. Trener Górak bardzo szanuje to, co ma i miejsce, w którym jest. Sam mówi o tym, że skoro nikt do tej pory po niego nie sięgnął z najwyższego poziomu, to musi sobie wywalczyć to z GieKSą. Tak samo było zresztą w jego karierze zawodniczej. Do ekstraklasy nikt go nie ściągnął, wczołgał się tam na jeden sezon ze Szczakowianką – mówi Mariusz Grygierczyk z katowickiego Sportu.

W CV cztery awanse, w tym trzy z Ruchem Radzionków. Trochę miał pecha, gdyż w Cidrach skończyły się pieniądze po awansie do I ligi, ale to już nie jego kwestia. Ponadto awans z III do II ligi z Elaną Toruń, a chwilę później zabrakło jednego gola do… kolejnego awansu. Podobnie było przecież latem w Katowicach. Gdyby wygrali mecz z Resovią w ostatniej kolejce, to oni cieszyliby się z promocji, a nie Widzew. Zresztą to jego drugie podejście do pracy przy Bukowej. Pierwsze przypadło na jeden z najsłynniejszych transparentów w historii polskich trybun – „Ekstraklasa albo śmierć”. To hasło do dzisiaj się ciągnie za GieKSą i trudno się dziwić. Katowiczanie mieli szybko wrócić do Ekstraklasy, a zamiast awansować, w końcu spadli. Wówczas też GKS był świeżo po spadku, w klubie rządził Ireneusz Król, więc priorytety były nieco inne. Zresztą, mimo że nie awansował, mógł się poczuć wyróżniony, na przestrzeni lat. Jemu kibice dziękowali za pracę, czego nie doświadczyło zdecydowana większość kolejnych szkoleniowców GKS-u.

Rafał Górak to trener, który miało miał sezonów „letnich”, bo zwykle walczył o awans. Tak było w Ruchu Radzionków, z którym przeszedł drogę od czwartej do pierwszej ligi. Tak było w Elanie Toruń, gdzie najpierw świętował awans do drugiej ligi, a potem w dramatycznych okolicznościach przegrał walkę o pierwszą ligę. Ta walka powiodła mu tylko w Radzionkowie. Przegrał ją w Tychach, Toruniu, no i rok temu w Katowicach. Drużyny Góraka plasowały się zwykle w czołówce, były zobligowane do gry atakiem pozycyjnym, dominowania na boisku. Tego sposobu starał się też trzymać w poprzednim sezonie. GieKSa nie awansowała, zarzucano jej wiosną, że była zbyt mało elastyczna, Gdy pierwsza traciła gola, zwiastowało to kłopoty. Latem pojawiały się oczywiście głosy, że może warto byłoby zastanowić się nad zmianą szkoleniowca, ale jakoś nie brałem tego poważnie pod uwagę. Byłem spokojny, że na drodze spokoju, cierpliwości, ewolucji kadrowej, będzie dobrze. Tej jesieni to był już nieco inny zespół, potrafiący odrabiać straty, walczący do końca, mający niewiele słabych punktów. Oczywiście, w Katowicach warunki pracy jak na realia drugoligowe są ponadprzeciętne, ale to wszystko świadczy o trenerze i tym, że warto mu było pozwolić zrealizować 2-letni kontrakt – kończy Grygierczyk.

Janusz Niedźwiedź

Jeden z trenerów najwyżej ocenianych przez naszych ekspertów. Dlaczego? Może to zabrzmi prozaicznie, ale szkoleniowiec lidera II ligi po prostu chce grać w piłkę!  – Do wyniku można dojść każdą drogą. Są trenerzy, którzy grali defensywnie, robili awanse czy wygrywali mistrzostwa. Chcę, żeby moja drużyna wygrywała. To jest zawsze cel nadrzędny i nie ma nic ważniejszego. Jest jednak coś bardzo istotnego. Styl w jakim to robisz. Czyli coś, co powoduje, że wiesz dlaczego wygrywasz. Styl daje pewność zespołowi i sprawia, że wiesz dlaczego wygrywasz. Wynik jest najważniejszy w seniorach, ale uważam, że do niego musi coś prowadzić. Ofensywna gra najbardziej rozwija zawodników, taką grę chcą oglądać kibicemówił Niedźwiedź w niedawnym wywiadzie na łamach Futbol News.

To zresztą dość charakterystyczne, gdyż trener Niedźwiedź bardzo dużo mówi o modelu gry, który ma w głowie. W nim bardzo dużą rolę odgrywa atak, bo też opiekun Górnika Polkowice chce dominować w każdym meczu. Boczni obrońcy grający niezwykle wysoko, skrzydłowi schodzący do środka, a także ogromny udział środkowych defensorów w budowaniu akcji już od piątego metra krótkimi podaniami.

Podobnie jak u Surmy, Niedźwiedź także idzie krok po kroku, choć nie wszystkie były udane. Była Jarota Jarocin, był krótki epizod w Radomiaku. Kariera nabrała rozpędu w Nowym Targu, gdzie omal nie awansował do II ligi. To jednak udało się rok później już w Stali Rzeszów. Z Żurawiami podpisał aż 4-letni kontrakt, ale nad Wisłokiem nie wytrwali nawet dwóch pełnych. Teraz mogą żałować, gdyż Stal chcąca awansować jest w środku tabeli, a Górnik Polkowice prowadzi. Mimo że ekipa z Dolnego Śląska była raczej przewidywana na środek tabeli lub walkę o utrzymanie!

Artur Derbin

Trochę pracy w roli asystenta, kilka razy jako strażak, ale od 2018 roku mocno pracuje na swoje nazwisko. Przede wszystkim zrobił to w Bełchatowie, a to nie jest łatwe miejsce do pracy od dłuższego czasu. Nazwa ta sama, ale warunki kompletnie inne od tych sprzed dekady, gdy Brunatni byli na szczycie polskiej piłki. Mimo tego Derbin potrafił stworzyć niezłą ekipę, która weszła – niespodziewanie – do I ligi. W dodatku wypromował kilku zawodników, jak choćby Dawid Kocyła. Dał mu zadebiutować, później szybki transfer do Płocka, gdzie całkiem nieźle sobie radzi.

Latem tego roku, przed zakończeniem minionych rozgrywek czara goryczy się przelała. Derbin rozwiązał umowę w Bełchatowie za porozumieniem stron. Trudno mu się dziwić, skoro sytuacja finansowa klubu jest fatalna. Obecnie można „wyjąć” niemal każdego zawodnika i nie wiadomo czy zespół przystąpi do rundy wiosennej, a w tym samym okresie dwanaście miesięcy wcześniej wcale lepiej nie było. W lutym piłkarze i sztab szkoleniowy strajkowali przeciwko sytuacji w klubie i ogromnym zaległościom w wypłatach.

Awansowaliśmy, a przy tym wygraliśmy w drugiej lidze w klasyfikacji Pro Junior System. Wszystko się jednak wyczerpało i bez firmy, która zostałaby sponsorem strategicznym, będzie bardzo, bardzo trudno. Dało się przez pewien czas bez tego funkcjonować, ale milion od Polskiego Związku Piłki Nożnej też musiał się wyczerpać. Trzech naszych młodzieżowców gra obecnie w Ekstraklasie. Kolejny odszedł do Cagliari. Inny gracz zdecydował się na Podbeskidzie. Bełchatów to dobre miejsce do rozwoju juniorów. Pokazaliśmy, że niewielkim nakładem finansowym można awansować do pierwszej ligi i dawać w niej emocje kibicom – mówił w lutym trener Derbin w wywiadzie dla TVP Sport.

Trener młodego pokolenia, bardzo ambitny, otwarty na korzystanie z nowinek technologicznych. Poza tym kontaktowy zarówno z zespołem, jak i sztabem. Trener, który stawia na organizacje gry w defensywie. To było już widoczne w momencie, gdy robił awans z GKS-em Bełchatów do I ligi. Wówczas mieli bodajże czternaście czystych kont. U nas zresztą ten progres też jest widoczny. Rok temu jesienią GKS Tychy miał jeden mecz na zero z tyłu, a teraz sześć. Widać, że potrafi poukładać grę defensywną, ale także trzeba go pochwalić to umiejętność wprowadzania młodych zawodników do zespołu. Gdybym miał określić jednym słowem trenera, byłoby to OPTYMISTA – mówi Leszek Bartnicki prezes GKS-u Tychy.

Od nowego sezonu Derbin trafił do spokojnego miejsca, gdzie o kwestie organizacyjne nie musi się martwić. GKS Tychy ambicje na duże, a prezes Leszek Bartnicki zatrudniając nowego szkoleniowca mówił, że chciał kogoś ambitnego, na dorobku, tak by mógł wypromować siebie oraz klub. Celem Ekstraklasa, co po niezłej jesieni wcale nie jest niemożliwe, choć już bez Jana Biegańskiego w składzie. – Mogę powtórzyć te słowa sprzed kilku miesięcy. Ambicja i pracowitość trenera przekłada się na zespół. Absolutnie nie żałuje tego wyboru – kończy Bartnicki.

Dariusz Banasik

Gdyby zapytać o zdanie sędziów, którzy mieli okazje prowadzić mecze Radomiaka i poprzednich zespołów trenera Banasika, prawdopodobnie nie byłoby żadnych pozytywów jego pracy. Przy wywiadach oaza spokoju, ale w trakcie meczów ogień w oczach, co bardzo często kończy się kartkami. To jednak tylko niewielki wycinek całej działalności trenera Banasika. – Uważam, że Radomiak to obecnie jeden z piękniej grających zespołów na szczeblu centralnym, ma świetnego szkoleniowca i tak zwyczajnie daje radość z oglądania jego popisówmówił Marcin Borzęcki z TVP Sport na łamach Sport Marketingu w artykule o Radomiaku i całej otoczce.

Przede wszystkim jednak Dariusz Banasik wywalczył z Radomiakiem jeden awans, a był bliski zrobienia drugiego, rok po roku. Do szczęścia zabrakło wygranej nad Wartą, choć wiele osób stwierdziłoby, że lepszego sędziowania w finale baraży… Tak czy siak wydaje się, że Dariusz Banasik wcześniej czy później w Ekstraklasie się znajdzie. Czy to będzie z Radomiakiem, czy w innym klubie? Tego nie wiemy, ale na pewno na dzisiaj jest to jedno z najgorętszych nazwisk wśród I-ligowych trenerów.

Adam Nocoń

W przypadku trenera Chojniczanki nieco posłużymy się swoimi archiwaliami z końcówki ubiegłego sezonu:

Adam Nocoń zrobił w Elblągu naprawdę kapitalną robotę. Najpierw cudem uratował Olimpię przed spadkiem, którą przejmował w dramatycznej sytuacji. Przyszedł po 11. kolejce sezonu 2018/2019, gdy elblążanie mieli na swoim koncie 6pkt! Mimo tego udało się uratować ligowy byt po dramatycznym meczu w Toruniu, jednocześnie “zabierając” awans Elanie do I ligi. (…) W obecnym sezonie było jeszcze lepiej. Po jesieni zespół był w czołówce, choć nie przewidywałem go do walki o awans. W końcu zimą były różne zawirowania oraz kontuzja najważniejszego zawodnika – Damian Szuprytowskiego – eliminująca do końca sezonu. Mimo tego Olimpia wiosną była zespołem, który naprawdę dobrze sobie radził. (…) – Trener chciał walczyć o awans, my musimy patrzeć na finanse klubu. Jedną z podstawowych kwestii, co do których nie doszliśmy do porozumienia była kwestia młodzieżowców. Uważam, że powinniśmy grać większą liczbą młodzieżowców, liczę na to, że mieszanka doświadczenia z młodością sprawi kilka niespodzianek w tej lidze – powiedział prezes Guminiak w rozmowie z portEl.pl

Nie jest to trener bardzo młody – 49 lat – ani mający wielkie sukcesy na szczeblu centralnym. Nie jest także trenerem, który gra szczególnie efektowną piłkę, co zresztą widać po średniej not wystawianych przez naszych ekspertów. Dlaczego jest wysoko? Trzy awanse z niższych lig, kilku zawodników zagrało w Ekstraklasie, więc trochę tych punktów nazbierał. Podobnie zresztą jak z punktami ligowymi jesienią dla Chojniczanki. W tym wypadku mowa o faworycie ligowym, ale ktoś musiał mu dać szansę do trenowania klubu mającego walczyć o awans do I ligi. Ekstraklasa? Tutaj odleglejsza perspektywa.

Dawid Szulczek

Bramkarz ustawiony w murze? Nie, nie macie kłopotów ze wzrokiem. Na taki pomysł wpadł w tym sezonie Dawid
Szulczek. Precyzyjniej byłoby jednak dopisać, że pomysł nie jest nowy, gdyż trener Wigier Suwałki mówił o nim w
kontekście pracy sprzed kilku lat. Nowe było wykonanie, które w meczu Błękitni Stargard-Wigry zaskoczyły nie tylko
Polskę, ale poszedł w świat. – To był innowacyjny sposób, który pokazał, że może być skuteczny. Gdy jest dobry strzelec, to z 17. metra może łatwo strzelić gola. Z drugiej strony, gdy się ustawimy, jak wtedy, u przeciwnika gotuje się w głowie. Nie wie co ma zrobić, bo naprawdę trudno jest strzelić wtedy. Bramkarz wysoko i musisz minąć mur oraz pozostałych rywali. Trenowaliśmy zresztą ten wariant obrony przed rzutem wolnym na jednym z treningów. Pół godziny strzałów i ani jedna bramka nie wpadła – mówi Patryk Czułowski, pomocnik Wigier.

Być może właśnie takie szalone – z pozoru – pomysły charakteryzują młodych trenerów. W przypadku Dawida Szulczka mówimy o bardzo młodym szkoleniowcu. W styczniu skończy dopiero 31 lat, a kilka miesięcy temu zadebiutował na poziomie centralnym jako pierwszy szkoleniowiec. Co ciekawe został rzucony niejako na głęboką wodę, gdyż wcześniej ani razu nie był tym najważniejszym w sztabie. Nawet w trzeciej czy czwartej lidze. Miał jednak swoich nauczycieli, a głównie Artura Skowronka.

Bardzo wysoki poziom taktyczny i zwracanie uwagi na detale. Ustawienie zespołu, konkretne zadania dla każdego zawodnika na mecz, tak by oddziaływać na zachowania rywala. Najważniejsze, że to się później sprawdza w meczu. Ta indywidualizacja zachowań jest kluczowa. Trener pokazuje jak się ustawiać w konkretnych sytuacjach, sposób doskoku w pressingu. My to trenujemy, a później nam łatwiej przełożyć na boisko w dniu meczu – kończy zawodnik II-ligowca.

Jarosław Skrobacz

Zdecydowanie najstarszy z tego grona, ale mowa o trenerze, który jadąc do Jastrzębia może być pewny, że zostanie powitany z otwartymi ramionami. Dlaczego? Ano dlatego, że wydobył ten śląski klub z piłkarskiego niebytu i dał miejsce na salonach. GKS Jastrzębie nie ma pięknego obiektu, nie ma wielkich pieniędzy, a mimo tego potrafiło za kadencji trenera Skrobacza awansować z III do I ligi. – Dobry fachowiec, co pokazują jego wyniki i awanse z Jastrzębiem. Z mojej perspektywy trener, który raczej niewiele rozmawia z zawodnikami – mówi jeden z byłych podopiecznych trenera Skrobacza.

Przychodził do Jastrzębia, gdy temu groził spadek do IV ligi. Drużyną opartą na ludziach z okolic zrobił dwa awanse, grając przy tym bardzo ładny dla oka futbol. Wielu zawodników pod jego wodzą się wypromowało, potrafił zrobić prawdziwych liderów z Farida Aliego czy Kamila Jadacha. Kroczył razem z nimi z niższych lig na wyższy szczebel. Z mozołem wywalczył sobie pozycję. Przebył drogę od trenera rozpadającej się Odry Wodzisław, przez asystenturę w GKS-ie Katowice, prowadzenie trzecioligowego Pniówka Pawłowice, aż po dwa awanse z Jastrzębiem – mówi Grygierczyk.

Dzisiaj 53-letni szkoleniowiec pracuje w Miedzi Legnica i może powiedzieć, że był to krok w przód. Legniczanie niedawno spadli z Ekstraklasy, ale na Dolnym Śląsku jest ochota, by w niedalekiej przyszłości tam wrócić. Z trenerem Skrobaczem? Kto wie! Patrząc na trendy w zatrudnianiu młodych trenerów, do Ekstraklasy będzie trzeba awansować razem z klubem. – Zasłużył na szansę od mocniejszego klubu, jakim jest Miedź. W Jastrzębiu doskoczył w pewnym momencie do poprzeczki, w Legnicy jest zawieszona dużo wyżej. Pytanie – póki co bez odpowiedzi – czy on ją przeskoczy i pełną gęba wskoczy na trenerską karuzelę. Dzisiaj to jeszcze zagadka, ale są perspektywy, by tego dokonał, do tego grając ciekawy futbol, jak w Jastrzębiu. Debiutancką rundę w Miedzi miał niewybitną, ale spójrzmy też na skalę zmian, do jakich doszło w tym klubie latem. Czas grał jesienią na korzyść Skrobacza. Tak, jak w Jastrzębiu – kończy dziennikarz

Tomasz Tułacz

Pięć lat na zapleczu, może bez spektakularnych wyników, ale jednak wytrwać tyle czasu w jednym miejscu to sztuka. Najciekawsze jest to, że wcale nie wypromował zbyt wielu graczy w górę, w kierunku Ekstraklasy. Patrząc na kadrę Puszczy przez cały okres jego pracy w Niepołomicach, tylko czterech takich graczy się znajdzie. Dawid Abramowicz zanim trafił do Wisły Kraków, zmieniał kluby trzykrotnie zahaczając od GKS-y Katowice i Tychy oraz Radomiak, Maciej Domański przez Raków trafił do Stali Mielec. Jest jednak dwójka młodzieżowców z ubiegłego sezonu. Karol Niemczycki z miejsca wskoczył do składu Cracovii, a Maksymilian Sitek jest jednym niewielu chwalonych zawodników Podbeskidzia w tym sezonie.

Dobra praca w Niepołomicach to nie przypadek. Weźmy dla przykładu sezon 2012/2013. Co prawda wówczas Resovia formalnie spadła z ligi, ale odbyło się tylko i wyłącznie za sprawą zielonego stolika. Rzeszowianie nie otrzymali licencji na grę w II lidze, mimo że w omawianym sezonie drużyna trenera Tułacza zajęła 4. miejsce!

Paweł Ściebura

Drugi najmłodszy trener w naszym zestawieniu, ale już z awansem na koncie! To on wprowadził Skrę Częstochowa do II ligi, na czym teraz niejako korzysta Marek Gołębiewski. Konotacji z innymi szkoleniowcami jest więcej w przypadku trenera Ściebury, gdyż to on zastąpił Jarosława Skrobacza w GKS-ie Jastrzębie. Trzeba jednak przyznać, że nie miał łatwego wejścia do nowego klubu. Kończył miniony sezon czterema meczami, w których zgarnął trzy punkty po remisach, a jastrzębianie strzelili tylko jednego gola. W tym była seria jeszcze gorsza, bo po 12. kolejkach GKS miał ledwie 1 punkt! W 99% klubach taka seria oznaczałaby jedno – zwolnienie z pracy. Na Śląsku jednak wytrzymali, co bardzo się opłaciło w ostatnim miesiącu gry. Wygrane ze Stomilem, Zagłębiem, GKS-em Bełchatów i Resovią, przedzielone porażką w Nowym Sączu, dały sporo tlenu przed przerwą zimową.

Pamiętam, że trener po objęciu Skry Częstochowa też miał serię porażek – choć krótszą – a potem zaczął wygrywać. (…) Po pierwszych kolejkach było widać, że nic nie funkcjonowało, a od czasu wspomnianego meczu z Bruk-Betem założenia trenera były realizowane. Widząc poprawę, myślałem sobie: to musi kiedyś zaskoczyć. Tak jak mówię: realnie jesteśmy w stanie to sprawdzić za dwie, trzy kolejki, gdy będziemy mierzyć się z zespołami z dolnej części tabeli – mówił w listopadowej rozmowie z Weszło prezes GKS-u Dariusz Stanaszek. – Początek niełatwy, gdyż trener dostał praktycznie nowy zespół, niezgrany. Wyniki nie układały się po naszej myśli, jednak końcówka rundy pokazała duży postęp. Zawodnicy lepiej rozumieją trenera i jego pomysł na grę oraz drużynę – mówi jeden z podopiecznych trenera Ściebury.

Co ciekawe obecne wyciągnięcie GKS-u z kryzysu to nie pierwszyzna dla niego. Debiutancki sezon w II lidze i sześć porażek na „dzień dobry”. Rok później było nieco lepiej, bo „tylko” trzy porażki, ale jesień w dużej mierze spędzili w strefie spadkowej. Za to później drużyny Ściebury odpalały i to na dobre. Zresztą były i obecny trener Skry zebrali w 2020 roku 53 punkty, co wystarczyło na podium w tabeli za ostatnie dwanaście miesięcy gry!

Droga trenera Ściebury na szczebel centralny nie wiodła przez niższe ligi. Mając 27 lat rozpoczął pracę przy grupach młodzieżowych Skry. Pięć lat wystarczyło, by dołączyć do sztabu pierwszej drużyny. Najpierw nauka przy boku Piotra Mrozka i Jakuba Dziółki, a od stycznia 2018 samodzielna praca. Szybko zrobiony awans i na kameralny obiekt przy ulicy Loretańskiej zaczęły przyjeżdżać znane kluby. W II lidze obronił się wykonaną robotą. Dwa utrzymania dla najbiedniejszego klubu tej klasy rozgrywkowej znaczyły i znaczą naprawdę sporo.

Ma swoją filozofię i jest jej wierny do końca. Bardzo pracowity, spędza mnóstwo czasu w klubie. Zresztą widać, że praca jest jego ogromną pasją, której oddaje się w 100%. Młody stażem, ale dzięki temu wnosi powiew świeżości do szatni. Do tego dobry kontakt z zawodnikami, można się zwrócić z każdym kłopotem do niego – kończy jeden z graczy GKS-u.

Marek Gołębiewski

Jeśli interesujecie się piłką młodzieżową/juniorską, zapewne będziecie kojarzyć stamtąd nazwisko Marka Gołębiewskiego. Przez wiele la był trenerem w Escoli Varsovia, a od lata pracuje na szczeblu centralnym. Celem postawionym przez zarząd Skry Częstochowa było utrzymanie, tymczasem mniejszy brat Rakowa, zakończył rundę jesienną II ligi na 5. miejscu! Sam wynik to jedno, ale Skra była jednym z tych zespołów, który dało się i chciało oglądać na ostatnim ze szczebli centralnych.

Można mówić, że częstochowianie wiele zawdzięczają Kamilowi Wojtyrze, najlepszemu strzelcowi II-ligowych rozgrywek i to prawda. Kłamstwem byłoby jednak sprowadzanie dobrych wyników Skry, jedynie do goli Wojtyry.

Cechy gry zespołu Gołębiewskiego? Ustawienie bazowe 4-3-3, które funkcjonuje głównie w fazie obronnej. Dlaczego? Przy ataku mowa o zejściu „6” w osobie Karola Noiszewskiego pomiędzy stoperów i wówczas zespół – zwłaszcza w fazie budowania ataku – rozpoczyna z trójką z tyłu oraz bardzo wysoko wychodzącymi bocznymi obrońcami. Przy tym warto zwrócić uwagę, że ci boczni obrońcy często lubią zejść do środka i w ten sposób zamienić się miejscami ze skrzydłowymi.

Wykorzystujemy ten przepis z możliwością rozpoczęcia wewnątrz pola karnego, ale pewnie i bez niego byśmy grali od bramki. Może w innym ustawieniu, ale jeżeli jesteśmy w stanie wyjść krótkimi podaniami i ominąć pressing, to też jest atrakcyjne dla kibiców. Znacznie lepsze niż granie długiej piłki – albo się uda, albo nie uda. Wolę minimalizować ryzyko straty piłki i grać przede wszystkimi krótkimi podaniami. To moja filozofia, którą zawodnicy zaakceptowali i polubili. Były może trzy, cztery mecze, w których nie mieliśmy większego posiadania piłki od przeciwnika, na co też bardzo zwracam uwagęmówił na naszych łamach w ubiegłym tygodniu opiekun Skry.

Łukasz Surma

Nie jest najmłodszy w tym gronie, ale jest jednym z najmniejszym doświadczeniem w roli trenera. To, że znalazł się na końcu naszego rankingu niczego nie sugeruje. Wprost przeciwnie! Surma ma coś, czego brakuje wielu tutaj trenerom wyżej – NAZWISKO. Może przeceniamy wagę tego aspektu, ale byłym piłkarzom, którzy coś osiągnęli w karierze, jest znacznie łatwiej wejść na wysoki poziom i zdobyć pracę w dobrym klubie. Surma dodatkowo dokłada naprawdę solidne wyniki i jego kariera przebiega krok po kroku. – Obecnie zbiera szlify i widać, że uczy się trenerskiego fachu, ale z pewnością kiedyś zobaczymy go wyżej – mówi Maciej Szcześniewski, który miał okazje skomentować wiele meczów drużyn Surmy.

Najpierw pół roku w Watrze Białka na poziomie IV ligi. Przychodził do 13. zespołu ligi, a skończył na piątej pozycji. Gdyby liga trwała trzy, cztery kolejki dłużej, prawdopodobnie jego ekipa zagrałaby w barażach o III ligę ze zwycięzcą drugiej grupy czwartoligowych rozgrywek. W końcu Watra wiosną była najlepszym zespołem pod wodzą Surmy! Potem trafił w kolejne miejsce, gdzie trzeba było zespół podnieść w tabeli. Soła Oświęcim na początku października 2018 była na ostatnim miejscu w III lidze. Jednak Surma za okres swój pracy zająłby z zespołem 7. miejsce w lidze. Udało się utrzymać ligę, choć radość trwała tylko chwilę, gdyż Soła na 100-lecie klubu musiała wycofać się z rozgrywek i do dzisiaj próżno jej szukać w piłce seniorskiej.

Surma z pewnością pokazał się z dobrej strony jako trener w Sole Oświęcim. To tam pokazał, że mając młody, na szybko sklejony zespół – można walczyć jak równy z równym z tuzami ligi – choćby wygrana 2-1 ze Stalą Rzeszów, dzięki mądremu ustawieniu zespołu. Kwestią czasu było kiedy dostanie szansę wyżej i wzięła go Garbarnia – kontynuuje.

Była czwarta, później trzecia, więc czas na drugą ligę. Z Garbarnią Kraków w ubiegłym sezonie zajął 7. miejsce na koniec sezonu, będąc o krok od baraży o zaplecze Ekstraklasy. Zabrakło punktu. Jesień obecnego sezonu do łatwych nie należała dla Garcy, ale cztery wygrane na koniec roku zaowocowały powrotem do środka ligowej tabeli i spokojem dla Surmy przed zimą. – Kadra jaką dysponuje Surma w zespole Lwów Ludwinowa to mieszanka rutyny (Kozioł, Masiuda, Kowalski) z młodością (Malik, Morys, Pająk). Kluczowa jest wymienność pozycji na boisku, w zasadzie pomijając linię obrony to każdy porusza się w różnych strefach co przynosi ciekawy efekt bo przeciwnikowi ciężko złapać krycie i się połapać – kontynuuje komentator z Krakowa.

Jaki jest trener Surma w czasie meczów? – Podpowiedzi Surmy z ławki to bardzo rzadko motywacja, 90% to podpowiedzi odnośnie ustawienia. Ogólnie jako człowiek na ławce jest taki jak zawsze – zamyślony, dość cichy, zamknięty – kończy Szcześniewski.