Mariusz Malec: Mecz z Rakowem będzie dla nas weryfikacją

29.01.2021

Mariusz Malec w 2020 roku mógł mieć huśtawkę nastrojów – za każdym razem gdy wracał do formy, różne okoliczności blokowały mu możliwość zaprezentowania piłkarskich umiejętności w lidze. W rozmowie z „FutbolNews.pl” piłkarz Pogoni Szczecin opowiedział nam o swoich problemach zdrowotnych, które nękały go przez ostatnie dwa lata. 25-latek przyznał także, w czym pomogła mu długa przerwa od gry, zdradził jak dalej widzi przyszłość swoją i zespołu „Portowców”, a także podzielił się swoimi odczuciami po tym, jak niedawno został ojcem.

***

Przez ostatnie dwa lata dużo się zmagałeś z różnymi zdrowotnymi problemami. Teraz jest już lepiej?

Czuję się bardzo dobrze. Od mojej kontuzji minęło trochę czasu, ale dopiero teraz, po przejściu okresu przygotowawczego, czuję się zdecydowanie najlepiej. Jeszcze pod koniec roku miałem problemy ze stawem skokowym, co też mi nie pomagało w powrocie do formy, jednak teraz jestem już w pełni gotowy do gry.

Można powiedzieć, że 2021 rok rozpocząłeś nieco lepiej niż poprzedni. Wtedy dochodziłeś do siebie po długotrwałej kontuzji, z którą zmagałeś się przez wiele miesięcy. Co czułeś, gdy po powrocie do treningów okazało się, że jednak musisz przejść operację?

To był dla mnie bardzo nieprzyjemny moment. Szczególnie, że ta kontuzja przytrafiła mi się akurat po dobrej rundzie, gdy rozkręciłem się w ekstraklasie. Miałem wtedy wybór pomiędzy dwumiesięczną rehabilitacją i powrotem do treningów a stołem operacyjnym i wybraliśmy wraz z lekarzami tę pierwszą opcję. Wróciłem po tych dwóch miesiącach i myślałem, że będzie już wszystko dobrze, ale niestety blizny nie wytrzymały i musiałem poddać się operacji.

Już się cieszyłem, że wracam, z entuzjazmem podchodziłem do treningów i chciałem dobrze się przygotować do sezonu, ale niestety – przez kontuzję wypadłem na kolejne pięć miesięcy. Myślałem, że ta przerwa będzie nieco krótsza, ale potrzebowałem czasu, żeby wrócić do pełnej sprawności i treningów z drużyną.

Czasami taka długa przerwa sprawia, że możesz przewartościować niektóre sprawy. Jak to wyglądało w twoim przypadku?

Zmieniło się trochę moje podejście do gry – gdy oglądałem mecze z trybun zacząłem bardziej zwracać uwagę na niektóre aspekty. Wcześniej patrzyłem głównie na bramki czy zachowania obrońców w polu karnym. A w czasie tej przerwy mogłem się uważnie przyjrzeć, w jaki sposób poszczególni zawodnicy przemieszczają się po boisku. Myślę, że dzięki tej przerwie miałem więcej czasu na analizę i teraz mogę przyznać, że wiem więcej.

Wyciągnąłeś na tej podstawie jakieś wnioski co do twojej gry?

Starałem przełożyć moje obserwacje na grę od razu po tym, jak wznowiłem treningi. Zaobserwowałem tyle rzeczy, które mógłbym poprawić w swojej grze, że miałem jeszcze większy głód powrotu na boisko!

Po wznowieniu treningów musiałeś jednak jeszcze poczekać na powrót do gry w ligowych meczach. 

Gdy wróciłem w styczniu, byłem gotowy do treningów. Zależało mi na tym, żeby odbudować się w stu procentach, ale miałem poczucie, że mój organizm nie ma jeszcze w sobie tyle siły, co kiedyś. I właściwie nigdy już nie będzie tak jak przed kontuzją.

Teraz już zawsze gdzieś tam z tyłu głowy będzie, że coś mi się kiedyś stało. Początki po powrocie były dla mnie trudne. Raz na jakiś czas wciąż to trochę odczuwałem, rozmyślałem nad tym. Ale nie jestem jedynym piłkarzem, któremu się coś takiego przydarzyło – chyba większość miała przynajmniej półroczne przerwy i potem potrafili grać dobrze. Dlatego uważam, że trzeba robić swoje i ciągle iść do przodu, nie zważając na to, co było.

W powrocie do gry trochę ci przeszkodziła pandemia. Zagrałeś w dwóch meczach i przyszła kolejna przerwa.

Grałem w sparingach, ale czekałem na ponowny występ w meczu ligowym. Otrzymałem szansę w meczu z Jagiellonią, potem zagrałem cały mecz z Rakowem. Po wielu miesiącach wreszcie się doczekałem, a tutaj niestety po kilku dniach okazało się, że rozgrywki zostały wstrzymane z powodu pandemii. Pech, i tyle.

Jak podszedłeś do treningów w tamtym czasie?

Wtedy przyszło małe rozluźnienie. Rozkręcałem się, szło mi coraz lepiej, ale lockdown trochę mnie rozbił. Przyznaję, wtedy nie dałem z siebie wszystkiego, dlatego potem musiałem jeszcze dodatkowo popracować nad sobą

Na pewno doszło ci wiele obowiązków w domu, gdyż twoja narzeczona wtedy była w ciąży.

Czułem że coś się zmienia, a życie toczy się trochę inaczej niż wcześniej. W sierpniu córeczka przyszła na świat i teraz jestem szczęśliwym ojcem Laili.

Oryginalne imię.

Chcieliśmy nazwać dziecko nietypowo, bo w naszym otoczeniu przewijało się dużo tych samych imion. Jak pójdzie do przedszkola to żadna dziewczynka nie będzie tak nazywać. Imię Laila bardzo nam się spodobało i mam nadzieję, że małej też się spodoba, gdy już trochę dorośnie.

Czytałem wywiad “Przeglądu Sportowego” z tobą, gdy twoja żona jeszcze była w ciąży i przyznałeś, że musisz korzystać z czasu, bo potem możesz się nie wysypiać. Faktycznie teraz odczuwasz uroki ojcostwa?

Muszę przyznać, że moja narzeczona jest wyrozumiała i gdy muszę się wyspać, ona zajmuje się małą. Choć oczywiście, jeśli mam dzień wolnego to ja jestem wtedy na czatach. Na szczęście Laila rzadko nas budzi w nocy. Jej tryb w tej chwili to „spanie-butla-znowu spanie”.

Wróćmy do spraw piłkarskich i powrotu Pogoni po przerwie w ubiegłym sezonie. Pierwsze wasze mecze nie były zbyt udane, a potem mieliście zresztą serię spotkań bez zwycięstwa. Byliście za bardzo rozluźnieni?

Właściwie cały poprzedni rok był dla nas zwariowany przez te wszystkie przerwy. Wtedy podczas treningów czuliśmy się dobrze, ale w meczach nie szło. Mieliśmy problem ze zdobywaniem bramek i zdecydowanie za dużo ich traciliśmy – tu na pewno nie pomogła nam porażka z Zagłębiem 0:3. A gdy tylko złapaliśmy rytm, skończył się sezon. Szkoda, bo po prostu potrzebowaliśmy wtedy czasu. I sam też miałem pecha – gdy wracałem do formy, coś ją przerywało. Albo lockdown, albo koniec sezonu…

W tym sezonie Pogoń jednak radzi sobie nieźle, a pod koniec roku grałeś dość regularnie. Nie obyło się jednak bez trudnych momentów – mieliście miesięczną przerwę z powodu zakażeń koronawirusem w zespole.

Jeszcze na tydzień przed rozpoczęciem sezonu byliśmy na kwarantannie, bo u jednego z naszych zawodników wykryto koronawirusa. To trochę przyczyniło się do tego, że średnio weszliśmy w ten sezon, czyli od porażki z Cracovią. Potem już powoli się rozkręcaliśmy, ale przyszła ta koronawirusowa przerwa, gdy prawie cała drużyna była zarażona, ja zresztą też. Niektórzy przeszli to bezobjawowo, ale część spędziła kilkanaście dni w łóżku.

A ty miałeś objawy?

Przed dwa-trzy dni miałem problemy ze zdrowiem. Trochę mnie to złamało, nie mogłem się wtedy nawet poruszać po domu. Miałem podwyższoną temperaturę, odczuwałem ból mięśni i spędzałem cały ten czas w łóżku. Postanowiliśmy wtedy, żeby narzeczona i mała zostały w domu na kwarantannie. Na szczęście po kilku dniach przeszły testy, które dały im negatywny wynik, chociaż cały czas razem przebywaliśmy. Mimo wyników testów, starałem się unikać kontaktu wtedy z nimi bliskiego, szczególnie z Lailą, żeby zminimalizować ryzyko zakażenia. Nasze mieszkanie nie jest za duże, ale jakoś sobie poradziliśmy z tą sytuacją.

Wróciliście potem do gry po miesięcznej przerwie i… znowu pech. Po powrocie, w meczu z Lechią doznałeś kontuzji, która wyłączyła cię z gry na miesiąc. Myślisz, że była ona wynikiem tej przerwy?

To było po prostu niefortunne zdarzenie podczas walki o piłkę – stanąłem na nogę Jarka Kubickiego i skręciłem kostkę. Myślę, że nie było to spowodowane przerwą – przed powrotem trenowaliśmy już półtora tygodnia, byliśmy wystarczająco rozgrzani i przygotowani do gry. Myślę, że to po prostu pech.

A po twoim powrocie do gry do Pogoni wróciło szczęście. Twój zespół zanotował dobrą końcówkę i wygrał w ostatnich meczach rundy.

Mam nadzieję, że tę formę podtrzymamy. Wcześniej nasza gra nie była super, ale wtedy sami się nakręcaliśmy i dzięki temu czerpaliśmy z gry przyjemność. I też szkoda, że przyszła ta przerwa zimowa, mogłaby się zacząć później (śmiech). Myślę, że gdybyśmy grali trochę dłużej, zdobyliśmy jeszcze więcej punktów.

Tegoroczna przerwa jest i tak najkrótszą przerwą zimową w historii ekstraklasy. Czy ten fakt w jakiś sposób wpłynął na przygotowanie drużyny?

Nie jest to dla nas żaden problem i myślę, że wiemy jak się przygotować. W sparingach nie wygraliśmy, ale na mecze ligowe forma powinna już przyjść.

No właśnie – przegraliście z Wartą Poznań, a następnie zremisowaliście z Arką, a ty strzeliłeś gola do własnej bramki.

Myślałem, że wtedy normalnie wybiję piłkę nogą, ale tam Zech jeszcze ją musnął, a ja uderzyłem ją głową i idealnie przy słupku wpadła do bramki. Pewnie gdybym sam z siebie chciał tak trafić, to by nie wyszło (śmiech).

A co do naszych sparingów – wiadomo, że wyniki nie były super, ale nie były one dla nas najważniejsze, bo w końcu nikt nie przyznaje punktów za mecze towarzyskie. Mieliśmy podczas nich kilka dobrych i złych momentów, wyciągnęliśmy wnioski i już czekamy na ligę.

Jesteś pewny, że rozpoczniesz rundę w pierwszym składzie?

Myślę, że powinienem i jestem bliski występu z Rakowem od pierwszej minuty.

Można powiedzieć, że znowu wracasz do gry na mecz z Rakowem.

Wtedy rozegraliśmy dobry mecz, zagraliśmy na zero z tyłu i teraz bardzo chciałbym, żeby to się powtórzyło. Raków jest w tej chwili drugi w lidze i ten mecz będzie dla nas weryfikacją tego, jak przepracowaliśmy tę przerwę.

Macie wyznaczony cel na koniec sezonu, rozmawiacie o tym, że chcecie skończyć na podium?

Na razie nie, liczy się dla nas kolejny mecz i chcemy się nakręcać. Nie chcemy pompować balonika, ale jeśli będziemy tak dobrze punktować jak w poprzedniej rundzie, powinniśmy powalczyć o podium. Nikt z nas nie będzie głośno mówić, że zamierzamy walczyć o mistrzostwo, ale zobaczymy, co przyjdzie za dwa-trzy miesiące.

Czego w takim razie chciałbyś sobie życzyć w 2021 roku?

Na pewno zdrowia, bo ostatnio miałem za dużo tych perypetii. I w końcu jakichś bramek – ostatnio wbiegam w pole karne, ale na razie bez efektów. A poza życzę sobie tego, żebym zapracował na nowy kontrakt z Pogonią.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Pogoń Szczecin