Skutki niedoboru Białka

29.01.2021

Może i miał w pierwszej drużynie Zagłębia Lubin mniej rozegranych meczów niż takie tuzy jak Maciej Nuckowski, Radosław Jasiński czy Elton Lira, może i strzelił mniej bramek niż Bogusław Lizak czy Moses Molongo, ale to jego aktualny brak w kadrze Miedziowych jest odczuwalny i uwypukla inne wady tego klubu. 

Chłopak, którego talent dopiero co zaczynał eksplodować. Nieoszlifowany brylant z lubińskiej kopalni, spakowany i wysłany w szeroki świat. Niedługo minie pół roku od transferu Bartosza Białka do VfL Wolfsburg, transferu brzemiennego w skutki, bo tak jak białko jest podstawowym budulcem organizmu, tak Bartosz Białek w ciągu 20 rozegranych spotkań stał się czołową postacią swojego zespołu. Jakie są skutki niedoboru Białka w Zagłębiu Lubin i czemu należy patrzeć na nie trochę szerzej?

Skutek pierwszy – Częstomecz bez napastników

Notoryczne rozgrywanie spotkań bez widocznego w polu karnym rywali snajpera, niekontrolowane pudłowanie w dogodnych sytuacjach – oto objawy częstomeczu bez napastników. Wystarczy powiedzieć, że Bartosz Białek w nowym zespole w rundzie jesiennej sezonu 20/21 strzelił prawie tyle samo bramek, co w analogicznym okresie, wszyscy napastnicy Zagłębia razem wzięci. O ile dla dziewiętnastolatka 2 bramki strzelone w Bundeslidze i to grając przeważnie minutowe ogony, to powód do dumy o tyle dla trójki ofensywnych muszkieterów z Lubina, uzbieranie 4 trafień w Ekstraklasie to zwyczajnie wstyd.

Jeżeli ktokolwiek ma jeszcze wątpliwości, co odpali pierwsze: Samuel Mraz na boisku czy legendarna gra Doom na teście ciążowym, mamy zwycięzcę i to wcale nie na korzyść słowackiego napastnika. Zagłębie w zeszłym sezonie w osobie Białka, miało gościa, który potrafił się zastawić, poholować piłkę, odegrać z klepki a co najważniejsze wykończyć akcję i zdobyć bramkę. Ale cóż, kłania się Jan Frycz ze swojej brawurowej roli w serialu Ślepnąc od świateł: „Coś miałeś, ale już tego nie masz”.

Skutek drugi – Po cenie

Nadmierny entuzjazm po cenie, za jaką sprzedano Białka do Niemiec sprawił, że kibice z Lubina mogli mieć nadzieję, że ich drużyna zrobi jakościowy skok i doskoczy do ligowej czołówki. Rokrocznie zespół grał jednak zrywami, co kończyło się następującymi pozycjami w finalnej tabeli ekstraklasy:

Sezon 19/20  – 11. miejsce

Sezon 18/19  –  6. miejsce

Sezon 17/18  –  7. miejsce

Sezon 16/17  –  9. miejsce

Średniawka, a przecież pięć milionów euro pozwoliłoby na zatrudnienie kilku niezłych piłkarzy. Jednak znamienne, że gdy któryś z naszych zespołów sprzeda drogo swojego zawodnika, na pytanie, na co przeznaczy uzyskane środki, wybiera zawsze spośród trzech haseł:

– Bieżąca działalność klubu

– Spłata zobowiązań

– Inwestycja w infrastrukturę

Kwota pokaźna to i można było wskazać dwie odpowiedzi, w tym wypadku zdecydowano się na drugą i trzecią możliwość. W praktyce środki te posłużyły do wcześniejszej spłaty zaciągniętych kredytów, celem uniknięcia odsetek, a także na inwestycję w akademię. Jest to rozsądne, jasne i nie można tego kwestionować. Trzeba budować na solidnych podwalinach, a nie posiłkować się kolejnymi pożyczkami, jednak aspekt sportowy pozostał gdzieś na drugim planie. Na pewno można było zrobić więcej w tym względzie, bo przecież cały czas mówimy o klubie piłkarskim, a nie korporacji.

Skutek trzeci – Ogólne osłabienie

Bartosz Białek to tylko wierzchołek góry lodowej – z lubińskiej ekipy co sezon odchodzi kilku znaczących graczy. Tylko w bieżącej kampanii byli to, oprócz bohatera tekstu, także Damjan Bohar, Bartosz Kopacz czy Alan Czerwiński. Za to w poprzednim sezonie z kadry ubyli Bartosz Slisz, Bartłomiej Pawłowski czy będący ostatnio na radarach wielkich klubów, Kamil Piątkowski. Im dalej w las, tym ciekawiej: Filip Jagiełło, Adam Buksa, Jarosław Jach. Kto przychodził na ich miejsce? Na przykład Vladislav Sirotov, Matyas Tajti, Asmir Suljic czy Soren Reese.

Z takimi piłkarzami Europy ani nawet naszej rodzimej ligi się nie zawojuje. Można zrozumieć, że oferta za Białka była z gatunku tych nie do odrzucenia, ale chyba trzeba zacząć godzić się również z tym, że jeżeli za chwilę zgłosi się ktoś chętny po Chodynę czy Porębę to ile by nie mieli gier na swoim koncie, jak dobrze by się nie prezentowali, to zostaną pożegnani bez żalu. Proszę tylko nie mówić, że takie są realia naszej ligi, bo właśnie dzięki takiemu myśleniu błąkamy się po peryferiach światowego futbolu.

Skutek czwarty – Trudności w porozumiewaniu się

Zagłębie Lubin może chwalić się doskonałą akademią, ale można sobie również zadać pytanie, czy Bartosz Białek był jej wzorcowym produktem czy samorodnym talentem. Gdyby nie upór kilku osób w klubie (w tym obecnego trenera) być może dopiero zaliczyłby debiut w seniorskiej piłce, nie mówiąc o zagranicznym transferze. Transferze, do którego w pełni nie był przecież przygotowany. W Niemczech mieli ogromne problemy, aby w ogóle się z nim porozumieć, w jakimkolwiek języku a przecież klub szczycący się doskonałą pracą z młodzieżą powinien wiedzieć, że języki obce to dla jego wychowanków absolutna podstawa. Budowę komórki czy znajomość „Lalki” można sobie darować, ale nacisk na języki? Tutaj jakiś błąd popełniono, bo przecież w wieku 19 lat angielski śmiało można opanować.

Pozostając w nomenklaturze medycznej trener Martin Sevela przypomina trochę polskiego lekarza. Ma wiedzę, ale szpital w którym pracuje nie zapewnia mu odpowiedniego sprzętu, a nawet gdy takowy się pojawi – całkowicie nowe dzieło polskiej myśli technicznej – to szybko jest sprzedawany za naszą zachodnią granicę.

Nie wiadomo, ile potrwa jeszcze mariaż Seveli z Zagłębiem, inne szpitale przecież i to nawet w naszej części Europy, płacą lepiej i posiadają lepszy sprzęt. Być może swoje trener już zrobił, upierając się nad przesunięciem Białka do pierwszej drużyny, tak jak swego czasu Nenad Bjelica przysłużył się Lechowi a przynajmniej jego finansom, stawiając odważnie na Jana Bednarka. Byłoby szkoda, bo Sevela to niezły fachowiec. Chce grać w piłkę, ma pomysł na prowadzenie gry, budowanie akcji od własnej bramki, szybki, wysoki pressing, jednak, jeśli wciąż będą mu wyrywać trzonowce, może tego nie wytrzymać.

Włodarzom Zagłębia wypada chyba przypomnieć, że na pieniążkach można poleżeć, można się za ich pomocą ogrzać, ale piłki do bramki same nie wepchną a w ekstremalnej już sytuacji, zwinięte w nie wiem jak pokaźne rulony, ekstraklasy nie uratują (Te czasy dzięki Bogu minęły). Klub z Lubina potrafi zadziwiać – gdy wcale nie jest faworytem, zdobywa mistrzostwo Polski. Innym razem, gdy wcale nie zanosi się na degradację, spada z ligi. Tak więc teraz, gdy licząc kasę myślą Państwo jaką to macie super akademię, radzę być czujnym. Ot tak, po prostu.

P.S.

Wszystkim młodym piłkarzom raz jeszcze przypominam o nauce języków obcych! O resztę się nie martwcie, jak będziecie dobrzy to budowę komórek poznacie, bo dostaniecie je za darmo od producenta, a lalki też się znajdą…

MICHAŁ SŁANIA