Kamil Wacławczyk: „Charakter zawsze był naszą siłą”

05.07.2021

Kamil Wacławczyk to wychowanek Górnika Polkowice i można powiedzieć, że jest już ikoną tego klubu. W rozmowie z “FutbolNews.pl” kapitan zespołu mistrza drugiej ligi opowiedział nam o swoich wrażeniach związanych z awansem, a także podzielił się swoimi planami na sezon, w którym polkowiczanie po dziewięciu latach wrócą na drugi poziom ligowy.

***

Na samym początku zapytam, co się zmieniło w Górniku Polkowice od czasów, gdy pan zaczynał do teraz?

Przede wszystkim zmieniły się warunki. Teraz w Polkowicach mamy lepszy stadion, lepsze obiekty treningowe. Podejście zawsze jednak było takie samo – każdy, kto przychodził do Polkowic, musiał stanowić monolit zespołu. Każdy z nas był charakterny, co nas cechowało na tle innych. Poza tym większość piłkarzy grających w Górniku, potem szła grać gdzieś dalej.

Pamięta pan czas, gdy Górnik jeszcze występował w ekstraklasie, a właściwie ówczesnej pierwszej lidze?

Trenowałem wtedy na co dzień w juniorach, ale pamiętam, że trener Dragan brał mnie na gierki. Byłem wtedy nastolatkiem, więc cieszyłem się z takiej możliwości. To było wtedy duże wyróżnienie dla mnie! A teraz jestem tu, gdzie jestem, i czuję się tutaj szczęśliwy.

Komu z Górnika Polkowice zawdzięcza pan najwięcej?

Mojemu pierwszemu trenerowi Piotrowi Wójcikowi, który mnie wyprowadził najpierw z młodzików, potem juniorów. W pierwszym zespole zadebiutowałem za to u trenera Wiesława Wojno i jemu z mojej strony też należą się ciepłe słowa za to, że dał mi szansę w meczu pierwszej ligi przeciwko Mławie.

Dużo zawdzięczam też trenerowi Dominikowi Nowakowi, który obecnie prowadzi Koronę Kielce. Wtedy też trenował mnie w juniorach, a potem w pierwszym zespole wraz z Markiem Koniarkiem. Zrobiliśmy wtedy kilka awansów – z czwartej do pierwszej ligi.

Czy w tamtym okresie w Górniku myśleliście o tym, żeby wrócić do najwyższej ligi, czy raczej koncentrowaliście się na tym, żeby stawić czoła problemom i odciąć się od trudnej przeszłości klubu?

Ciężko było, ale każdy z nas jednak chciał powrotu Górnika na ten najwyższy szczebel. Wszyscy wiedzieli o co grali i chcieliśmy grać jak najwyżej, podobnie jak teraz. W trzeciej lidze zależało nam na tym, żeby wejść do drugiej ligi, a w tym sezonie walczyliśmy o to, by awansować do pierwszej. A teraz będę walczył, żeby z Górnikiem awansować do ekstraklasy. Marzę o tym, żeby kontuzje mnie omijały i udało nam się jeszcze zagrać w najwyższej lidze.

Rozmawiałem ostatnio z Markiem Opałaczem i powiedział to samo.

To byłoby na pewno coś pięknego, po tylu latach naszej pracy dla tego klubu. Wraz z Markiem, Sebastianem Szymańskim, potem Maciejem Bancewiczem, zrobiliśmy łącznie sześć awansów.

Teraz zrobiliście jednak duży krok do przodu, jakim jest awans do pierwszej ligi. To powrót po dziewięciu latach – wtedy też pan był ważnym zawodnikiem tej drużyny. Tylko wówczas w Górniku pojawiły się różne problemy, sportowe i finansowe. Co sprawiło, że udało się odbudować ten klub?

Myślę, że wszystkim tutaj zależało na awansie. W Polkowicach zresztą zawsze był duży potencjał i przez ten czas przez drużynę przewinęło się kilku piłkarzy, którzy potem trafili do ekstraklasy czy pierwszej ligi. Krzysiu Janus, Grzesiu Kuświk Mateusz Piątkowski, Łukasz Sierpina. Kto u nas się sprawdza, zawsze przechodzi gdzieś wyżej. Szczególnie piłkarze grający z przodu, bo Górnik zazwyczaj był zespołem grającym ofensywnie.

Pan swego czasu także zrobił krok do przodu, przechodząc do występującego w ekstraklasie Bełchatowa.

Pojawiły się wtedy zapytania z Bełchatowa, ale też z Zagłębia Lubin. Tylko, że Zagłębie złożyło propozycję dopiero gdy już wiedziałem, że odchodzę do GKS-u.

Nie żałował pan potem? Do Lubina byłoby bliżej.

Na pewno, każdy z naszego regionu chciałby grać z Zagłębiu. To duży klub. Zresztą jesteśmy z Polkowic, to kibicujemy Zagłębiu, wiadomo jak to jest. Trochę chłopaków od nas przechodziło do Zagłębia, ale to też działało w drugą stronę – chłopaki z Lubina trafiali do nas na wypożyczenia albo na stałe. Czas jednak pokazał, że warto do nas przychodzić, a młodzi zawodnicy tutaj mogą się wiele nauczyć.

Większość chłopaków z naszego zespołu jest stąd albo z okolic – Lubina, Legnicy czy Głogowa. Dlatego dobrze się rozumiemy i, tak jak powiedziałem na początku, stanowimy monolit.

Krótko mówiąc, charakter zawsze was wyróżniał, wtedy i teraz.

Charakter zawsze był naszą siłą. Oczywiście styl gry też się liczył, ale to już zależy od trenera, który przychodzi do nas. Od kiedy jednak pamiętam, Górnik grał zawsze ofensywną piłkę i wciąż to idzie w tym kierunku.

Ofensywny styl to jedno, ale zestawienia ataku Górnika nie powstydziłby się klub z wyższej ligi.

Mamy Mariusza Szuszkiewicza, Mateusza Piątkowskiego, Eryka Sobkowa. Myślę, że w ekstraklasie czy pierwszej lidze byśmy się nie powstydzili takiego napadu.

Ale ofensywa to nie wszystko – w tym sezonie jednak z tyłu także radziliście sobie doskonale w meczach z drugoligowymi rywalami.

Tak, mamy w końcu najmniej straconych bramek. Już w poprzednim sezonie stworzyliśmy dużo sytuacji, nie mogliśmy narzekać na postawę w ofensywie. Nowy trener jednak znalazł sposób na naszą obronę – nie popełniamy tylu błędów i to również miało wpływ na nasz awans do pierwszej ligi.

Nie obawiacie się tego przeskoku?

Ten przeskok na początku na pewno będzie duży, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale myślę, że jesteśmy w stanie namieszać. Teraz graliśmy dobrze, ale mamy jeszcze zapasy – możemy jeszcze lepiej grać. Każdy wie, kto jakie błędy teraz popełnia i po to będzie okres przygotowawczy, żeby je zniwelować. Chcielibyśmy zawojować pierwszą ligę i wiemy, że jesteśmy w stanie to zrobić.

Wspomniał pan o okresie przygotowawczym – ostatnie przerwy letnie i zimowe nie były dla Górnika najbardziej udane pod względem wyników. Na drugoligowych boiska spisywaliście się jednak zdecydowanie lepiej.

Przed tym sezonem przyszedł trener Niedźwiedź, który chciał wprowadzić swój styl. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby się z nim zapoznać, ale przyniosło to skutki. Trener na samym początku powiedział nam jednak, co mamy robić i z czasem to zadziałało, jak widać.

W poprzednim sezonie brakowało wam trochę boiskowej śmiałości, ale w tym już od początku wyszliście z innym nastawieniem.

Awans był waszym celem od początku sezonu?

Nie, nie mieliśmy celu. Trener przekazał nam wizję i z meczu na mecz mieliśmy ją realizować. Dobrze weszliśmy w sezon i każdy z nas pokazał, że jesteśmy w stanie walczyć o więcej. I teraz cieszymy się z awansu.

Ernest Terpiłowski jeszcze w trakcie sezonu powiedział mi, że awans był prawie tematem tabu w szatni.

Tak, w ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Patrzyliśmy na kolejne mecze i wiedzieliśmy, że musimy grać swoje. Nie myśleliśmy o awansie, było tak jak Ernest powiedział.

I to poskutkowało – w poprzednich sezonach faworyci drugiej ligi często tracili punkty w kluczowych momentach, z zespołami z dołu tabeli. U was tak nie było. Może poza serią trzech remisów.

Ale od czasu powrotu po koronawirusie w drużynie ani razu nie przegraliśmy. Każdy z nas w domu sumiennie podszedł do swoich obowiązków. To też pokazało, jaką mamy drużynę. Na kwarantannie różnie bywa, mogłoby się okazać, że każdy siedział w domu i nic nie robił, ale u nas było inaczej. Każdemu zależało i pokazaliśmy charakter.

A teraz czas na kolejny etap, pierwszą ligę.

Awans to dla nas coś wspaniałego. Wcześniej weszliśmy z trzeciej ligi do drugiej, w zeszłym sezonie chcieliśmy sprawdzić nasze możliwości, a teraz awansowaliśmy jeszcze wyżej. Każdy się cieszył, ale w ostatnich meczach wszyscy chcieliśmy zagrać jak najlepiej, żeby w dobrym stylu zakończyć rundę.

Jakie są teraz pana piłkarskie cele?

Po prostu grać, cieszyć się piłką, wciąż czerpać z niej przyjemność, wygrywać kolejne mecze. Tylko żeby kontuzje mnie omijały i wszystko będzie dobrze. I oczywiście namieszać w pierwszej lidze, udowadniając że nasz awans to nie był przypadek.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Górnik Polkowice