„Estońska Barcelona” na pucharowej drodze Śląska Wrocław

08.07.2021

Paide Linnameeskond to najbliższy rywal Śląska Wrocław w europejskich pucharach. Czy o tym zespole mówi się “Estońska Barcelona” tylko ze względu na barwy? Na czym polega strategia prowadzenia klubu? O tym dowiedzieliśmy się u źródła.

W czwartek Śląsk Wrocław rozpoczyna swoją pierwszą od sześciu lat europejską kampanię. Pierwszym rywalem podopiecznych Jacka Magiery jest estońskie Paide Linnameeskond, dla którego będzie to drugi występ w europejskich pucharach. Pierwszy – rok temu – zakończył się falstartem i porażką 0:2 z Żalgirisem Wilno. Również w starciu ze Śląskiem eksperci i bukmacherzy przewidują ich porażkę. Nie ma się co dziwić – Estonia w europejskim rankingu aktualnie wyprzedza tylko Andorę i San Marino, a sam klub powstał 17 lat temu i dopiero od niedawna zaczął się liczyć na arenie krajowej.

Co łączy Paide z Barceloną?

Paide Linnameeskond jest nazywane “Estońską Barceloną”. No cóż, już patrząc na klubowy herb nietrudno dopatrzyć się podobieństwa. Na tym jednak nie kończą się nawiązania do “Dumy Katalonii”. Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się w 2009 roku, gdy zespół po raz pierwszy awansował do najwyższej ligi.

Ich trenerem był Viktor Mets, legendarny trener z prowincji Järvamaa, który nie ukrywał, że jego ulubionym klubem jest Barcelona. Zawsze mówił to na głos i podkreślał, że lubi techniczny styl z krótkimi podaniami. Klub zaczął się nazywać “Estońską Barceloną” i to się przyjęło – wyznał w rozmowie z “FutbolNews.pl” estoński dziennikarz Ott Järvela.

Co prawda Viktor Mets po roku pożegnał się z Paide, ale styl gry zespołu pozostał niezmienny. Początkowo trenera zastąpił zresztą jego uczeń – Meelis Rooba, były reprezentant Estonii. Oczywiście, kolejni szkoleniowcy wprowadzali nowe porządki do zespołu i niekoniecznie stawiali na styl i technikę gry. Niektóre “barcelońskie” elementy drużyny jednak pozostały.

Obecny menedżer Vjatseslav Zahovaiko jest bardziej pragmatyczny. Zwłaszcza teraz ma dobrego napastnika w postaci Aniera), ale woli też futbol oparty na posiadaniu piłki – przyznał Ott Järvela.

Milion euro to wystarczający budżet?

Oficjalnie drużyna pochodzi z Paide – miasteczka o liczbie dziewięciu tysięcy mieszkańców. Klubowa baza treningowa oraz inne obiekty mieszczą się jednak w Tallinnie, czyli 100 kilometrów od miasta pochodzenia. System młodzieżowy opiera się jednak w dużej mierze na zawodnikach pochodzących z Paide. Stamtąd pochodzi chociażby grający w “Estońskiej Barcelonie” 17-letni talent Matrix Einer, którym aktualnie interesują się skauci z całej Europy, między innymi z Liverpoolu, Bayernu i Ajaxu.

Paide Linnameeskond składa się głównie z estońskich piłkarzy. W zespole występuje kilku reprezentantów kraju, między innymi Mihkel Aksalu, Karl Mööl, Siim Luts czy Andre Frolov. Co więcej, w ubiegłym tygodniu dołączył do nich były zawodnik Liverpoolu i Cagliari, Ragnar Klavan, który postanowił wrócić do ojczyzny na zakończenie bogatej kariery.

Kluczową postacią drużyny jest jednak Henri Anier, który może się pochwalić bogatym piłkarskim CV. Jeszcze jako junior wyjechał do Sampdorii, a potem próbował swoich sił między innymi w niemieckim Erzgebirge Aue, holenderskim Go Ahead Eagles, a także w zespołach ze Szkocji, Norwegii, Szwecji czy… południowokoreańskim Suwonie. To właśnie w dużej mierze na 30-letnim napastniku opiera się taktyka zespołu, który korzysta zazwyczaj z taktyki 4-1-4-1 z wykorzystaniem wysoko ustawionych skrzydłowych i dwóch playmakerów w środku pola.

Poza rodzimymi piłkarzami, w Paide występuje także kilku zawodników z afrykańskich państw. To również wynika ze strategii, ustalonej trzy lata temu. Zarząd klubu chciałby zarabiać na sprzedaży zawodników. Budżet “Estońskiej Barcelony” w tym roku został ustalony na 1,1 mln euro, co czyni go trzecim najbogatszym klubem piłkarskim w kraju. Władze Paide Linnameeskond wierzą jednak, że dzięki sprzedaży zawodników wzrosną finansowe możliwości.

***

Czy Paide Linnameeskond jest w stanie zagrozić Śląskowi Wrocław w awansie do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji? To dość niepozorny zespół, ale oparty na konkretnym planie, mimo niewielkich środków finansowych. Wydaje się jednak, że kluczowe w tym spotkaniu będzie dla wrocławian stawianie warunków gry. Jeśli podopieczni Jacka Magiera będą kontrolować ten mecz, raczej powinni być spokojni o awans. Nie powinni jednak pozwalać rywalom na to, żeby to oni częściej utrzymywali się przy piłce. Jak widać, “Estońska Barcelona” lubi rządzić na boisku, a ich przydomek mówi sam za siebie. Mimo wszystko, to jednak zespół z trzeciego od końca kraju europejskiego rankingu. Dlatego też odpadnięcie Śląska z najbliższym rywalem niewątpliwie byłoby ogromnym wstydem.