Debiut w śniegu, zwycięstwo w przeddzień wojny. Wspomnienie meczów z Węgrami

14.11.2021

Reprezentacja Węgier to dla nas ważny i jednocześnie bardzo trudny pod względem historycznym rywal. Z Węgrami stoczyliśmy już bowiem 33 pojedynki, z których biało-czerwoni wychodzili zwycięsko zaledwie ośmiokrotnie. Madziarzy są dla nas jednym z najbardziej niewygodnych przeciwników w historii. Dobitnie pokazuje to bilans bramkowy w potyczkach z reprezentacją Węgier, gdzie jesteśmy aż 48 bramek na minusie. Spotkania z rodakami Ferenca Puskasa zawsze niosły ze sobą spory ciężar gatunkowy. Przyjrzyjmy się dziś tym historycznie i piłkarsko najważniejszym. 

Partnerem publikacji jest CENEGA, oficjalny dystrybutor gry Football Manager 2022 w Polsce.

15 listopada reprezentacja Polski zmierzy się z Węgrami już po raz 34. w historii. Tym samym Madziarzy awansują na drugie miejsce w rankingu drużyn narodowych, z którymi biało-czerwoni mierzyli się najczęściej. W zestawieniu tym niezmiennie prowadzą Rumuni, z którymi spotykaliśmy się aż 36 razy. To jednak nie reprezentacja Rumunii, a właśnie Węgrzy są dla nas szczególnie niewygodnym rywalem. 61% wszystkich spotkań z reprezentacją Węgier kończyło się bowiem dla nas klęską.

Bilans ten został nieco podreperowany w ostatnich latach, ale chociażby ostatnie spotkanie z marca tego roku pokazuje, że z Węgrami nadal nie gra się łatwo. Jeśli biało-czerwoni w poniedziałek nie polegną, to Paulo Sousa stanie się trzecim selekcjonerem w historii, który z reprezentacją Węgier mierzył się przynajmniej dwukrotnie i nie przegrał ani razu. Sztuka ta udała się do tej pory jedynie Kazimierzowi Górskiemu i Pawłowi Janasowi.

Opowieść wigilijna

Pierwsze spotkanie pomiędzy reprezentacjami Polski i Węgier, które miało być jednocześnie pierwszym meczem międzynarodowym biało-czerwonych zaplanowano pierwotnie na 24 grudnia 1921 roku. Ostatecznie starcie udało się przesunąć o 6 dni i w Budapeszcie nasi reprezentanci mieli zameldować się 18 grudnia.

Gdy większość rodaków przygotowywała się do świąt Bożego Narodzenia, podopieczni Józefa Szkolnikowskiego szlifowali swoją formę na zaśnieżonych krakowskich boiskach. 16 grudnia nasi reprezentanci wsiedli do pociągu, który jednak wcale nie zmierzał bezpośrednio do Budapesztu. Po drodze czekało na nich bowiem pięć przesiadek, a sama podróż trwała przeszło 36 godzin.

Biało-czerwoni nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek po męczącej podróży, bowiem przybyli do stolicy Węgier niespełna czternaście godzin przed pierwszym gwizdkiem. Jakby tego było mało, dwóch naszych reprezentantów zmagało się z chorobą. Ludwik Gintel miał problemy żołądkowe, a Józef Kałuża gorączkę.

Nie przeszkodziło to jednak reprezentacji Polski podjąć z Węgrami wyrównanej walki i w rozgrywanym w deszczu, śniegu i błocie spotkaniu, ulegli rywalom zaledwie 0:1. Warto zaznaczyć, że nasi ówcześni rywale podchodzili do tego spotkania w roli europejskiej potęgi, natomiast dla biało-czerwonych był to pierwszy kontakt z międzynarodową piłką. Ponadto do Budapesztu nie pojechał Józef Szkolnikowski, a na ławce trenerskiej reprezentacji Polski zasiadł węgierski trener Cracovii – Imre Pozsonyi.

Ta ostatnia niedziela

W kolejnych latach obie reprezentacje mierzyły się ze sobą jeszcze kilkukrotnie. Polacy ulegli Węgrom między innymi na Igrzyskach w Paryżu, gdzie po srogiej lekcji i porażce 0:5 nasi reprezentanci odpadli z turnieju już w pierwszej rundzie. Na pierwsze zwycięstwo nad Madziarami przyszło nam czekać prawie 15 lat. Zrewanżować za bolesną porażkę z Paryża udało się dopiero w 1936 roku w Berlinie, gdzie biało-czerwoni zwyciężyli 3:0. Jedno z najbardziej pamiętnych spotkań z Węgrami rozegrane zostało jednak trzy lata później – 27 sierpnia 1939 roku.

Starcie z aktualnymi wicemistrzami świata cieszyło się w kraju nad Wisłą ogromnym zainteresowaniem i na trybunach stadionu Legii pojawiło się wówczas przeszło 25 tysięcy osób. Każdy z kibiców był boleśnie świadom nieubłagalnie nadciągającej burzy. Na boisku zabraknąć miało kilku podstawowych zawodników, którzy powołani zostali już do wojska, a na trybunach zaroiło się z kolei od osób odzianych w mundury. Kraj szykował się do wojny, a to niedzielne popołudnie miało być jednym z ostatnich powiewów normalności.

Na kilka tygodni przed starciem z Węgrami, do Warszawy zawitał Alex James – słynny szkocki piłkarz, który na swoim koncie miał cztery tytuły mistrza Anglii. Szkot zgodził się wspomóc reprezentację Polski w przygotowaniach do meczu. Trudno powiedzieć jak treningi z Jamesem wyobrażali sobie reprezentanci Polski, ale można podejrzewać, że nie byli do końca zadowoleni z ich przebiegu. Były piłkarz Arsenalu postanowił wycisnąć z biało-czerwonych siódme poty i skupić się na treningu kondycyjnym i motorycznym. Jak się później okazało, mordercze sesje przynieść miały nadzwyczaj zadowalające efekty.

Osłabiona brakiem kilku powołanych do wojska zawodników reprezentacja Polski, pokonała wicemistrzów świata aż 4:2. Węgrom bardzo szybko udało się wyjść na dwubramkowe prowadzenie, ale zaledwie trzy minuty po trafieniu na 0:2, bramkę kontaktową zdobył Ernest Wilmowski. Kolejne bramki kibice zobaczyli dopiero w drugiej połowie. W 62 minucie do wyrównania doprowadził Wilmowski, a na prowadzenie reprezentację Polski wyprowadził Leonard Piątek. Minutę później swoją trzecią bramkę w spotkaniu zdobył Ernest Wilmowski i tym samym ustalił wynik spotkania. Na krótką chwilę wszyscy zapomnieli o nadciągającym kataklizmie.

Trener tysiąclecia

Bezpośrednio po wojnie reprezentacja Polski raczej nie radziła sobie najlepiej w starciach z Madziarami. Patent na Węgrów znalazł dopiero Kazimierz Górski, jednak należy wspomnieć, że okres, w którym „trener tysiąclecia” rozpoczynał pracę z reprezentacją, zbiegł się z końcem ery dominacji Węgrów. Historyczny dla biało-czerwonych mecz przypadł na 10 września 1972 roku. Na wtedy właśnie zaplanowano spotkanie, które było jeszcze bardzo długo wspominane. Wtedy to reprezentacja Polski w piłce nożnej sięgnęła po swój pierwszy i jak dotychczas jedyny złoty medal igrzysk olimpijskich.

Podopieczni Kazimierza Górskiego przeszli przez monachijski turniej jak burza. Bez ani jednej porażki wygrali swoją grupę w pierwszej i drugiej fazie rozgrywek. W finale biało-czerwoni mieli zmierzyć się z, również niepokonanymi, Węgrami. Deszczowy wrześniowy wieczór w Monachium miał tylko jednego bohatera. Dwie bramki Kazimierza Deyny zapewniły Polakom zwycięstwo 2:1 i tym samym triumf w meczu o olimpijskie złoto. Dwa trafienia w meczu z Węgrami zapewniły również Deynie tytuł króla strzelców całego turnieju.

***

Zwycięstwo z 1972 roku rozpoczęło obfitą w sukcesy piłkarskiej reprezentacji Polski dekadę. Był to także przełomowy moment w naszych potyczkach z reprezentacją Węgier. Od tamtej pory obie ekipy mierzyły się ze sobą jeszcze czternastokrotnie. Węgrzy zdołali triumfować w zaledwie czterech ze spotkań, czterokrotnie padał remis, natomiast aż sześć razy triumfowali biało-czerwoni. Pozostaje mieć nadzieje, że w poniedziałkowym starciu, reprezentacja Paulo Sousy nawiąże do tych lepszych czasów i zapewni sobie udział w barażach.