Daria Sokołowska: Wigilię świętowałam… dwa razy
Na boisku chce iść w ślady taty, lecz piłka nie jest całym jej życiem. Daria Sokołowska studiuje analitykę chemiczną, pasjonuje się sztuką i podróżami. Z piłkarką TME SMS Łódź porozmawialiśmy o świąteczno-noworocznej przerwie i zbliżającym się powrotem do rywalizacji na boiskach ORLEN Ekstraligi.
FutbolNews: Widziałem w mediach społecznościowych, że świąteczny sernik robisz własnoręcznie. To już tradycja?
Daria Sokołowska, TME SMS Łódź: Chyba powoli tak, bo to już trzeci lub czwarty rok z rzędu, jak coś piekę. Wcześniej próbowałam robić szarlotkę, później sernik. Biorę się za słodkości, bo resztę potraw przyrządza mama. W ten sposób mogę trochę jej pomóc.
– Rozwiejmy więc wątpliwości: sernik powinien być z rodzynkami czy bez?
– Zdecydowanie bez. Chociaż tata śmieje się, żebym chociaż połowę zrobiła z rodzynkami, trzymam się twardo swoich zasad. Szczególnie, że w tym roku robiłam sernik nowojorski. Wydaje mi się, że do tego rodzynki w ogóle by nie pasowały.
– Czym nowojorski różni się od zwykłego?
– Ma inną konsystencję, delikatniejszą.
– Ze względu, że trenujesz, a wcześniej przez lata trenował twój tata, święta są u ciebie pod względem jedzenia nieco inne? Musisz trzymać rygor?
– Już drugiego dnia świąt poszłam biegać, zrobiłam trening. Jasne, że trzeba się pilnować. Szczególnie, że właściwie to mam dwie Wiligie. Tata pochodzi znad morza, więc w sobotę mieliśmy jedną kolację z rodziną mamy, a w niedzielę z rodziną taty. Więc tak, pod tym względem jest u mnie inaczej: świętuję dwa razy. Ale na pewno nie wygląda to tak, że tylko objadam się serniczkiem. Mam rozpiski treningowe, więc sportu też jest zawsze sporo.
– Poza serniczkiem masz jakąś ulubioną potrawę świąteczną?
– W ogóle nie jem ryb, więc nie mam zbyt dużego wyboru. Pierogów czy uszek jest zwykle niewiele. Więc powiem, że sałatka jarzynowa. Poza tym zawsze na wigilię robię kluski leniwe dla siebie i dla brata, bo on nie je jeszcze większej liczby rzeczy.
– Dość zdrowo jak na wiligię.
– Do klusek jest bułka tarta na maśle, więc nie do końca zdrowo. Ale poza tymi kluskami jem niewiele. Więc Wigilie, mimo że są dwie, nie są tak obfite jak mogłoby się wydawać.
– Okres świąteczno-noworoczny niesie za sobą wiele pokus. Widziałem, że byłaś w Budapeszcie. I jak to tak: być w Budapeszcie i nie zjeść langosza albo zupy gulaszowej?
– Widziałam langosza, nie przekonał mnie do spróbowania. Jest robiony na gorącym oleju, to mnie odrzuciło. Zjadłam za to kołacza, też jest węgierski. Szczerze mówiąc, mogłam chyba pokusić się nawet o więcej, bo podróżowanie zwykle wiąże się u mnie z tym, że dużo zwiedzam. Codziennie robiłyśmy z mamą minimum 15 tysięcy kroków. A biorąc pod uwagę, że jednego dnia musiałam zrobić też rozpiskę treningową, wyszło pewnie i 25 tysięcy.
– Biegałaś w Budapeszcie? Na jakiejś trasie krajobrazowej?
– Akurat tak fajnie się zdarzyło, że zaraz obok naszego hotelu był duży park. Miałam przyjemność spędzić w nim prawie godzinę na bieganiu.
– Co najbardziej cię urzekło w mieście?
– Chyba opera. Z tego względu, że udało nam się być na „dziadku do orzechów”. Ten spektakl po prostu mnie zaczarował. To było fajne zwieńczenie świąt, bo „dziadek do orzechów” kojarzy się przecież właśnie ze świętami. Poza tym oczywiście budynek parlamentu, brzeg Dunaju od strony Budy, zamek, baszta rybacka, centrum samo w sobie. No i nocą Budapeszt jest pięknie oświetlony.
– Masz jakieś podróżnicze marzenie na rok 2024?
– Chciałabym pojechać na jakiś mecz, ale niestety wszystkie najważniejsze są akurat w trakcie moich (śmiech). Po zakończeniu ligi już raczej na żaden nie trafię. Ale fajnie byłoby mimo wszystko znaleźć chwilę wolnego i na jakiś się wybrać.
– Masz na myśli jakieś konkretne rozgrywki albo drużynę?
– Największym marzeniem jest zobaczenie El Clasico, ale o to będzie bardzo trudno. Najłatwiej za to pewnie o mecz Premier League w Londynie.
– Po której stronie byłabyś podczas El Clasico?
– Zdecydowanie po stronie Realu Madryt.
– Aż szkoda, że Real nie ma tak rozwiniętej sekcji kobiecej jak Barcelona.
– To fakt. Choć mimo, że Liga Mistrzyń w tym sezonie zweryfikowała Real, rozwój tej drużyny jest zauważalny.
– A tak pozasportowo, masz jakieś podróżnicze marzenia?
– Na pewno Londyn. Lizbona również byłaby bardzo ciekawym kierunkiem. Chciałabym też zwiedzić Paryż, ale raczej nie w okresie letnim. Ponoć najlepiej jest tam wiosną lub jesienią. No i Włochy zawsze są świetnym miejscem, niezależnie od miasta.
– Jesteś bardzo ciekawą osobą. Mam właściwie wrażenie, że piłka jest jednym z elementów twojego życia, być może nawet nie bardzo przeważającym. W Łodzi poza tym, że grasz, to także studiujesz.
– Na pewno piłka jest przeważającym, ale nie ukrywam, że elementem. Jestem typem osoby, która lubi próbować wielu rzeczy, niekoniecznie tylko w sporcie. Bardzo lubię sztukę, byłam na balecie w Warszawie, nauczyłam się grać na gitarze i kuszą mnie inne instrumenty, lubię czytać. Poza tym nie lubię siedzieć w jednym miejscu.
– A lepiej czujesz się w laboratorium czy na murawie?
– Muszę odpowiedzieć, że tu i tu. Świetnie trafiłam z kierunkiem studiów. Od razu mi się spodobał, a nie jest to oczywistością. Wiele osób po roku czy nawet dwóch uznaje, że to nie to, co ich interesuje i dokonuje zmian. Ja szłam troszkę w ciemno, bo wahałam się czy iść na analitykę chemiczną czy na przykład na biologię kryminalistyczną. W grę wchodziła też filologia francuska. Naprawdę sporo kierunków mi się podobało. Skończyłam na analityce chemicznej i bardzo się cieszę. Jest ciekawie, spora część z tej chemii jest naprawdę praktyczna i możemy dużo rzeczy robić w laboratoriach. Przez to ta chemia nie wydaje się aż tak straszna.
– Tak szczerze: gdzie widzisz siebie za 20-25 lat? Nie pytam za 10, bo wtedy wiadomo – będziesz jeszcze grać. Ale później: bardziej w kierunkach chemicznych?
– Na pewno za 20-25 lat chciałabym mieć rodzinę. A jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to chciałabym zostać przy sporcie. W sędziowaniu zupełnie się nie widzę. W trenerce chyba też nie. Ale chciałabym znaleźć dla siebie jakieś miejsce. Może w roli jakiegoś eksperta, reportera albo dziennikarza sportowego? Chciałabym też zostać przy chemii, bo jednak nie po to kończę studia, żeby to później zostawić. Docelowo chciałabym być w jakimś laboratorium kryminalistycznym.
– Trudno będzie to spiąć z piłką.
– Na pewno. Ale od zawsze mam sporo zajęć, które łączyłam z piłką. Wydaje mi się, że z odpowiednią organizacją da się wszystko. Nie ma rzeczy niemożliwych.
– A propos piłki: są po jesieni myśli u was, żeby walczyć o podium, czy może nawet o mistrzostwo Polski?
– Jeśli chodzi o podium, to zdecydowanie – będziemy walczyć do końca. Założenia są takie, żeby zdobyć medal. Jeszcze większe nadzieje mamy wobec Pucharu Polski. Chcemy obronić tytuł. Liga jest długa, a w Pucharze Polski czasami los może trochę pomóc. W tamtym roku pomógł Orlenowi Gdańsk.
My, poza pierwszym spotkaniem, w każdym kolejnym grałyśmy z drużynami z Ekstraligi. Orlen na zespół z najwyższej klasy rozgrywkowej trafił dopiero w półfinale. W lidze Pogoń trochę odjechała, ale wszystko może się odwrócić. Tam nie jesteśmy jednak zależne od siebie, a musimy wyczekiwać ewentualnego kryzysu rywalek. Mistrzostwo zdobędzie drużyna, która wiosną będzie miała stabilną formę, bez wahań.
– Szczęście w losowaniu teraz będzie chyba trochę potrzebne. Bo skoro mecz w lutym, przed powrotem ligowym, to trafienie mocnego rywala może oznaczać kłopoty.
– To też prawda. Ale mamy sparingi, prawie wszystkie gramy z zespołami ekstraligowymi, więc nie będziemy pozbawione rytmu. Ten mecz 1/8 finału Pucharu Polski pokaże też w jakim jesteśmy momencie przed powrotem ligi. Zobaczymy, bo i zespoły z niższych lig chcą pokazać się z jak najlepszej strony. Tak czy siak: wymagamy od siebie, wiemy, że inni od nas wymagają. Na boisko wyjdziemy z myślą o zwycięstwie.
Materiał powstał we współpracy z ORLEN