Legia znów traci punkty i… dużo bramek

25.02.2024

Legia Warszawa zremisowała w Kielcach 3:3, choć w pewnym momencie spotkania prowadziła już 3:1. Wypuściła jednak ten korzystny wynik i dała sobie strzelić dwa gole. Po raz kolejny defensywa pozostawia wiele do życzenia… 

Bez Tobiasza

Tym razem w bramce stołecznej drużyny nie stanął bardzo krytykowany za ostatnie występy Kacper Tobiasz. Doszło do takiej sytuacji, że pierwszego golkipera Legii wsparł publicznie nawet sam selekcjoner, wiedząc, że po takich „babolach” musi on przeżywać trudny czas w karierze i mierzyć się z niepochlebnymi opiniami.

Wsparcie wsparciem, jednak trener Kosta Runjaic musiał wreszcie zareagować, dać jakiś impuls i wprowadził dwie zmiany „na tyłach”. Kapuadiego, który patrzył się, jak Molde strzela gola, posadził na ławce. Podobnie uczynił też z Tobiaszem. W pierwszym składzie na mecz z Koroną Kielce wyszli Artur Jędrzejczyk oraz Dominik Hładun.

Pierwsza połowa niezła

Legia Warszawa już w 2. minucie powinna prowadzić, ale z czterech metrów i to przy leżącym bramkarzu w poprzeczkę z całej siły załadował Dominik Kun. Legia od początku dominowała i szybko chciała strzelić gola. To się udało niedługo później, bo już w 6. minucie. Za tę akcję należy głównie pochwalić Bartosza Kapustkę. To on wszedł z piłką pomiędzy dwóch rywali i podał prostopadle do Blaza Kramera. Musiał wziąć na siebie odpowiedzialność, ponieważ wyszedł na ten mecz z opaską kapitańską pod nieobecność pauzującego za kartki Josue.

Blaz Kramer zdobył w zasadzie dwie identyczne bramki. Dwa razy zbiegł w tę samą pozycję, uderzył z podobnego miejsca i też po dalszym rogu. W drugiej sytuacji ładnym prostopadłym podaniem popisał się już nie Kapustka, tylko Marc Gual. W 30. minucie goście prowadzili w Kielcach już 2:0 i nic nie wskazywało na to, że stracą tu jakiekolwiek punkty. Wszystko układało się idealnie.

Tyle, że Legia ma taką obronę, która sama sobie strzela gole. Zawalili na spółkę Artur Jędrzejczyk i Dominik Hładun, a to przecież oni zastąpili kiepsko spisujących się Tobiasza i Kapuadiego. Hładun rozegrał krótko z doświadczonym obrońcą. Jędrzejczyk piłkę stracił na 20. metrze i próbował „przyaktorzyć”. Na szczęście sędziował Szymon Marciniak, więc na takie gierki się nie nabrał. Martin Remacle uderzył w środek bramki, na pewno do obrony. Golkiper interweniował bardzo nieporadnie i Korona niespodziewanie złapała kontakt.

Jak wypuścić trzy punkty

Trener Kamil Kuzera po przerwie wpuścił na boisko Mariusza Fornalczyka i Danny’ego Trejo. Ta dwójka konkretnie rozruszała całą drużynę. Legia praktycznie była już tylko tłem. Owszem, udało jej się zdobyć bramkę, ale po jedynym celnym strzale. Korona chwilami deklasowała wręcz „Wojskowych”, w strzałach w samej tylko drugiej połowie było 16:6, a expected goals gospodarzy wyniosło aż 2,39. I to w 45 minut! Widzew, Górnik, Zagłębie i Puszcza nie wygenerowały takiego współczynnika przez cały mecz.

Co to oznacza? To, że Legia dopuszcza rywali do naprawdę dogodnych szans i ma olbrzymie dziury w defensywie. To nie żadna nowość. Marc Gual zdobył bramkę na 3:1 po jednej z nielicznych akcji gości. Na 30 minut przed końcem Legia miała dwa trafienia przewagi, ale to jej nie wystarczyło. Akcję na 3:2 zrobili zmiennicy – Mariusz Fornalczyk i Danny Trejo. Amerykanin idealnie wystawił piłkę do Jewgienija Szykawki. Białorusin nie mógł spudłować z trzech metrów. Legii też anulowano bramkę Bartosza Kapustki na 4:2 po analizie VAR (wcześniej w akcji był spalony). Korona atakowała do końca i wyrwała punkty w 92. minucie za sprawą innego rezerwowego – Adriana Dalmau. Swoją drogą, miał miejsce niezły „pinball” w polu karnym.

Legia Warszawa gra już tylko na jednym froncie, ponieważ odpadła w fatalnym stylu z Ligi Konferencji, a w Pucharze Polski wyeliminowała ją… Korona Kielce po dogrywce. To już druga z rzędu strata punktów w Ekstraklasie. Wcześniej punkt z Łazienkowskiej przywiozła Puszcza Niepołomice. Legia w ogóle nie korzysta na kiepskich występach ekip będących przed nią. Śląsk Wrocław i Jagiellonia też przecież kiepsko punktują po przerwie. Strata „Wojskowych” do lidera z Białegostoku wynosi pięć punktów.

Fot. screen Ekstraklasa TV