Pogoń zadała nokautujący cios w dogrywce. Przeklęty Puchar dla Lecha

27.02.2024

Pogoń Szczecin wyeliminowała Lecha w ćwierćfinale Pucharu Polski. Hit zdecydowanie rozczarował, bo obie ekipy bały się otworzyć. Gdy wszyscy szykowali się już do konkursu jedenastek, to niespodziewanie Joao Gamboa zdobył bramkę w 119. minucie i „Portowcy” oszaleli ze szczęścia.

Lech znowu nie wygra Pucharu Polski. Czeka na to od sezonu 2008/09, czyli od czasów… Franciszka Smudy. Wtedy jeszcze barwy „Kolejorza” reprezentował Robert Lewandowski. Pogoń w tym względzie jest jeszcze lepsza, bo przez lata przylgnął do niej pseudonim „drużyny zero” przez zero jakichkolwiek trofeów w gablocie. Czekają więc na Puchar Polski… od powstania klubu. Czyżby to był ten sezon?

Lech osłabiony

Zabrakło wciąż niedostępnego Mikaela Ishaka. Szwed nie zagrał jeszcze po wznowieniu rozgrywek. Nabawił się urazu w sparingu z Szachtarem Donieck i jego absencja trochę się wydłuża. Już miał być gotowy na Śląsk, a tymczasem nie zagrał ani wtedy, ani z Pogonią. W meczu towarzyskim podczas jednego z kontaktów fizycznych z obrońcą przeciwnika, upadł na murawę i skarżył się potem na bardzo silny ból w okolicach żeber. Do kontuzji Filipa Dagerstala wszyscy zdążyli już przywyknąć, bo nie gra on od końcówki października. Afonso Sousa także znalazł się poza składem i nie ma w tej rundzie rozegranej choćby minuty.

Osłabieniem Lecha okazały się też… zmiany Mariusza Rumaka. W drugiej części dogrywki zdjął z boiska Kalstroema oraz Murawskiego, a wprowadził między innymi Ba Louę i Kwekweskiriego. Zdecydowanie brakowało wariantów ofensywnych. Filip Szymczak także zagrał kiepsko. Gholizadeh po zmianach wylądował w środku pola i w końcówce to Pogoń zaczęła dominować. Szkoleniowiec Lecha jednocześnie trzymał na boisku bardzo słabego Dino Hoticia. Nie ułatwił tego meczu decyzjami personalnymi i nie wstrzelił się w zmiany.

Nudy, nudy i nudy w pierwszej połowie

Pierwsza połowa tego meczu wyglądała jak walka dwóch bokserów, którzy wzajemnie boją się dostać nokautujący cios, więc tak sobie doskakują i odskakują. Filip Bednarek w pomeczowym wywiadzie nazwał to nawet… wąchaniem się. Strzałów oba kluby oddały, jak na lekarstwo. Można było się wynudzić przez 45 minut z małym tylko wyjątkiem, którym była akcja Kamila Grosickiego. To w zasadzie jedyna okazja, która poderwała kibiców z krzeseł na stadionie w Poznaniu i przed telewizorami.

Grosicki wybiegł sam na sam z Bednarkiem, drobił, drobił kroczki i załadował nad bramką. Doskonałą prostopadłą piłką popisał się Alexander Gorgon. „Grosik” wyszedł w tempo, uciekł obronie Lecha, ale z ostrego kąta nie był w stanie pokonać Filipa Bednarka. Dwie minuty później Pogoń znowu ładnie „sklepała” w polu karnym, ale piłka skoczyła na „krecie” Gorgonowi. Był jeszcze strzał z główki po rzucie rożnym, który oddał Joao Gamboa i „machnięcie” się Filipa Szymczaka po ładnej, szybkiej akcji Lecha Poznań. I to tyle. Finalnie zero strzałów celnych.

Cojocaru trochę się pobrudził

O ile w pierwszej połowie rumuński golkiper nawet nie pobrudził sobie koszulki, to w drugiej musiał już kilka razy interweniować. Warto go docenić nie tylko za obronione strzały, ale także bardzo dobre czytanie gry na przedpolu i wyłapanie kilku dośrodkowań. Valentin Cojocaru żył praktycznie w całej szesnastce. Lech zagrał w tej części gry już trochę lepiej, a na pewno konkretniej. To już była walka bokserów, w której ten z niebieskiego narożnika próbował wyprowadzać jakieś ciosy.

To wciąż jednak… głównie nudy. Lech nie stworzył wiele szans, ale przynajmniej był lepszy od Pogoni Szczecin, która nie popisała się z kolei ani jednym strzałem celnym. W akcjach ofensywnych najjaśniej błyszczał Kristoffer Velde. Jeżeli działo się coś dobrego, to tylko po jego akcjach. W 67. minucie. właśnie on uderzył na bramkę w technicznym stylu i tylko końcami palców sięgnął piłkę Cojocaru. Norweg nie mógł uwierzyć, że bramkarz mu to wybronił. Wykazał się dużym kunsztem. Aż przypomniały się jego interwencje ze Śląskiem Wrocław, gdzie został graczem meczu. Później niewiele się działo, z tym, że to gospodarze przeważali. Ćwierćfinałowe nudy zostały przedłużone o dogrywkę.

Złoty gol w dogrywce

Kiedy już wszyscy szykowali się do rzutów karnych, to Pogoń Szczecin w 119. minucie wyprowadziła nokautujący cios ze stałego fragmentu gry. Dośrodkował Wahan Biczachczjan, główkę wygrał Mariusz Malec, a akcję zamknął Joao Gamboa. Portugalczyk miał tego dnia taką „czutkę” w polu karnym, bo kilka razy piłka spadała właśnie na jego głowę po stałych fragmentach. Wykorzystał ją w najlepszym możliwym momencie, ponieważ Lech nie miał już czasu, by odpowiedzieć i odpadł z Pucharu Polski.

Fot. PressFocus