Cole Palmer, bo kto inny? Chelsea ogrywa Newcastle

11.03.2024

Chelsea pokonała Newcastle 3:2, a bohater tego spotkania mógł być tylko jeden. Koncert zagrał Cole Palmer, który dopisał na swoje konto kolejną bramkę i kolejną asystę. 

Mecz dwóch potłuczonych

Oba zespoły mają w tym sezonie duże kłopoty personalne. Dużo mówi się w tym sezonie o kontuzjach Liverpoolu i Newcastle, ale trochę mniej o tych w Chelsea bardziej skupiając się na wydanych przez nich milionach, a nie tym, że wieloma piłkarzami po prostu nie mogą grać. Z absencji można ułożyć całkiem niezłą formację defensywną. Na pewno podstawowymi wahadłowymi byliby Ben Chilwell oraz Reece James, jednak obaj są mocno „szklani”. Wesley Fofana w lipcu zerwał więzadła krzyżowe. Pochettino nie mógł też skorzystać z Leviego Colwilla. O Romeo Lavii, o którego bój stoczył Liverpool z Chelsea wszyscy zdążyli już zapomnieć. W ataku nie można liczyć na wiecznie kontuzjowanego Christophera Nkunku.

W Newcastle też wieczny całosezonowy szpital. Największą absencją zdaje się być brak Nicka Pope’a, który na początku grudnia zwichnął bark i od tego czasu zastępuje go dużo słabszy i kiepski na przedpolu Martin Dubravka. Sercem i płucami w środku pola był na początku sezonu Sandro Tonali, który świetnie wpasował się do zespołu, jednak długo nie pograł i został zawieszony dyscyplinarnie za uprawianie hazardu. Co chwilę urazy łapie napastnik Callum Wilson, a bardzo daje się we znaki brak wybieganego Joelintona, któemu Eddie Howe zmienił pozycję z napastnika na harującą w obie strony ósemkę. Podstawowy prawy obrońca i kapitan Kieran Trippier też nie mógł zagrać z Chelsea.

Cole Palmer król

Kibice Chelsea nie mają w tym sezonie zbyt wielu powodów do uśmiechu. Ich zespół stał się klasycznym ligowym średniakiem, mimo wydania ponad miliarda funtów na transfery. Wielu zawodników nie potrafi sobie znaleźć miejsca w drużynie, w której po prostu ściągnięto w krótkim czasie zbyt wielu zawodników. Jest jednak jedna perełka, która absolutnie wyróżnia się na tle pozostałych. Kreatorem, strzelcem i reżyserem Chelsea jest w tym sezonie Cole Palmer. Piłkarz, który nie miał ani jednej bramki w Premier League nagle odpalił i ma już na koncie 11 trafień i osiem asyst.

Nie inaczej było w meczu z Newcastle United. Królem Chelsea w ofensywie był oczywiście Cole Palmer. Strzelał na bramkę, kreował, rozgrywał i znów dał konkrety z przodu. Najpierw zanotował asystę, gdy w pierwszej połowie uderzył na bramkę, a jego strzał sprytnie dotknął piętą jeszcze Nicolas Jackson i zmylił Martina Dubravkę. W drugiej połowie, a konkretnie w 58. minucie, otrzymał podanie od Enzo Fernandeza. Przyjął prawą, uderzył lewą i zdobył bramkę, jak przystało na lidera zespołu. O 86. minucie Stamford Bridge pożegnało go owacjami na stojąco.

Newcastle słabsze

Trzeba przyznać, że Newcastle United było w tym starciu trochę słabsze, choć w końcówce jeszcze trochę powalczyło i postraszyło gospodarzy. Jacob Murphy w dziecinny sposób wpuścił w maliny Marca Cucurellę i strzelił petardę nie do obrony. To spowodowało, że doliczony czas gry dał jeszcze trochę niespodziewanych emocji, bo wcześniej zapowiadało się na dość łatwe i pewne zwycięstwo Chelsea. Newcastle wykreowało mniej szans, bo w zasadzie bramka Alexandra Isaka to ich jedyny celny strzał z pierwszej połowy.

W drugiej strzelał jeszcze Miguel Almiron, ale wprost w dobrze stojącego Djordje Petrovicia. Chelsea oddała osiem strzałów celnych i miała po swojej stronie więcej konkretów. Może posiadanie piłki nie przemawiało za „The Blues”, ale było to świadome jej oddanie i liczenie na kontrę. Dokładnie taką kontrę, jaka miała miejsce przy golu na 3:1. Pojedynek na skrzydle wygrał Nicolas Jackson i zagrał do Gallaghera. Temu jednak piłkę wygarnął… Mychajło Mudryk, wjechał w pole karne, założył jeszcze „siatkę” obrońcy, kiwnął Dubravkę i strzelił po ziemi. Zaplątał się tam interweniujący Emil Krafth i w zasadzie to on wpakował sobie piłkę do bramki.

To był mecz idealnych „średniaków” Premier League, a więc zespołu 10. w tabeli z 11. miejscem. To Chelsea atakuje zza pleców i zbliżyła się do „Srok” na jeden punkt. Może nie dominowała, bo nie gniotła gości w polu karnym. Piłkarze Pochettino wiedzieli jednak kiedy uderzyć i dość mądrze grali w końcówce już przy stanie 3:2. Żadnej nerwówki tam nie było po bramce kontaktowej Newcastle.

fot. Twitter