Tottenham zdemolował West Ham w 10 minut. Kudusa „odkleiło” i wyleciał z boiska

19.10.2024

Tottenham na początku drugiej połowy zadał trzy szybkie ciosy i wyszedł ze stanu 1:1 na 4:1, a później spokojnie kontrolował przebieg spotkania. Ciosami, lecz nie do bramki odpowiedział Mohammed Kudus. Ghańczyk wyleciał z boiska, bo… uderzył dwóch rywali w twarz. 

Słynny mecz

Cztery lata temu – w czasach covidowych pustych stadionów – miał miejsce ikoniczny mecz pomiędzy West Hamem a Tottenhamem. Po 16 minutach było wówczas 3:0 dla „Kogutów” i zapowiadało się na pogrom. Nic nie wskazywało na pozytywny wynik dla pogrążonych w beznadziei „Młotów”. Tempo siadło, mecz się uspokoił. W 82. minucie nadal było 3:0 dla gospodarzy i wtedy wydarzyło się coś irracjonalnego. Najpierw trafił Fabian Balbuena z główki i nawet się specjalnie nie ucieszył. Ot, gol honorowy. Potem samobója wpakował Davinson Sanchez, a w 94. minucie wydarzyło się… to:

W poprzednim sezonie West Ham jeszcze pod wodzą Davida Moyesa akurat w tych derbach potrafił wypunktować przeciwnika – zdobył w sumie cztery punkty na Tottenhamie i także potrafił odrobić stratę od stanu 0:1 do 2:1. W obecnym sezonie obie ekipy radzą sobie średnio. „Młoty” miały bardzo słabą serię pięciu spotkań bez zwycięstwa – były w tym bardzo wyraźne porażki z silnymi ekipami: 1:3 z Manchesterem City, 0:3 z Chelsea oraz 1:5 z Liverpoolem w Pucharze Ligi.

Jeśli chodzi o Tottenham, to wyróżnia się zdecydowanie forma Brennana Johnsona. Walijczyk strzela gole jak na zawołanie i śrubuje fantastyczną serię. Do derbów przystępował z siedmioma meczami z rzędu z bramką. Wlicza się w to także bramka dla reprezentacji w Lidze Narodów. „Koguty” kiepsko zaczęły sezon, przegrywając m.in. North London Derby z mocno osłabionym Arsenalem, a kiedy już złapały formę, notując pięć zwycięstw z rzędu, to tuż przed zgrupowaniem przytrafił się mecz z Brighton, który Ange Postecoglou uznał za najgorszy, odkąd prowadzi ten klub. Tottenham w 15 minut stracił trzy gole.

Kulusevski show

West Ham pokazał dwa oblicza – w pierwszej części pierwszej połowy grał trochę odważniej. Przeprowadził dwie bliźniaczo podobne akcje – Jarrod Bowen zakręcił rywalem na skrzydle i dograł w pole karne w miejsce, gdzie czekał Mohammed Kudus. Przy pierwszej próbie świetnym refleksem popisał się Guglielmo Vicario. Kilka minut później był już bezradny. Ange Postecoglou musiał być zawiedziony tym, że tę akcję można było wcześniej co najmniej trzy-cztery razy wyjaśnić. Na końcu Destiny Udogie został ośmieszony i „objechany” przez Bowena, a Kudus uprzedził Bissoumę i dopełnił formalności.

W międzyczasie Son spróbował swojego firmowego zagrania – zejścia do środka i uderzenia po dalszym słupku zza zasłony. Od momentu zdobycia bramki West Ham ewidentnie się cofnął i grał zwarcie w defensywie. Trudno było odnaleźć miejsce. Jeśli już Tottenham nabijał statystyki, to w rzutach rożnych, których wykonał aż 12 w pierwszej połowie. Max Kilman czy Jean-Clair Todibo skutecznie wyręczali golkipera. Niewiele z dominacji „Kogutów” wynikało.

W kreacji brylował Dejan Kulusevski. To on grał najlepiej, wyróżniał się, było go pełno na obu stronach boiska. Szwedowi sprzyja gra w środku pomocy, gdzie czuje się świetnie. Przełamał defensywę gości w 36. minucie, ale wydarzyło się to po przejęciu piłki i szybkim napędzeniu akcji przez Jamesa Maddisona. West Ham nie zdążył dobrze się zorganizować. Szwed nie tylko zdobył bramkę, ale to on głównie napędzał akcje ofensywne, wygrywał większość bezpośrednich pojedynków (6/10).

Osiem minut dramatu West Hamu

W 51. minucie był jeszcze remis, a w 59. minucie już 4:1 dla Tottenhamu. Gospodarze w osiem minut rozbili przeciwników w drobny mak, a jeszcze w kolejnej akcji Son strzelił w słupek, więc niewiele brakło, żeby padły aż cztery bramki dla „Kogutów” w dziesięć minut. Autorami trafień: Yves Bissouma, Todibo, który wpakował samobója oraz Son.

Bissouma strzelił gola po bystrości umysłu Destiny’ego Udogie, który nawinął przeciwnika na swojej stronie i wystawił piłkę pomocnikowi. Pecha miał Max Kilman, któremu piłka przeleciała pomiędzy nogami. Areola nie miał szans, bo pilnował drugiej strony słupka. Chwilę później kuriozalnego samobója wpakował sobie Todibo. Areola odbił piłkę po strzale Sona, ale tak niefortunnie, że trafił w swojego obrońcę. Piłka wturlała się w pechowych okolicznościach tuż za linię. Bramka na 4:1 to już kunszt Koreańczyka, który wkręcił w ziemię żenująco grającego Todibo (defensor złamał linię spalonego o kilka metrów).

Po tej dziesięciominutowej demolce w zasadzie było jasne, że Tottenham to spotkanie wygra. West Ham nie wierzył w powodzenie come backu i tempo spotkania zdecydowanie siadło. Swoją frustrację najbardziej okazał Mohammed Kudus, którego prawdopodobnie czeka grube zawieszenie. Ghańczyk po kolei nokautował kolejnych przeciwników ciosami w twarz (van de Vena i Pape Matara Sarra). Początkowo dostał tylko absurdalną żółtą kartkę, lecz po analizie arbiter Bobby Madley musiał ją anulować i wywalić go z boiska za takie patologiczne zachowanie.

fot. screen Twitter/X