Wyzwania Lecha Poznań przed nowym sezonem. Jak mistrz Polski poradzi sobie ze swoimi problemami?

Choć nastroje w Wielkopolsce po triumfie w walce o mistrzostwo Polski są raczej dobre, zdecydowana większość kibiców Lecha ma prawo mieć powody do obaw. Ostatnie tygodnie, niby dopiero zwiastujące start nowego sezonu, w dłuższej perspektywie mogą okazać się kluczowe w kontekście obrazu całego roku. Przed jakimi wyzwaniami na początku sezonu stoi więc Niels Frederiksen i jego podopieczni?
Poradzić sobie z kontuzjami
Marek Aureliusz w swoich „Rozmyślaniach” pisał, że to, co nie leży w naszej mocy, nie zasługuje na naszą uwagę. Z pełnym docenieniem dla tego rzymskiego cesarza-filozofa, należy stwierdzić, że zdanie to nijak ma się do tego, jak w pierwszych tygodniach działać powinien Niels Frederiksen. Bo kłopoty związane z tym, na co Frederiksen nie ma wpływu wymagają nie zostawienia, lecz intensywnego działania.
Mowa tutaj szczególnie o kontuzjach podstawowych zawodników, które w oczywisty sposób osłabiają ekipę Lecha. Na przestrzeni ostatnich tygodni poważnych urazów doznali Daniel Hakans i Patrik Walemark, które najprawdopodobniej wykluczą duet co najmniej do końca rundy jesiennej. Jakby tego było mało, operację przeszedł także inny ważny punkt ekipy „Kolejorza” – Radosław Murawski. Do treningów na pełnych obrotach nie wrócił jeszcze bohater zeszłego sezonu – Ali Gholizadeh, którego absencja jest spowodowana operacją przeprowadzoną po zeszłym sezonie i opóźnionym przylotem do Polski z Iranu.
Raport zdrowotny 🔗 https://t.co/XZEomviotL pic.twitter.com/RWvWKvj4Uq
— Lech Poznań (@LechPoznan) July 16, 2025
Frederiksen musi więc znaleźć rozwiązanie, które choćby w jakimś stopniu załata dziury pozostawione przez kontuzjowanych graczy. W tej kwestii, na szczęście dla fanów Lecha, można dojrzeć światełko w tunelu. Takowym z pewnością byłyby transfery, które Frederiksen obiecał kibicom na konferencji prasowej po spotkaniu o Superpuchar Polski przeciwko Legii Warszawa. W obecnej kadrze „Kolejorza” trudno bowiem zobaczyć graczy, którzy mogliby z miejsca wejść w buty Hakansa czy wystrzałowego Walemarka. Rzeczywiście, te transfery nadchodzą i to dość szybko.
Włączyć do składu nowych zawodników
Pomimo zapowiedzianych przyszłych ruchów na rynku Lecha, w ostatnich tygodniach działacze „Niebiesko-Białych” także byli dość aktywni na rynku transferowym.
Do zespołu wróciło przecież dwóch wychowanków – Mateusz Skrzypczak i Robert Gumny, od których fani „Kolejorza” mają pełne prawo oczekiwać wejścia z miejsca do pierwszego składu. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku innego, nowego nabytku Lecha – Joao Moutinho z Jagiellonii Białystok, który ma już doświadczenie w grze zarówno na krajowym podwórku, jak i w ramach europejskich pucharów. Może się zatem zdarzyć tak (i to bardzo prawdopodobne), że formację obronną stworzy trzech nowych zawodników, a uzupełni Alex Douglas lub Antonio Milić.
João Moutinho zawodnikiem Lecha Poznań! 🇵🇹🔵⚪️#Moutinho2027 pic.twitter.com/JIASaSFDAx
— Lech Poznań (@LechPoznan) July 16, 2025
Ostatni mecz z Legią i słaby występ Gumnego w tym spotkaniu spowodował jednak, że w głowach niektórych kibiców mógł pojawić się pewien rodzaj niepewności. Legia wygrała Superpuchar, a wychowanek wielkopolskiej ekipy zagrał bowiem słabo i momentami sprawiał wrażenie, jakby niezbyt wiedział w którym miejscu powinien akurat się ustawić. Krótko mówiąc, brakowało mitycznych, acz potrzebnych automatyzmów. W starciu z Legią jednakże w nieporównywalnie mniejszym wymiarze czasowym, lepiej od Gumnego sprawdził się ofensywnie usposobiony Leo Bengtsson.
Poza nowymi nabytkami Lecha, w zasadzie od razu w obliczu kontuzji Murawskiego, w rolę jednego z liderów środka pola powinien wcielić się Gisli Thordarson, który trafił na Bułgarską podczas poprzedniej zimy. Mimo sięgnięcia po mistrzostwo, premierowa runda na polskich boiskach w wykonaniu Islandczyka nie była zbyt udana. 20-latek wystąpił bowiem tylko w pięciu meczach PKO BP Ekstraklasy. Dalszy rozwój Thordarsona zahamowała – a jakże – kontuzja, przez którą pomocnik musiał poddać się zabiegowi barku.
Gisli Thordarson jest już po zabiegu kontuzjowanego barku 🫡 Gotti, czekamy na Twój szybki powrót do zdrowia! ✊🏼
📸 fot. Rehasport pic.twitter.com/1kBfnyG8AY
— Lech Poznań (@LechPoznan) March 14, 2025
Poza tym w ostatnich godzinach pojawiła się informacja o innych transferach zrealizowanych przez Lecha. Mowa o Pablo Rodriguezie (którego rolą będzie zastąpienie genialnego Afonso Sousy), Luisie Palmie (wypożyczenie z opcją wykupu) oraz Thimthym Oumie (wyp. bez opcji wykupu). Trzeba przyznać, że „Kolejorz” nie zamierza narzekać i płakać, tylko wziął się do działania. To na pewno imponujące.
Wprowadzenie tak wielu nowych piłkarzy w zespół na pewno wiąże się z upływem czasu i z pewnością pełni efektów wzmocnień nie obejrzymy od razu. Z drugiej strony nie bądźmy panami marudami – przecież co roku mówi się o zbyt małej liczbie transferów do Lecha. Skoro je mamy, pozostało nam jedynie czekanie z wypiekami na twarzy na ich wypalenie lub wypalanie się. Bo w końcu, posługując się zdaniem Camusa – „Jeśli coś ma mi się przydarzyć, chcę być wtedy obecny”. Chyba żadna inna kwestia z klasyków literatury lepiej nie oddaje ekscytacji pomieszanej z nutką niepewności, która towarzyszy kibicom przy okazji transferów…
Nie stłamsić młodych
Transfery to jedno, ale z drugiej strony Lech bardziej niż z kupowania nowych zawodników… słynie przecież z ich produkowania. Po latach regularnego wypływania dużych talentów zdaje się, że dla wychowanków „Kolejorza” nadszedł czas delikatnej posuchy. W końcu, z całym szacunkiem, niesprawiedliwe byłoby porównywanie Kozubala do Modera, czy nawet Lismana do Jóźwiaka. To (przynajmniej jeszcze) nie ten rozmiar kaloszy.
Antoni Kozubal pojechał na kadrę w listopadzie i nie wrócił… #ŚLĄLPO pic.twitter.com/KJB28pveFb
— Mateusz Dukat (@DukatMateusz) March 29, 2025
Mimo to Frederiksen lubi wprowadzać do składu młodych (o czym świadczą chociażby regularne występy w zeszłym sezonie Michała Gurgula czy Wojciecha Mońki) i dawać im szansę zabłysnąć na największych arenach w kraju. Dość duża liczba transferów powoduje jednak, że trudno wyobrazić sobie przykładowo wspominanego wyżej Gurgula jako podstawowego lewego obrońcę Lecha w przyszłym sezonie. Do składu „z buta” ma wejść przecież Moutinho, który na pewno nie pogodzi się z rolą zmiennika.
Prędzej na taki układ pójdzie nastolatek, jednak tego również nie należy uważać za pewnik. Jego wypożyczenie to raczej science-fiction, bo sztab Lecha na czele z Frederiksenem z pewnością chciałby mieć back-up na tej pozycji w postaci młodego, perspektywicznego wychowanka. Nie po to szukał kogoś do rywalizacji, żeby teraz tej rywalizacji nie było. Wszak wiele razu marudzono, że ktoś by się na lewą stronę przydał. No to jest. I to od razu jakże ograny w europejskich pucharach i u mistrza Polski. Tomasz Rząsa powiedział o nim:
– (Moutinho – przyp. red) był jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji w polskiej lidze, więc liczymy, że wzmocni rywalizację na lewej obronie i nie tylko będzie walczył o wyjściową jedenastkę z Michałem Gurgulem, ale też wesprze go swoim doświadczeniem.
Jednocześnie sporo mówi się także o definitywnym transferze młokosa z Lecha. Zainteresowanie gracza powołanego w listopadzie zeszłego roku do pierwszej reprezentacji wykazywał na przykład zespół z MLS – Real Salt Lake City.
🌎🪄 | 𝐔𝟏𝟗𝐬 with Most 𝐏𝐑𝐎𝐆𝐑𝐄𝐒𝐒𝐈𝐕𝐄 𝐀𝐂𝐓𝐈𝐎𝐍𝐒 in the world [2024/25]
5. Yasin Özcan (19) 🇹🇷 — 373
4. Michał Gurgul (19) 🇵🇱 — 389
3. Lamine Yamal (17) 🇪🇸 — 395
2. Aleksandar Stanković (19) 🇷🇸 — 407
1. Lucas Høgsberg (19) 🇩🇰 — 409
~ @DataMB_ pic.twitter.com/RSPB7JAci9
— Rising Stars XI (@RisingStarXI) June 25, 2025
Połączyć grę w Europie z Ekstraklasą
Tak, tak, wiemy – gra Lecha w europejskich pucharach nie jest jeszcze pewna. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę optymistyczne rozstawienia – można być spokojnym, że w przyszłym sezonie ujrzymy „Kolejorza” rywalizującego czy to w Lidze Mistrzów (sic!), Europy czy przynajmniej Konferencji. Żeby się nie dostać w ścieżce mistrza do tych trzecich rozgrywek, to trzeba być naprawdę totalnym gamoniem i byłaby to chyba największa kompromitacja w historii polskich występów. Na to się raczej nie zanosi i lepiej wyrzucić w ogóle taki scenariusz z głowy.
W zeszłym sezonie Frederiksen miał o tyle większy komfort, że przejął zespół będący w dołku, który po słabym pobycie na ławce trenerskiej Mariusza Rumaka nawet nie zakwalifikował się do eliminacji LKE. Wystarczyło zrobić… cokolwiek i już byłoby lepiej. Wobec tego w trakcie mistrzowskiego roku Duńczyk w zasadzie przygotował drużynę systemem tygodniowym, skupiając się tylko na weekendowych potyczkach w PKO BP Ekstraklasie. Lech zdobył mistrza, ale długo bił się m.in. z Jagiellonią, która dotarła aż do ćwierćfinału Ligi Konferencji.
Teraz najprawdopodobniej sytuacja będzie wyglądać inaczej i do rywalizacji w lidze dojdą jeszcze nieporównywalnie ważniejsze i bardziej medialne starcia w Europie. Przy tym Frederiksen będzie musiał jednak pamiętać, aby nieświadomie nie machnąć ręką na Ekstraklasę i jak najdłużej być w walce o mistrzostwo (wzorem „Jagi”), którego obronienie w Poznaniu byłoby traktowane jako niebywały sukces. Ostatnio sytuacja, w której „Kolejorz” sięgał po krajowy tytuł dwa lata z rzędu miała miejsce w latach 1992 i 1993, ale ten drugi to delikatna kwestia – tzw. „Niedziela cudów”, którą nie wszyscy uznają.
#STMLPO
7⃣ kolejek, bilans 5-1-1 👏👏👏
To najlepszy ekstraklasowy start Lecha w XXI wieku (najlepszy od sezonu 1992/93).Wielka rzecz. pic.twitter.com/PpcYf7uYEC
— wikilech.pl – Encyklopedia Lecha Poznań (@wikilech_pl) August 30, 2024
Innym znakiem zapytania w kontekście stylu i jakości Lecha grającego na dwóch, a dorzucając do tego Puchar Polski może i nawet na trzech frontach jest kondycja zdrowotna zawodników, która trapiła „Niebiesko-Białych” już w zeszłym sezonie, gdy meczów było przecież o wiele mniej. To jak będzie przy grze co trzy dni?!
fot. PressFocus