Dani Olmo w FC Barcelonie – czy to ma prawo wypalić?

10.08.2024

W ostatnim czasie głośno zrobiło się o najnowszym transferze FC Barcelony – Danim Olmo. Część ekspertów oraz zwykłych sympatyków twierdzi, że sprowadzenie do zespołu kolejnego klasowego pomocnika zrodzi kolejne problemy zamiast rozwiązywać te, które już teraz trapią „Blaugranę”. Jaka jest jednak prawda – czy ostatecznie Hiszpan może okazać się zbawcą klubu ze stolicy Katalonii?

Wychowanek

Zacznijmy jednak od samego początku kariery Daniego Olmo. Jej punkt początkowy jest w… Barcelonie, gdyż to właśnie w swoim „nowym” klubie hiszpański pomocnik stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. I chociaż ostatecznie nie zdołał zaliczyć debiutu w seniorskiej ekipie „Dumy Katalonii”, to przez długi okres pobierał lekcje od miejscowych czarodziejów futbolu. Olmo jest jednym z „produktów” lokalnej akademii z najwyższego światowego topu – La Masii, która w przeszłości wychowywała już takich geniuszy środka pola jak Iniesta, Xavi czy obecny asystent Hansiego Flicka – Thiago Alcantara.

Ostatecznie pomocnik urodzony w katalońskiej Terrassie (zupełnie tak jak Xavi) nie zdecydował się na klasyczny model prowadzenia kariery i dość sensacyjnie słoneczną Barcelonę zamienił na chorwacki Zagrzeb, gdzie na poziomie seniorskiej piłki zbierał pierwsze szlify w miejscowym Dinamie. Wiele lat temu ten ruch uważano wręcz za samobójstwo dla jego kariery – w końcu mowa o lidze… chorwackiej. Lat spędzonych w szkółce FC Barcelony nie da się jednak wymazać i może być to spory argument dla tych, którzy uważają, że Olmo już od pierwszych tygodni zawojuje La Liga.

Co z Pedrim?

Głównym argumentem osób nastawionych antagonistycznie do transferu Olmo jest zagrożenie, że trudno będzie połączyć jednocześnie na boisku artyzm Hiszpana wraz z innym piłkarskim Picasso środka pola – Pedrim.

Jest w tym trochę, a może i nawet dużo racji – w końcu na europejskim topie trudno znaleźć zespół grający z dwoma tzw. wolnymi elektronami czyli piłkarzami niezwiązanymi sztywno z jedną pozycją. Jeszcze dziesięć lat temu powiedzielibyśmy: „Lepiej mieć przecież dwóch wirtuozów niż jednego!”, natomiast w erze „guardiolizacji” piłki i podchodzenia do meczów jak do rozgrywki szachowej, w której każda z figur ma do odegrania swoją rolę, pomysł taktycznego odcięcia od reszty zespołu aż dwóch zawodników śmiało można określić mianem szalonego.

Aby porównać tych dwóch zawodników najlepiej spojrzeć na tzw. heatmapę określającą położenia danego piłkarza na przestrzeni okresu czasu (w tym przypadku jest to zeszły sezon)

heatmapa Daniego Olmo
heatmapa Pedriego

Na tej płaszczyźnie możemy zauważyć coś ciekawego, a mianowicie fakt, iż Pedri zdecydowanie częściej cofa się do defensywy. Nie jest to zaskoczeniem, zważając na to, że Olmo często gra także na pozycji skrzydłowego, a nie tylko „dziesiątki”. Może więc Hansi Flick zdecyduje się na delikatne przesunięcie do tyłu Pedriego, co „zrobiłoby” z niego zawodnika numer osiem. Wówczas Olmo mógłby swobodnie grać na pozycji ofensywnego pomocnika i przynajmniej teoretycznie panowie nie wchodziliby sobie w drogę.

Jest jednak jeszcze jeden, prostszy wariant. Mianowicie Olmo – jak pokazała również heatmapa – często schodzi do lewej strony i występuje na pozycji bocznego pomocnika, a nawet skrzydłowego. Przeniesienie byłego zawodnika RB Lipsk z „dziesiątki” na wspomniane już skrzydło byłoby najbardziej oczywistym rozwiązaniem, co nie oznacza jednak, że na koniec nie okaże się tym najlepszym.

Wówczas pada pytanie, co z Raphinhą, który na ten moment jest podstawowym LS „Blaugrany”? Przy takim wariancie można znaleźć jeszcze jeden haczyk – niemożliwy byłby transfer Nico Williamsa, o którego względy bije się „Duma Katalonii”.

Szklanka?

Wszystkie analizy i warianty będą jednak bez sensu, gdy Olmo nie będzie zdrowy. A trzeba przyznać, że Hiszpan końskiej odporności na kontuzje nie ma. Podczas zeszłego sezonu pomocnik nabawił się aż trzech kontuzji o zupełnie innym profilu, co oznacza, że niektóre części ciała Olmo mogą być szczególnie narażone na występowanie urazów.

Gdyby zliczyć cały okres, który w trakcie kampanii 2023/24 Dani spędził na przysłowiowej kozetce, wyszłoby dokładnie 111 dni. Prawie cztery miesiące bez gry na topowym poziomie mogą zahamować niejedną karierę i jedno jest pewne – Barcelona na Olmo będzie musiała chuchać i dmuchać ze wszystkich stron.

Warto nadmienić również, że wspominany już Pedri, który być może okaże się głównym konkurentem Hiszpana do gry w pierwszym składzie także do najzdrowszych nie należy. Od razu do głowy w tym momencie przychodzi jego uraz z minionego EURO 2024, gdy podczas ćwierćfinałowego starcia przeciwko Niemcom musiał opuścić murawę, a ostatecznie incydent ten wykluczył go z dalszej gry w turnieju.

Wówczas Pedriego zastąpił… Olmo, który okazał się być kapitalnym zmiennikiem. Ówczesny piłkarz RB Lipsk strzelił gola „Die Mannschaft”, a następnie zanotował kapitalne występy przeciwko Francuzom i Anglikom (kolejno półfinał i finał).

„Kupimy Olmo, siedźcie cicho”

Większość kibiców FC Barcelony oczekiwało od prezydenta klubu – Joana Laporty sprowadzenia gwiazdy Athletiku Bilbao – skrzydłowego Nico Williamsa. Najprawdopodobniej ostatecznie skrzydłowy nie trafi do klubu z Katalonii, o czym informują najlepiej poinformowane media wokół „Blaugrany”. Nie tak dawno kibice zaczęli nawet zbierać fundusze na transfer piłkarza poprzez nową opcję zarabiania na… TikToku – pisaliśmy o tym TUTAJ.

„Here we go” od Fabrizio Romano padło w bardzo krótkim odstępie czasowym i tutaj pojawią się dwie opcje:

  • FC Barcelona negocjowała z dwoma piłkarzami jednocześnie
  • Transfer Olmo był gotowy „na boku”, aby przykryć brak sprowadzenia Williamsa

Prawda najpewniej jak zawsze leży pośrodku, jednak należy pamiętać, że Laporta jest zdolny do wszystkiego, byle tylko nie zszargać własnej reputacji, o czym najlepiej świadczy saga związana ze zwolnieniem Xaviego i zatrudnieniem Hansiego Flicka. Sam Nico Williams wydaje się coraz bliżej pozostania w Bilbao, a przecież bardzo dużo mówiło się o tym, że Williams w Barcelonie to wręcz przeznaczenie, także dlatego, bo jego kumplem jest Lamine Yamal i transfer przyjmowano jak za pewnik. Szansa na drugą opcję jest równie duża.

Rusza „Flickswagen”

A może te wszystkie heatmapy i analizy nie mają sensu? Może Flick szarpnie klubem i spowoduje nowe, lepsze otwarcie? Póki co niemiecki szkoleniowiec ma spory kredyt zaufania zarówno u kibiców, jak i samego Laporty. Dostał on od nowego sezonu do sztabu postać Julio Tousa, który wygląda na odpowiedź na sugestię Roberta Lewandowskiego wobec klubu co do lepszego przygotowania fizycznego zawodników – przez dekadę pracował on u Antonio Conte.

Kto wie – może to właśnie wizjoner z Heidelbergu doprowadzi do rewolucji w klubie? Wówczas byłby to już drugi przewrót w „Blaugranie”, do którego by doprowadził. Pierwszy miejsce miał w 2020 roku, gdy w ćwierćfinale pandemicznej edycji Ligi Mistrzów (ach, co to był za turniej!) pokonał FC Barcelonę 8:2. Wtedy odejściem z klubu zagroził Leo Messi (ostatecznie okręt opuścił rok później), a zespół „Dumy Katalonii” definitywnie opuściły takie gwiazdy jak Luis Suarez czy Ivan Rakitic.

Na ten moment Flick może kombinować do woli. Z tyłu głowy musi jednak mieć fakt, że kilka słabszych meczów – remisów ze średniakami, wymęczonych zwycięstw ze słabeuszami i w stolicy słynącego z krewkich charakterów regionu znów zacznie mówić się o kryzysie. A jest to słowo, którego fani „Blaugrany” nie znoszą.

Pierwszy ligowy egzamin przed Flickiem, Olmo, Pedrim i całą zgrają już 17 sierpnia, kiedy to FC Barcelona na Estadio Mestalla podejmie zespół Valencii.

Fot. PressFocus