Złoczyńca Feio i winkelriedyzm Śląska – skandale polskich drużyn w europejskich pucharach

16.08.2024

15 sierpnia 2024 roku bez wątpienia przejdzie do historii występów polskich klubów na arenie międzynarodowej. Ostatecznie po niezwykle emocjonujących meczach awans do kolejnej rundy wywalczyły sobie Legia Warszawa i Wisła Kraków, jednak czysto sportowe emocje zdecydowanie zostały przykryte przez te niezwiązane z boiskiem.

Feio znowu nie wytrzymał

Gdyby nie inne, równie kontrowersyjne zdarzenia tego dnia, portugalski szkoleniowiec byłby na ustach całej piłkarskiej Europy. Kontrowersje w spotkaniu Śląska, czy niezwykle długa seria karnych w meczu Wisły Kraków wciąż jednak nie dały rady przykryć zachowania Goncalo Feio. I dobrze. Po zremisowanym 1:1 meczu z Brondby, oznaczającym awans do fazy play-off eliminacji Ligi Konferencji, trener „Wojskowych” jak gdyby nigdy nic pokazał… środkowy palec kibicom gości.

Warto wspomnieć, że kibice Brondby podczas pierwszego starcia rozgrywanego w Danii mimo zakazu wpuścili na stadion fanów Legii Warszawa, dzięki czemu stosunki między kibicami obu drużyn zdecydowanie były poprawne. I wtedy zjawił się on – Goncalo Feio. Wciąż nie wiadomo, jakimi pobudkami się kierował, a na pomeczowej konferencji prasowej stwierdził jedynie, iż „czuł się prowokowany”.

Zachowanie Feio nie jest niestety niczym zaskakującym. Podczas pracy w Motorze Lublin, do ”mainstreamu” przeszła bowiem afera, kiedy to Portugalczyk w złości miał… rzucić kuwetą na dokumenty w ówczesnego dyrektora sportowego klubu Pawła Tomczyka. Ostatnie tygodnie są dla szkoleniowca z Portugali niezwykle trudne i da się to poznać nie tylko po incydencie ze spotkania przeciwko Brondby, ale także podczas konferencji prasowych. Przykładowo, po zremisowanym 2:2 meczu z Puszczą Niepołomice wypalił, że media „jak zawsze szukają krwi”, oraz „wskazywanie winnych nic nie da”.

Wróćmy jednak do środkowych palców, których nie da się przemilczeć. Panie Feio, to jest sport, piłka nożna, swego rodzaju honor. Emocje? Rozumiemy je, ale kto jak kto, trener powinien potrafić je kontrolować. Jak ulał do tej historii pasuje fragment utworu „+4822” Taco Hemingwaya, w którym warszawski raper śpiewa:

Tu w stolicy, gdzie stoicyzm niebezpiecznie niemodny

Popiół wciąż nieużyty

Po takich wybrykach 99% trenerów przyznałoby się błędu i próbowało jakkolwiek naprawić sytuację. Ale nie Feio, który za każdym razem albo robi z siebie ofiarę – tak jak w Motorze – albo irracjonalnie idzie w zaparte. Tym razem Portugalczyk wybrał coś po środku. Zaczęło się od tłumaczeń, jednak słowo „przepraszam” nigdzie nie padło.

Pokazujesz środkowy palec kibicom i co robisz na konferencji? Nie przepraszasz, a wdajesz się się w kłótnię z dziennikarzem, który wypomniał, że zachowujesz się jak jak „gówniarz z blokowiska”, a nie trener jednego z najbardziej zasłużonych klubów w Polsce. Problem z Feio jest duży, gdyż w świecie polskiej piłki nie mieliśmy jeszcze do czynienia jednocześnie z tak dobrym trenerem, jak i może tak samo… słabym człowiekiem.

Śląsk przegrał z sędzią

Letnia kampania Śląska Wrocław w europejskich pucharach zdecydowanie nie zachwyciła. Ekipa Jacka Magiery najpierw z problemami odprawiła słabiutki zespół Rygi FC, a w kolejnej rundzie eliminacji przegrała 0:2 pierwszy mecz ze szwajcarskim St. Gallen. Rewanż odbywający się na stadionie we Wrocławiu przykrył jednak wszelkie niedoskonałości. Śląsk walczył, dominował i co najważniejsze – strzelał gole. I choć zaczęło się od straty bramki, zespół z Dolnego Śląska zdołał odrobić straty – ba, strzelił trzy gole w niecałe osiem minut.

Druga połowa meczu to już jednak istny skandal i kompromitacja chorwackiego sędziego – Duje Strukana. Trzy czerwone kartki, siedem żółtych – to nie powinno mieć miejsca na poziomie europejskich pucharów. Do tego doszedł powtórzony rzut karny i bezpośrednia czerwona kartka za… symulowanie. Te wszystkie – delikatnie mówiąc – dziwne decyzje powodują, że arbiter z Bałkanów raczej na wakacje do Wrocławia nigdy nie przyjedzie.

Trzeba jednak wspomnieć o skandalicznym incydencie z polskimi kibicami w roli głównej, którzy w rasistowski sposób obrażali ghańskiego bramkarza St. Gallen – Lawrence’a Atiego-Zigiego. Po meczu swoje „show” dał również Jacek Magiera, który jasno stwierdził, że po zakończonym meczu udał się do pokoju sędziowskiego wraz z płaczącym chłopcem. Chorwat odpowiedział na to agresywnym zatrzaśnięciem drzwi. Zachowanie Strukana nijak ma się do haseł UEFA, w których jest mowa choćby o zaufaniu, czy fair play.

Po takim dwumeczu (ostatecznie zakończonym zwycięstwem St. Gallen 4:3) trudno mieć jakiekolwiek pretensje do zespołu Śląska. ”Zap******ali” na boisku”, jak to powiedział po meczu na antenie Polsatu bramkarz Rafał Leszczyński. Pokusić się można nawet o stwierdzenie, że nie przegrali oni ze Szwajcarami, ale właśnie z chorwackim arbitrem. A takie porażki bolą najbardziej.

Jest też powód do radości

Wybryk Feio i sędzia wypaczający rezultat meczu Śląska zdecydowanie nie należą do miłych informacji. Pozytywnie wyróżniła się jednak Wisła Kraków, która najpierw odrobiła straty z pierwszego meczu, a następnie w dramatycznej serii rzutów karnych wywalczyła awans do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji. Co więcej, nawet rzuty karne prawie okazały się niewystarczające, by wyłonić zwycięzcę tego dwumeczu. Piłkarze strzelali bowiem aż 28 razy, co jest absolutnym fenomenem na miarę całego Starego Kontynentu.

fot. PressFocus