Puchar Polski: TOP 5 niespodzianek pierwszej rundy

Napisane przez Mateusz Dukat, 27 września 2024
Puchar Polski - niespodzianki

Puchar Polski zwłaszcza w swojej początkowej fazie często charakteryzuje się wysokimi zwycięstwami faworytów, którzy bezwzględnie pastwią się nad rywalami z niższych lig. W tegorocznej edycji „Pucharu Tysiąca Drużyn” mieliśmy jednak do czynienia z zupełnym odwróceniem tego trendu. Wszystko przez niespodzianki, a także ogromne sensacje, które w ostatnich dniach stały się wręcz codziennością. W grze nie ma już lidera oraz wicelidera Ekstraklasy.

5. miejsce – Avia Świdnik vs Polonia Bytom

Zestawienie rozpoczną dwie sensacje z trzecioligowcami w roli głównej. Zacznijmy od Avii Świdnik, która wygrała z… niepokonaną w drugiej lidze Polonią Bytom. I choć z perspektywy papieru wydaje się, że nie jest to aż tak duża sensacja, to dramaturgia rozstrzygnięcia i emocje wynagradzają wszelkie wątpliwości. Puchar Polski 2024/25 w tej fazie zaczął się od mocnego uderzenia.

Klub ze wschodu Polski promocję do kolejnej rundy wywalczył sobie bowiem dopiero w rzutach karnych. Podczas 120 minut rywalizacji emocje także sięgały zenitu, gdyż już po nieco ponad pół godzinie gry Polonia prowadziła 2:0. Puchar Polski to jednak takie rozgrywki, że wygranej możesz być pewnym dopiero pod prysznicem po meczu. Avia nie rzuciła szabli i ostatecznie doprowadziła do wyrównania, która później przekształciła się w ekstazę miejscowych fanów futbolu. W drużynie ze Świdnika zagrał Patryk Małecki.

4. miejsce – Sandecja Nowy Sącz vs Cracovia

Teraz przejdziemy do meczu, który właściwie rozpoczął tendencję sensacyjnych zwycięzców. Trzecioligowa (a jeszcze kilka lat temu również ekstraklasowa) Sandecja Nowy Sącz zdołała pokonać utytułowaną i będącą w formie Cracovię. Mecz ten swoje rozstrzygnięcie przyniósł dopiero w dogrywce, kiedy to gola na wagę zwycięstwa strzelił 22-letni Jakub Wilczyński, zapisując na swoim koncie dublet.

Co ciekawe, zespół z Krakowa – przynajmniej na papierze – nie zlekceważył przeciwnika. Dawid Kroczek do boju wysłał bowiem praktycznie najlepszy możliwy skład, który mimo wszystko nie poradził sobie z absolutnym underdogiem. Cracovia była blisko awansu, kiedy wpakowała dwa gole w odstępie minuty, jednak w doliczonym czasie straciła bramkę, a w dogrywce została już dobita.

3. miejsce – Pogoń Grodzisk Mazowiecki vs Lechia Gdańsk

Zwycięstw „Dawidów z Goliatami” nigdy nie za wiele. Puchar Polski to jednak takie rozgrywki, gdzie o boiskowe cuda łatwiej. Tu rozgrywają się takie mecze, w których to drużyna uplasowana o wiele niżej od swojego rywala może z pewnością go pokonać. Takie też było starcie między drugoligową Pogonią Grodzisk Mazowiecki, a ekstraklasową Lechią Gdańsk. Nie widać było różnicy kto gra na wyższym poziomie i w sumie także to jest sporą sensacją w jaki sposób Pogoń momentami „jechała” z Lechią.

Zespół z Mazowsza, podobnie jak Avia Świdnik, awans wywalczyła sobie dopiero po serii rzutów karnych, którą tym razem rostrzygnęło porzekadło o tym, że wygra ten, kto popełni mniej błędów. Pogoń sama zmarnowała „jedenastkę”, jednak rywala z Gdańska tę „sztukę” powtórzyli dwukrotnie. Ostatecznie więc w kolejnej rundzie „Pucharu Tysiąca Drużyn” melduje się drugoligowiec, a bywalec krajowej elity na udaną kampanię musi poczekać kolejny rok. Może Lechia z Szymonem Grabowskim właśnie za rok wygra choć jeden mecz w krajowym pucharze.

2. miejsce – Miedź Legnica vs Raków Częstochowa

Pierwsza z dwóch porażek zespołów, które jeszcze kilka dni temu były jednymi z faworytami do wzięcia udziału w finale, który na początku maja odbędzie się na warszawskim Stadionie Narodowym. Puchar Polski w ostatnich latach to przecież ulubione rozgrywki Rakowa.

Zacznijmy od częstochowskich „Medalików” – w środę 25 września team Marka Papszuna musiał przełknąć gorycz porażki z pierwszoligową Miedzią Legnica. Co dodaje jeszcze goryczy – nie tak dawno temu Raków pozbył się do tego zespołu Adnana Kovacevicia, który zagrał cały mecz. Ekipa z Dolnego Śląska – tutaj patrząc na poprzednie fragmenty rankingu zaskoczenia nie będzie – zwyciężyła w rzutach karnych.

Tym razem kibice zgromadzeni na trybunach nie obejrzeli jednak świetnego widowiska – spotkanie długimi fragmentami było nudnym biciem głową w mur przez Raków i po 120 minutach na tablicy wciąż widniał rezultat 0:0. Najważniejszy jest jednak wynik, a ten dla Miedzi lepszy być po prostu nie mógł. Puchar Polski do Legnicy już kiedyś trafił, w 1992 roku, w konsekwencji czego udało się zagrać z AS Monaco. Może sensacyjna powtórka?

1. miejsce – Resovia Rzeszów vs Lech Poznań

„Zwycięzca” mógł być tylko jeden… ale to Puchar Polski – nie ma tutaj pewniaków. „Kolejorz” przyjechał do Rzeszowa rozpędzony i z nadzieją, że z miejscowym drugoligowcem uda się wygrać najmniejszym możliwym nakładem sił. Duński trener Niels Frederiksen posłał do boju piłkarzy drugiego, a może i nawet trzeciego wyboru. Najpewniej miała być to dla nich nagroda za cierpliwość i pracę na treningach. Z perspektywy czasu można jednak mówić o dużej niestrawności u kibiców. Lech jako jedyny z elity odpadł po 90 minutach. Od dawna nie odpadł tak wcześnie (1/32 finału).

Lech przegrał bowiem 0:1, tracąc gola już w 16. minucie. Po bramce dla Resovii zdecydowana większość sympatyków „Niebiesko-Białyc”h wciąż była spokojna o wynik. W końcu to właśnie „Kolejorz” od kilku tygodni wygrywał mecz za meczem, po drodze chociażby demolując obecnego mistrza Polski Jagiellonię Białystok 5:0.

Tym razem mijały jednak kolejne minuty, a rezultat był wciąż korzystny dla gospodarzy, którym w końcówce nie przeszkodziły nawet… dwie czerwone kartki. Do tego Resovia miałą jeszcze na początku drugiej połowy strzał w poprzeczkę. W Rzeszowie nie był obecny Mikael Ishak. Puchar Polski uwielbia takie cuda. Od 2009 dla Lecha Poznań to wielka pigułka problemów. Swego czasu „Kolejorz” przegrał trzy finały z rzędu. Nieco później trzykrotnie łącznie kończył marzenia o triumfie ww. Raków – raz będąc jeszcze w drugiej lidze.

Fot. PressFocus